Język teologiczny wypracowany w ramach ruchu ekumenicznego przypomina esperanto.
Od kilkunastu lat obserwuję działalność różnych inicjatyw ekumenicznych podejmowanych na terenie Polski. Niestety, przekonuję się, że bardzo często teologiczna dyskusja na temat ekumenizmu oderwana jest od doświadczenia ekumenicznego. Życie idzie swoim torem, a teologowie tworzą jakby obok swoje teorie. Próby podejmowane przez Światową Radę Kościołów, by stworzyć jakiś odrębny język teologiczny, który zadowoliłby ekumenistów wszystkich wyznań, od lat nie przynoszą efektu.
Język teologiczny wypracowany w ramach ruchu ekumenicznego przypomina, niestety, esperanto. Pomysł Ludwika Zamenhofa, by stworzyć neutralny i łatwy do nauki język, przydatny do międzynarodowej komunikacji, niezastępujący jednak innych narodowych języków, wydawał się genialną ideą, która, niestety, nigdy nie została wcielona w życie. Poza garstką zapaleńców nikt nie porozumiewa się w tym języku. Jego miejsce w sposób naturalny zajął język angielski. Żywy język posiada większą siłę oddziaływania.
Podobne zjawisko możemy zaobserwować w teologii ekumenicznej. Próba stworzenia sztucznego języka nikogo nie zadowala i tak naprawdę nie służy porozumieniu. Najważniejsze kwestie i tak są rozwiązywane w ramach konkretnych wyznań. Analogia, jaka zachodzi pomiędzy esperanto i językiem teologicznym ruchu ekumenicznego, nie wyczerpuje się tylko w tym stwierdzeniu. Nie wystarczy powiedzieć, że każde z wyznań, pomimo dialogu prowadzonego przez tyle lat, pozostaje przy swoim języku. Trzeba postawić sobie jeszcze jedno pytanie: który z języków zastąpi owo teologiczne esperanto ruchu ekumenicznego? Który z nich jest najbardziej nośny, najłatwiejszy, neutralny i przydatny w międzywyznaniowej komunikacji? Wydaje się, że katolicyzm od jakiegoś czasu nie zajmuje już tej pozycji. Obawiam się, że w najbliższym czasie świat chrześcijański, a to znaczy również – świat katolicki, będzie coraz bardziej kształtowany przez pojęcia, obrazy i formuły wypracowane we wspólnotach pentekostalnych. Może więc warto zadbać o piękno naszego „narodowego języka” – tego, który w kruchej Hostii wyznaje realną obecność Chrystusa.•
o. Wojciech SURÓWKA OP