W październiku 32 proc. badanych przez CBOS określało się, jako sympatycy rządzących; 20 proc. (spadek o 10 punktów procentowych w stosunku do maja) wyrażała swoje poparcie dla opozycji; 44 proc. (wzrost o 10 punktów) podkreślało, że nie sympatyzuje ani z rządzącymi, ani z opozycją .
CBOS w maju 2017 r. obok zestawu tradycyjnych pytań dotyczących poglądów politycznych i preferencji partyjnych po raz pierwszy zapytał o uogólnione sympatie wobec rządzących i potraktowanej zbiorczo opozycji. Według ówczesnych deklaracji Polacy dzielili się na trzy podobnie liczne grupy: sympatyków obozu rządzącego (33 proc.), sympatyków opozycji (30 proc.) oraz osoby nieutożsamiające się z żadną ze stron politycznego frontu, które umownie nazwaliśmy publicznością (34 proc.).
Po pięciu miesiącach zmniejszyło się poparcie dla traktowanej zbiorczo opozycji, przy utrzymującej się na tym samym poziomie liczbie zwolenników obozu rządzącego - zaznaczył Ośrodek.
W ciągu pięciu miesięcy wzrosło poparcie dla rządzących wśród respondentów mających od 55 do 64 lat, którzy tym samym dołączyli, obok najstarszych badanych, do największych zwolenników rządów PiS i jego koalicjantów. Relatywnie najwięcej sympatyków opozycji znajdujemy wśród ludzi młodych (od 18 do 24 roku życia).
O ile poparcie dla rządzących jest jednoznacznie skorelowane z prawicowymi poglądami politycznymi (72 proc.), o tyle osoby o orientacji lewicowej równie często zaliczają się do zwolenników opozycji (46 proc.) i publiczności (45 proc.).
46 proc. badanych uważa, iż zmiany dokonywane w ciągu ostatnich dwóch lat sprawiły, że Polska stała się krajem bardziej sprawiedliwym, niż była wcześniej. Nie zgadza się z tą tezą 29 proc., natomiast 15 proc. badanych sądzi, że pod tym względem Polska za rządów PiS się nie zmieniła.
54 proc. mężczyzn jest zdania, że w okresie rządów PiS Polska stała się krajem sprawiedliwszym. Kobiety są dużo bardziej powściągliwe w ocenach - tę opinie podziela 40 proc. z nich. Jak na dwuwymiarową kategorię socjodemograficzną, jaką jest płeć, są to różnice duże - podkreśla CBOS.
Wydarzenia, jakie miały miejsce w Sejmie w grudniu ubiegłego roku czy też tegoroczne lipcowe oraz późniejsze protesty uliczne i zachowanie się podczas nich służb porządkowych, sprawiły, że pojawiły się opinie, iż obóz rządzący dąży do ograniczenia prawa do wyrażania swych opinii (w tym ulicznych protestów) osobom mającym odmienne poglądy polityczne niż władza i krytycznych wobec wprowadzanych przez nią zmian.
Polacy w ocenie tego rodzaju twierdzeń są podzieleni - tylko minimalnie więcej uważa, że rząd nie ma takich dążeń (43 proc.), co dostrzega tego rodzaju tendencje w polityce wewnętrznej (42 proc.). O braku dążeń autorytarnych wśród rządzących częściej przekonani są mężczyźni (49 proc.), niż kobiety (38 proc.), choć one tylko trochę częściej niż oni dostrzegają tego rodzaju groźbę.
Brak intencji ograniczania praw i wolności osób mających odmienne poglądy przypisują władzy przede wszystkim badani o prawicowych poglądach politycznych (71 proc.), przynajmniej raz w tygodniu uczestniczący w praktykach religijnych, mający co najmniej 55 lat, z wykształceniem podstawowym, a spośród grup społeczno-zawodowych emeryci, robotnicy niewykwalifikowani, rolnicy oraz gospodynie domowe. Są to zatem te grupy, które zaliczają się do zwolenników obecnej władzy.
Z kolei o dążeniu do ograniczenia swobód obywatelskich osób mających inne poglądy, niż władza i chcących te poglądy wyrażać publicznie przekonani są w większości badani o orientacji lewicowej (73 proc.) i centrowej (56 proc.), w wieku 35-44 lata, mieszkający w dużych miastach (powyżej 100 tys. mieszkańców), z wykształceniem średnim i wyższym, w ogóle nieuczestniczący w praktykach religijnych lub sporadycznie biorący w nich udział.
80 proc. respondentów uważa, że rząd dąży do ograniczenia praw i wolności obywatelskich osób niepopierających obecnej władzy i jej polityki. 78 proc. odsetek zwolenników obozu rządowego nie dostrzega tego rodzaju dążeń. Publiczność przychyla się do opinii, że w zachowaniu przedstawicieli władzy widać dążenie do ograniczania praw i wolności obywateli inaczej myślących (47 proc.), rzadziej neguje tego rodzaju tendencję (31 proc.).
47 proc. jest zdania, że w ciągu ostatnich dwóch lat podziały i konflikty między Polakami się wzmogły. Według 27 proc. poziom "konfliktogenności" nie zmienił się w tym okresie i obecnie jest taki sam jak za rządów PO. 13 proc. jest zdania, że w czasie rządów PiS poziom sporów i konfliktów w polskim społeczeństwie się zmniejszył. Tylko 2 proc. badanych uważa, że polskie społeczeństwo żyje w pełnej zgodzie, nie jest podzielone i skonfliktowane. 11 proc. nie ma zdania.
Tezę o nasileniu konfliktów i podziałów w ostatnich dwóch latach najczęściej akceptują zwolennicy opozycji: 75 proc. zgadza się z tym stwierdzeniem. W znacznej części podziela ją również publiczność, czyli osoby nieopowiadające się za żadną ze stron (47 proc.) oraz, choć wyraźnie słabiej, osoby nieumiejące się zaklasyfikować do tych kategorii (33 proc.).
Sympatycy obozu rządzącego są w tej kwestii podzieleni, porównywalny odsetek uważa, że w ciągu ostatnich dwóch lat nic się pod tym względem nie zmieniło (32 proc.), co konstatuje, że poziom konfliktów i sporów się zwiększył (31 proc.).
W potencjalnych elektoratach o nasileniu konfliktów w ostatnim dwuleciu najsilniej przekonani są zwolennicy Nowoczesnej (81 proc.) i PO (73 proc.), wyborcy niezdecydowani, na kogo głosować (57 proc.) oraz sympatycy ruchu Kukiz'15 (51 proc.). Jedynie zwolennicy PSL nieco częściej sądzą, że poziom "konfliktogenności" się nie zmienił i jest taki sam jak za rządów koalicji PO-PSL (44 proc.). Zdeklarowani wyborcy PiS są w tej sprawie podzieleni, choć minimalnie większy ich odsetek sądzi, że poziom konfliktów i sporów się zwiększył (33 proc.), niż opowiada się za tezą o braku zmian (31 proc.).
Odpowiadając na pytanie otwarte 65 proc. ankietowanych dostrzegających podziały wśród Polaków wskazywało mniej lub bardziej bezpośrednio na politykę jako ten wymiar życia społecznego, który obecnie najbardziej dzieli polskie społeczeństwo.
Najczęściej formułowano, że to sytuacja polityczna, poglądy polityczne, politycy powodują, iż duch wspólnoty zanika, a przynajmniej jest mniejszy, niż był kiedyś (34 proc.). 16 proc. wymieniało konkretne siły polityczne odpowiadające ich zdaniem za stan atrofii zaufania społecznego i porozumienia.
Najczęściej były to oceny neutralne, pozbawione krytycyzmu wobec konkretnych sił, a będące jedynie prostym stwierdzeniem faktu, że to kłótnie między PiS i PO ("żarcie się między PO i PiS") lub PiS i resztą powodują największe podziały wśród Polaków.
10 proc. sądzi, że za sytuację, w której społeczeństwo jest radykalnie podzielone, a część obywateli traktowana jako "Polacy drugiego sortu", odpowiedzialny jest obóz rządzący. Mówiono o nieprzestrzeganiu Konstytucji, zawłaszczaniu państwa, despotycznych rządach; podkreślano, że za podziały odpowiada "obłuda i fałsz rządzących", pojawiały się takie głosy: "Partia rządząca podzieliła Polaków, na swoich suwerenów i gorszy sort", "Monopol jednej partii mnie przeraża", " rząd wszystko chce mieć pod kontrolą, próbuje narzucać styl życia".
3 proc. badanych uważa, że za ten stan rzeczy odpowiedzialni są konkretni politycy PiS - w 2 proc. wypowiedzi pojawiało się nazwisko lub funkcja Jarosława Kaczyńskiego, a w 1 proc. inne nazwiska z tego obozu politycznego m.in. ministrów Zbigniewa Ziobry i Antoniego Macierewicza.
2 proc. winą za istnienie podziałów jednoznacznie obciąża Donalda Tuska, PO czy szerzej - opozycję, a także KOD, mówiono: "Opozycja kryje swoje wały, a część ludzi im wierzy i wychodzi na ulice", "PO namieszało ludziom w głowach, PiS chce dobrze".
Łącznie 19 proc. respondentów uważa, że to pieniądze, różnice w zarobkach, różnice w poziomie dochodów, poziomie życia, zamożności są największym źródłem podziałów społecznych.
Badanie "Aktualne problemy i wydarzenia" (329) przeprowadzono metodą wywiadów bezpośrednich (face-to-face) wspomaganych komputerowo (CAPI) w dniach 5-12 października 2017 roku na liczącej 948 osób reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.