W stolicy Francji nie czuć ani strachu, ani tym bardziej paniki z powodu pandemii koronawirusa. Paryżanie nie zmienili swoich nawyków: nadal tłumnie chodzą do restauracji i kawiarni, zarówno na poranne espresso, jak i na wino i kolację później w ciągu dnia.
W centrach dzielnic kafejki pełne są osób, które przed pójściem do pracy lubią wypić kawę i przejrzeć gazetę czy newsy w telefonie.
Zdecydowanie mniej turystów odwiedza natomiast wieżę Eiffla czy Luwr.
W czwartek w nocy paryski park rozrywki Disneyland poinformował, że zamyka swoje podwoje z powodu zakażenia się koronawirusem przez kilku pracowników.
Na lotnisku Charlesa de Gaulle's jest zdecydowanie mniej podróżnych, ale mniej osób przylatuje do Francji już od grudnia zeszłego roku, kiedy zaczęły się strajki przeciwko reformie emerytalnej. Z powodu dwumiesięcznej akcji protestacyjnej transportowców miasto niemal stanęło - tworzyły się wielokilometrowe korki.
Obecnie paryżanie znów korzystają z transportu publicznego, choć niektórzy, głownie turyści, noszą maseczki ochronne w metrze, tramwajach czy autobusach. Ministerstwo zdrowia odradza Francuzom korzystanie z masek medycznych, jeśli nie zauważają u siebie symptomów żadnej choroby.
Tymczasem rodzice niechętnie przyjęli zapowiedziane przez prezydenta Emmanuela Macrona zamknięcie od poniedziałku do odwołania wszystkich szkół, przedszkoli i żłobków. Miasto ma jednak organizować jakiś rodzaj formy zbiorowej opieki nad dziećmi; gminy nie ujawniły jednak jeszcze szczegółów w tej sprawie. W czwartek wieczorem niektóre szkoły rozesłały jedynie informację o braku lekcji począwszy od poniedziałku.
Sprzeciw społeczny budzi również we Francji zakaz odwiedzin osób starszych w domach spokojnej starości. Dzieci seniorów zapowiadają protesty w tej sprawie, uważając że zakaz nie uchroni osób starszych przed wirusem w sytuacji, gdy personel takich placówek wychodzi na zewnątrz i nie nosi ani masek, ani rękawiczek czy ubrań ochronnych. Prezydent Macron zalecił osobom powyżej 70. roku życia pozostawanie w domach i unikanie odwiedzin.
Centra handlowe nadal pełne są klientów, podobnie, jak supermarkety. Ludzie kupują na zapas i półki zaczynają świecić pustkami, widać jednak niedobory głównie produktów z długim terminem ważności i tych najtańszych: konserw, żywności w puszkach, pieczywa tostowego, najtańszych kasz, mąk i makaronów. "Kryzysy dotykają najbiedniejszych" - kwituje sytuację podparyski sprzedawca Lionel w rozmowie z PAP.
Z aptek dawno zniknęły maseczki medyczne i żele antybakteryjne. Cześć placówek zaczęła sama wytwarzać żele, ale popyt na nie jest tak duży, że artykuły te stały się praktycznie nieosiągalne w Paryżu.
W parkach nadal spaceruje i biega wiele osób. Zachęca do tego pogoda, w Paryżu czuć już bowiem wiosnę, temperatura utrzymuje się w ciągu dnia powyżej 10 stopni Celsjusza.
W nocy ze środy na czwartek kilka tysięcy kibiców świętowało kwalifikację ukochanej drużyny Paris Saint-Germain do ćwierćfinałów Ligii Mistrzów po zwycięstwie z Borussią Dortmund.
Fani piłki nożnej tłumnie zebrali się przed stadionem Parc des Princes w południowo-zachodniej części Paryża, gdzie mieści się siedziba stołecznego klubu PSG. Mimo zakazu zgromadzeń powyżej tysiąca osób i zagrożenia z powodu koronawirusa, kibice do późnych godzin nocnych obejmowało się, tańczyło, piło alkohol i puszczało race. "To była wielka impreza" - mówi PAP kibic PSG, Antoine, z podparyskiego Boulogne-Billancourt. Mecz odbył się przy pustych trybunach, ale pod stadion przybyły tłumy.
"Piłkarze wyszli do nas, żeby docenić, że jesteśmy z nimi. Zdjęli koszulki, pili na balkonach, cieszyli się, że jesteśmy. Trzeba żyć dalej, a nie siedzieć w domach przed telewizorem" - podkreśla Antoine, który informacje o pandemii Covid-19 uważa za przesadzone i "nakręcone przez media".