Wszystkim się wydaje, że Trybunał musi dysponować czymś w rodzaju prawa weta wobec ustaw sejmowych. A to nie do końca prawda – mówi politolog i prawnik z UJ dr Jacek Sokołowski. Oto jego diagnoza sytuacji, prognoza jej rozwoju i propozycja rozwiązania.
Sytuacja wokół TK w debacie publicznej przedstawiana jest fałszywie – jako spór etyczny, w którym Konstytucja stanowi wartość nadrzędną. Strony prześcigają się więc w zapewnieniach że chodzi im o przestrzeganie Konstytucji. Jest to naturalne, bo w polityce często spory o interesy są przedstawiane opinii publicznej jako spory o wartości. Wynika to z faktu, że przeciętny człowiek identyfikuje się z wartościami i jest gotów o nie walczyć, znacznie słabiej natomiast mobilizuje go obrona interesów, zwłaszcza cudzych. Tak jest i tym razem. Ale spór o TK to nie spór o wartości, lecz o interesy. Są one bardzo proste: interes PiS polega na tym, by TK nie pełnił roli trzeciej izby parlamentu, blokującej działania ustawodawcze dwóch pozostałych. Interes opozycji zaś polega na utrzymaniu TK o silnych uprawnieniach blokujących, bo to utrudniłoby PiS-owi rządzenie. O to się toczy realny spór i - niestety - tylko o to. Żadna ze stron nie dostrzega bowiem szerszej, instytucjonalnej płaszczyzny problemu.
Możliwy byłby kompromis, wedle którego TK nie byłby już „trzecią izbą parlamentu”, ale tylko wtedy, gdy obie strony sporu widziałby w tym kompromisie swój interes. Korzyść PiS polegałaby na tym, że TK nie mógłby całkowicie blokować jej działań. Korzyść opozycji polegałaby na tym, że rola kontrolna TK byłaby zachowana, choć ograniczona.
Wydaje mi się, że na razie w żadnym obozie nie ma takiego myślenia. Jest myślenie zero-jedynkowe: my wygrywamy - oni przerywają albo: my przegrywamy - oni wygrywają. Małym wyłomem od tego jest propozycja Ujazdowskiego.
Co dalej?
Wydaje się, że opinia publiczna chce jakiegoś kompromisu. Chce publikacji ostatniego orzeczenia TK. PiS - choć nadal cieszy się wysokim poparciem - znalazł się w defensywie, co usztywniło stanowisko opozycji,.Moim zdaniem, gdyby rząd ustąpił, to w sensie politycznym straciłby niewiele. Skoro opinia publiczna nie popiera odmowy publikacji ostatniego wyroku TK, to po publikacji wrócilibyśmy do sytuacji z grudnia, gdy konflikt był, ale nie tak ostry. Rząd jednak nie chce tego zrobić. To się może brać z przekonania, że z raz podjętych decyzji nie należy się wycofywać, nawet jeśli oznacza to wysokie koszty. Albo też jest to świadoma gra na eskalację, jeśli PiS uważa, że na takiej eskalacji ostatecznie jednak wygra. Bo co może zrobić opozycja? Udaje jej się zmobilizować zwolenników do wyjścia na ulice, ale raczej kilkanaście, a nie setki tysięcy. To nie są liczby, od których padają rządy. Rząd może to zignorować, przetrwać i wyjść z tego silniejszym. Jeśli zaskarżone zostaną kolejne ustawy (np. o policji, o prokuraturze, służbie cywilnej), a TK orzeknie, że są one niekonstytucyjne, to rząd stwierdzi, że są to orzeczenia nieistniejące, bo obowiązuje ustawa naprawcza, zakwestionowana wprawdzie przez TK, ale tylko na posiedzeniu „przy kawce”. TK nadal będzie uważał, że miał prawo orzekania na starych zasadach. Opozycja wezwie sądy i administrację do odmowy stosowania prawa forsowanego przez rząd. To może prowadzić do mniejszego czy większego paraliżu państwa. W tej sytuacji obie strony starałyby się wyprowadzić jak najwięcej ludzi na ulice. Jeśli między marszami będzie duża dysproporcja liczby uczestników, to któraś strona będzie się czuła silniejsza. Wojna domowa nie wydaje mi się jednak prawdopodobna. Będzie to raczej pełzający paraliż, który będzie miał fatalne skutki na arenie międzynarodowej.
Tego się obawiam i dlatego uważam, że publikacja orzeczenia byłoby lepszym wyjściem. Nadal nie mielibyśmy rozwiązania, ale odpadłby bezpośredni pretekst do uruchomienia mechanizmów rozpadu wspólnoty politycznej. Ale wszystko wskazuje na to, że PiS woli eskalować konflikt. Ten scenariusz może przynieść mu wygraną na arenie wewnętrznej, ale jest niesłychanie ryzykowny dla Polski w kontekście sytuacji międzynarodowej i zabiegów o wzmocnienie obecności NATO w Polsce. Wojna o Trybunał jest idealnym pretekstem, aby sojusznicy odmówili wzmacniania ochrony kraju, który nie przestrzega standardów demokratycznych.
jdud