Skąd się bierze trend, który każe ludziom czerpać „mądrości życiowe” od gwiazdeczek internetowych filmików?
W internecie dużo jest dobrego. Ale też cały ocean bzdurnych poradników i tutoriali o tym, jak żyć, jak kochać, jak wychowywać, jak zdradzać, jak wracać do siebie, jak zrywać czereśnie, jak zorganizować przyjęcie roku dla świnek morskich i dlaczego warto przemalować włosy na zielono. Oraz wiele, wiele więcej. Moda na internetowe poradnictwo serwowane przez różnego kalibru blogerów oraz pomagierów zalewa sieć i zdrowy rozsądek. I wciąga, nie tylko młodych. Choć przypuszczalnie właśnie dla młodych jest najbardziej niebezpieczna. Siecioporady psychologiczne udzielane są nie przez psychologów, lecz przez różnych coachów, znawców życia, uśmiechniętych, „doświadczonych” showmanów oraz gimnazjalistów, którzy przeczytali kilka artykułów, i uważają, że są mądrzy, oraz mają dostęp do kamery. Potrafią też sprawnie kręcić i montować filmiki. Powstają więc kuriozalne pseudopsychologiczne gnioty, urągające zdrowemu rozsądkowi. I oglądają je tłumy internautów. Z komentarzy można wnioskować, że przynajmniej część z nich traktuje swoich internetowych „tutorów” bardzo poważnie. Owe gwiazdy internetowe, udzielające porad: „co dalej po rozwodzie”, „czy warto się wiązać” albo „jak stać się silnym człowiekiem” i „czy picie wody oczyszcza ducha”, często mylą pojęcia, bez mrugnięcia okiem wygłaszają tezy, które po prostu szkodzą, a nie pomagają. W najlepszym razie przekazują truizmy i pseudowartości, które może nie zaszkodzą, ale i nie pomogą oglądającym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska