Nie ma mowy o nowym rozdaniu w mediach publicznych, jest raczej przegrupowanie sił w obozie władzy.
10.06.2015 20:59 GOSC.PL
Mamy nowego prezesa TVP. Odchodzi Juliusz Braun, który nie będzie z pewnością kojarzony jako odnowiciel, raczej jako likwidator. Nie tyle spółki, co środowiska dziennikarzy tworzących telewizję publiczną, których „w pakiecie” wyprowadził za drzwi, do biura pracy tymczasowej. Podobnie jak montażystów, grafików, charakteryzatorów, specjalistów od każdego praktycznie etapu produkcji telewizyjnej. Zamienił redakcje w biura handlowe, a nadawcę publicznego w emitenta (głównie) tandetnych filmów i głupawej rozrywki. Ważne, że kasa się zgadzała i dzięki temu z dumą mógł twierdzić, że jako prezes prawidłowo zarządzał spółką. Tyle, że nie jest to zwyczajna spółka.
Nowym prezesem TVP został Janusz Daszczyński, od zarania III RP związany z mediami i politycznym marketingiem. Podczas przesłuchań konkursowych deklarował powrót do „narracji publicznej”, odbudowę oddziałów regionalnych (dziś w ruinie) i poszczególnych redakcji. Taką TVP nowy prezes pamięta z czasów, gdy po raz pierwszy zasiadał w zarządzie… 20 lat temu. W takiej telewizji będzie czuł się pewnie. Można się zatem spodziewać jakiejś formy „odwilży” i odejścia od bezrefleksyjnego kopiowania komercyjnej konkurencji. Może nawet kontrolowanego otwarcia na środowiska kontestujące obecny obóz władzy, dla którego TVP była przez ostatnie 5 lat bezwstydną tubą propagandową, w czasie ostatniej kampanii bijąc prawdziwe rekordy serwilizmu.
Oczywiście, Daszczyński nie został prezesem ze względu na ciekawy program, ale poparcie politycznych przyjaciół z PO i PSL, rozdających karty w Radzie Nadzorczej TVP. Juliusz Braun, mimo iż dosłownie „stawał na głowie”, by zadowolić swych promotorów, poparcie to utracił na samym finiszu rozgrywki o reelekcję.
Nie ma więc mowy o „wywróceniu stolika” i nowym rozdaniu, o jakie apelowało wiele środowisk twórczych, jest raczej przegrupowanie sił w obozie władzy, by ratować resztki wiarygodności. Podobne do tego, jakie obserwujemy w tej chwili we wszystkich instytucjach państwa obsadzanych z politycznego klucza. Na ile będzie to jedynie zmiana wizerunkowa – tu akurat przekonamy się bardzo szybko. Nowy prezes szybko dostanie okazję, by się wykazać – już w ciągu najbliższych gorących miesięcy przedwyborczych. Zarówno przed widzami, jak i… swoim politycznym zapleczem.
Zadowolić i jednych, i drugich to prawdziwa mission impossible.
Piotr Legutko