Katalonia jest przykładem, że budując dobry PR dla swoich politycznych idei, można osiągnąć więcej niż prowadząc klasyczną politykę.
Katalonii nie da się nie lubić. Piękna stolica, gościnni ludzie, udane wakacje czy legendarny klub sportowy. Najbogatszy region Hiszpanii świadomie budował swój dobry wizerunek. Ale jak się okazało, nie chodziło tylko o przyciągnięcie turystów czy inwestorów. Władze Katalonii zbudowały dobrą glebę dla uznania na świecie katalońskich aspiracji niepodległościowych. Z ostatnich wydarzeń w tym regionie zapamiętaliśmy obraz brutalnej, hiszpańskiej policji dążącej do uniemożliwienia Katalończykom wypowiedzenie się w demokratycznym referendum.
Ale sprawa okazuje się nie być taka prosta. Cały świat europejskiej polityki nabrał wody w usta. Niepodległości Katalonii nie uzna prawdopodobnie żaden kraj na świecie. Co więcej, jeśli rząd w Madrycie zdecyduje się na zawieszenie katalońskiej niepodległości, nie spotka się raczej ze sprzeciwem dyplomatycznym. Ale takie rozwiązanie nie zakończy kryzysu. Katalońscy przywódcy wiedzą, że w patowej sytuacji mają przewagę wizerunkową.
Przykład Katalonii pokazuje, jak ważny jest PR w polityce. Mając bardzo niewiele atutów politycznych po swojej stronie, zwolennicy niepodległości Katalonii potrafili nadać swojej ideologii taką atrakcyjność, że ich działania wyglądają jak romantyczna walka z brutalnym okupantem, a nie jak bezprawny zamach stanu. To, że Katalonia kojarzy nam się bardzo pozytywnie powoduje, że obraz ten często przekładamy na politykę.
Przykład Katalonii jest dobrą nauką dla naszego kraju. Nasza gospodarka dopiero rośnie i daleko jej jeszcze do takich krajów jak Francja i Niemcy. Nasz potencjał militarny jest jednak wciąż niewielki w porównaniu z Rosją. Dlatego PR jest siłą, która może dać nam więcej możliwości niż realny potencjał polityczny. Dlatego jak najszybciej trzeba zapomnieć o wizerunku Polski jako kraju szarego i nie wyróżniającego się.
Paradoksalnie, kwestia reparacji jest takim tematem, o którym dyskusja może nam przynieść korzyści wizerunkowe. Niemcy dotychczas prowadziły taką politykę historyczną, w której próbowały udowodnić, że za okropieństwa II Wojny Światowej odpowiadają mityczni „faszyści”, którzy byli przecież w każdym kraju. I tym sposobem Niemcy nie tylko zamazują pamięć o swoich zbrodniach, ale i zyskują wygodne narzędzie do krytyki przeciwników swoich interesów jako faszystów. Kwestia reparacji rujnuje ich narracje.
Bo przecież temat reparacji pokazuje, że to nie tylko Niemcy, jako niezależne państwo, najechało inne niezależne państwo, czyli Polskę. Ten temat pokazuje również, że Niemcy zrujnowały nasz kraj i brutalnie zabiły miliony naszych obywateli. Jak więc mogą teraz żądać nakładania kar finansowych (np. za nie przyjmowanie imigrantów) na kraj, który nie dość, że całkiem niedawno zniszczyli, to jeszcze za te zniszczenia wciąż nie zapłacili rachunków.