Brytyjska premier Theresa May oceniła w sobotę, że nocne ataki na strategiczne obiekty w Syrii powiązane z reżimem Baszara el-Asada były "słuszne i zgodne z prawem", a także były konieczne dla przestrzegania zakazu stosowania broni chemicznej.
Szefowa rządu podkreśliła, że interwencja Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji była "znacznie większa niż działanie podjęte przez USA rok temu i zaplanowane w taki sposób, aby mieć większy wpływ na możliwości i chęć reżimu (Asada) do używania broni chemicznej".
Jednocześnie zastrzegła, że celem ataku "nie było ingerowanie w wojnę domową ani zmiana władzy" w Syrii. Według May było to "ograniczone, starannie wymierzone i skuteczne uderzenie z jasno wytyczonymi ograniczeniami, aby nie doprowadzić do eskalacji i (...) aby uniknąć ofiar cywilnych".
Wielka Brytania wykorzystała w interwencji cztery samoloty Królewskich Sił Powietrznych (RAF) Tornado GR4 stacjonujące na Cyprze, które zbombardowały położony ok. 25 km na zachód od syryjskiego miasta Hims obiekt wojskowy, w którym miały być przechowywane elementy składowe broni chemicznej.
Premier zaznaczyła, że ogólnodostępne informacje i raporty wywiadowcze jednoznacznie wskazują na odpowiedzialność reżimu Asada za dotychczasowe ataki chemiczne, m.in. ze względu na użycie helikopterów i bomb beczkowych, którymi "nie dysponuje żadna inna grupa".
May przyznała, że elementem decyzji o uderzeniu militarnym była narastająca frustracja wynikająca z tego, iż każda próba pociągnięcia syryjskiego reżimu do odpowiedzialności poprzez rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ była blokowana przez Rosję.
"Nie mieliśmy więc wyboru i musieliśmy uznać, że same działania dyplomatyczne nie będą bardziej efektywne w przyszłości niż były dotychczas" - powiedziała, wskazując na rosyjskie próby dezinformacji przez sugerowanie, że atak chemiczny w Dumie koło Damaszku z 7 kwietnia był "ustawiony" przez Wielką Brytanię.
Nawiązując do niedawnej próby zabójstwa rosyjską substancją chemiczną Nowiczok byłego pułkownika GRU Siergieja Skripala, który przeszedł na stronę brytyjską, May zastrzegła również, że nocna interwencja "jest przypomnieniem dla innych, że społeczność międzynarodowa nie będzie biernie stała i patrzyła na bezkarne używanie broni chemicznej".
Jednocześnie szefowa rządu broniła decyzji o interwencji bez uzyskania poparcia parlamentu tłumacząc, że było to "słuszne i zgodne z prawem", ponieważ działano mając jednomyślne poparcie członków rządu. Zapowiedziała jednak, że w poniedziałek przedstawi posłom szczegółową informację o przebiegu nocnego ataku i odpowie na ich pytania na ten temat.
Brak zgody Izby Gmin był jednak powodem krytyki decyzji May ze strony polityków opozycji. Lider Partii Pracy Jeremy Corbyn ocenił, że podjęte działania mogą być "prawnie kwestionowalne" i sprawiają, że "pociągnięcie do realnej odpowiedzialności za zbrodnie wojenne i użycie broni chemicznej jest teraz mniej, a nie bardziej prawdopodobne".
Z kolei szef Liberalnych Demokratów Vince Cable powiedział, że "podczepianie się pod nieobliczalnego amerykańskiego prezydenta (Donalda Trumpa) nie zastąpi (politycznego) mandatu przyznanego przez Izbę Gmin". Pierwsza minister Szkocji Nicola Sturgeon zaznaczyła, że jej zdaniem premier May nie odpowiedziała na pytania o to, jak to działanie - podjęte bez zgody parlamentu - powstrzyma dalsze użycie broni chemicznej przez syryjski reżim.
May otrzymała pełne poparcie ze strony koalicyjnego partnera, północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistów (DUP), która zaznaczyła, że premier miała "pełne prawo" do zdecydowania o bombardowaniach obiektów w Syrii.
Połączone wojska amerykańskie, brytyjskie i francuskie przeprowadziły nad ranem w sobotę serię nalotów w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej podczas ataku 7 kwietnia w mieście Duma na wschód od Damaszku; miało tam zginąć ponad 60 osób. O ten atak chemiczny kraje zachodnie oskarżają siły prezydenta Syrii Asada. Koalicja zbombardowała obiekty w Damaszku i na zachód od miasta Hims.