Prymas Wyszyński w modlitwie towarzyszył Ojcu Świętemu w Klinice Gemelli, a papież towarzyszył umieraniu Księdza Prymasa. Zresztą rozmawiali ze sobą przez telefon – mówi kard. Kazimierz Nycz w wywiadzie dla KAI z okazji przypadającej w piątek 40-rocznicy śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego.
Dzisiaj, zwłaszcza po wielu lekturach jakie udało mi się przeczytać podczas niedawnej choroby, wprowadziłbym jeszcze trzecią osobę - ks. Władysława Korniłowicza. To przecież ks. Korniłowicz przyprowadził Wyszyńskiego do Lasek i Matki Czackiej. A kard. Wyszyński, w sensie swej formacji duchowej bardzo wiele mu zawdzięczał. Zetknął się z nim najpierw podczas swych studiów na KUL-u, gdy ks. Korniłowicz był profesorem liturgiki na tej uczelni i dyrektorem konwiktu dla księży. I to on później przywiózł go do Lasek. Kard. Wyszyński i Matka Czacka byli związani ze sobą przez podobieństwo duchowości zarówno w czasie II wojny, jak i w czasie powojennym. Od lipca 1940 r. ks. Wyszyński był kapelanem niewidomych dzieci oraz sióstr franciszkanek służebnic krzyża w Laskach, które znalazły schronienie w Kozłówce na Lubelszczyźnie, a potem w Żułowie. W czerwcu 1942 r. ks. Wyszyński przyjechał do Lasek pod Warszawą i jako kapelan zakładu dla niewidomych został tam do zakończenia wojny. W 1944 r. przystąpił do Armii Krajowej, nosił pseudonim Radwan II, a w czasie powstania warszawskiego był kapelanem w szpitalu powstańczym w Laskach.
A po wojnie nadal przyjeżdżał do Lasek z własnego wyboru, szczególnie po 1948 r. gdy został arcybiskupem warszawskim. Bywał tam często i spotykał się z Matką Czacką aż do momentu jej śmierci w 1961 r. Można powiedzieć, że wzajemnie ładowali sobie akumulatory.
A powracając do ks. Korniłowicza dodam, że – mówiąc kolokwialnie - "był to ktoś", wielka postać Kościoła w tamtym czasie. Bardzo wiele zrobił dla ukształtowania duchowości Lasek oraz duchowej formacji Prymasa Wyszyńskiego. Ale także dla odnowy liturgicznej Kościoła w Polsce w okresie międzywojenny czy inicjowania dialogu Kościoła ze światem.
A biorąc to wszystko pod uwagę - gdyby Kongregacja cudem zdążyła zakończyć proces beatyfikacyjny ks. Korniłowicza - myślę, że byłoby to piękne, gdyby doszło do potrójnej beatyfikacji. Ale w tych trzech miesiącach nie jest to realne. Proces beatyfikacyjny ks. Władysława Korniłowicza jest co prawda zaawansowany, ale musi zostać uznany cud za jego wstawiennictwem. Tego jeszcze brakuje.
Czy może Ksiądz uchylić tajemnicy jak będą wyglądać uroczystości beatyfikacyjne 12 września?
Na razie jeszcze nie mogę. Przypomnę, że w liście, który sygnował w imieniu papieża Franciszka kardynał substytut, jest napisane, że „ma to być beatyfikacja skromna, na miarę możliwości pandemicznych”. I taką właśnie przygotowujemy. Jesteśmy gotowi też przygotować dużą, gdyby takie możliwości się pojawiły. Jedno jest pewne, daty beatyfikacji nie będziemy już przekładać.
Rok temu, kiedy z powodu pandemii beatyfikacja została odłożona, niektórzy „mędrcy” radzili mi: „Nie wolno tego robić, niech Ksiądz Kardynał beatyfikuje kard. Wyszyńskiego choćby w swej prywatnej kaplicy”. Mogłem mieć takie upoważnienie od papieża, aby beatyfikacja odbyła się w gronie czterech osób, ale na to się nie zdecydowałem. Towarzyszyło mi pytanie: jak wybrać tę czwórkę? To niemożliwe!
W świetle planów na dziś, w uroczystości beatyfikacyjnej będzie mogło uczestniczyć ok. 6 tys. wiernych. Takie są możliwości w obecnym czasie. Mimo to nadal pozostaje pytanie: jak wybrać te sześć tysięcy, przecież ludzie mają prawo do realnego udziału w beatyfikacji a nie tylko przez media. Na razie cieszymy się, że pandemia stopniowo ustaje i mam nadzieję, że nie trzeba będzie zastosować większych ograniczeń.
Ksiądz Kardynał wychodzi z poważnej choroby, powraca do obowiązków po doznanym udarze. Czym osobiście dla Księdza Kardynała było to doświadczenie?
Za ocalenie zdrowia dziękuję Panu Bogu, lekarzom, pielęgniarkom i przy okazji całej służbie zdrowia, która w okresie pandemii pracuje ciężko i ofiarnie. Był to udar, ale przy równoczesnym zarażeniu covidem. Leżałem więc na oddziale kowidowym. Jeśli ktoś myśli, że koronawirusa nie ma, to nikomu nie życzę pobytu w szpitalu na takim oddziale.
Z perspektywy łóżka szpitalnego inaczej patrzy się na życie: rzeczy, które uważało się za bardzo ważne, nagle tracą wartość, a człowiek myśli o tym co najważniejsze, o tym co naprawdę w życiu się liczy. Wyrażam dziękczynienie Panu Bogu za to, że jeszcze jakiś czas mi zostawił, choć nie wiem jak długi. A ludziom dziękuję, że się modlili, że telefonowali do mnie, choć nie zawsze telefony te mogłem odebrać.
Czy z perspektywy przebytej choroby i pobytu na oddziale kowidowym, chciałby Ksiądz Kardynał zaapelować do tych, co mają wątpliwości, aby jednak się szczepili?
Trzeba w sposób rozsądny, w zgodzie z wynikami nauki stosować metody, które mogą pandemii zapobiec. A wśród nich podstawową są szczepienia. Jeśli więc chcemy być społeczeństwem uodpornionym na tę zarazę - a mówię to jako człowiek, który sam przeszedł covid - to szczepmy się jak najszybciej.