Wróżenie z dłoni czy z nogi

Łyk angielskiego powietrza, jaki sobie zaserwowałam podczas długiego weekendu, przyniósł mi nieoczekiwane przemyślenia na temat duchowości.

Wsiadam do pociągu po brytyjskiej stronie życia i pierwsze, co chwytam po drodze, to wydanie tutejszego "Metra". Ciekawa tego, czym żyje angielski świat, przeglądam gazetkę podczas podróży. Niestety, jej zawartość jest niemal tak samo niezjadliwa jak ichnie jedzenie.

Po fenomenalnym newsie o panu, który nawiedził w kostiumie Supermana świadkową Jehowy i mu się przez przypadek "obnażyło" (świadkowa twierdzi, że wcale nie przez przypadek!), przechodzę na stronę o ploteczkach z życia gwiazd. A tu - zaskoczenie - gwiazdy zachęcają do odnowy duchowej, a nie tylko skupianiu się na odnowie cielesnej. Sprawdzam, cóż to za odnowa duchowa, ale szybko okazuje się, że to mocno nieświeży kąsek.

Zachęcają, jasne, ale do czego? Do wróżenia z dłoni na przykład. Są specjalne szkoły, wiecie, czytania z linii życia, żeby sprawić, aby miłość, szczęście i pieniądze szybciej do ciebie przyszły. Albo magiczne kamienie, które odwołują się do twojego znaku zodiaku - lepiej trzymać je zawsze przy sobie, na wypadek, gdyby szczęście miało się rozmyślić i cię opuścić. Potrząśniesz takimi kamieniami, szczęście sobie o tobie przypomni i już przyleci jak na rozkaz.

Pseudoduchowość ukrywana jest również pod pojęciem aniołów, a raczej ich kart - w końcu "karty aniołów" nie brzmią tak groźnie jak "karty tarota", mimo że chodzi o to samo. Gwiazdy, czyli celebryci, radzą stawianie kart, żeby połączyć się ze swoimi duchowymi przewodnikami w wiadomym celu (miłość, szczęście i pieniądze). Na koniec, standardowo, przypomniana jest joga i medytacja, jako zawsze aktualny i zawsze niezawodny sposób na odprężenie i wyciszenie swojego "ja" bądź "my", kiedy jesteśmy akurat w komitywie z duchowymi przewodnikami.

I teza artykuliku - hej, duchowość jest fajna, zobacz, jak to robią gwiazdy. Zgadzam się, duchowość jest bardzo fajna, ale tylko dobra duchowość. Ta, która prowadzi do Boga, Stwórcy, do Jezusa, Pana, do Ducha, Pocieszyciela, a nie jakichś-tam-bytów czy ogólnej "kosmicznej jaźni".

New Age ma się całkiem dobrze w Anglii, czego dowodem jest niesłabnąca popularność corocznego festiwalu muzycznego w Glastonbury, prawdziwego epicentrum okultystycznego piekiełka. Samo miasteczko przyprawia o zawrót głowy zwykłymi szyldami sklepów: "Przekleństwa. Tanio i skutecznie" czy "Profesjonalne rzucanie uroków". Miałam kiedyś niechlubną okazję być w tym miejscu i stać na przystanku autobusowym całe 15 minut. To było długie 15 minut. Tyle wystarczy, aby katolik poczuł się niepewnie w antychrześcijańskim środowisku.

A wracając do gazetkowego przesłania - czy wróżymy z dłoni, czy z nogi, efekt będzie taki sam - prawdy nam to nie ukaże. Prawdą jest Jezus, a obecnie nie jest On zbyt popularną Personą na Wyspach.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Ludwika Kopytowska