W domu gada za nich żona, w pracy – szef, a w kościele – ksiądz. Dlatego nie mogą sobie znaleźć miejsca, a słysząc słowo „nabożeństwo”, zaczynają ziewać. Czy bycie katolikiem pozbawia testosteronu? Czyni z twardzieli mięczaków? Czy facet w kościele musi się nudzić?
– Nie jestem męskim szowinistą, ale przy Jezusie byli faceci, tłum uczniów, a kobiet nawet nie liczyli. Dziś są prawie same kobiety, a facetów policzysz na palcach – opowiada Andrzej Strączek zdjęcia roman koszowski /foto gość Niebo. Dwie bramy. Na pierwszej napis: „Pantoflarze”. Stoi przy niej długa kolejka mężczyzn. Przy drugiej bramie: „Dla niezależnych mężczyzn” kręci się jeden facet. „Co pan tu robi?” – pyta św. Piotr. „Sam nie wiem. Żona kazała mi tu stanąć” – bąka spłoszony delikwent. Takie kawały opowiada się o facetach. W Kościele okrzykniętym „żeńsko-katolickim”. Czy naturalnym środowiskiem mężczyzn muszą być jedynie pub i stadion (z całym szacunkiem dla tych instytucji!)? Dlaczego słowo „modlitwa” kojarzy się z sopranem śpiewającym „Ave Maria”, a nie z pełnym mocy szturmem do nieba? Mój syn na słowo „Msza” reagował alergicznie. Do czasu, gdy postanowił zostać ministrantem. Zaczął z własnej nieprzymuszonej woli biegać do kościoła. Wreszcie ma co robić! Dzwoni, zasuwa z pateną, odmawia do mikrofonu zdrowaśki. Czy facet w kościele musi być jakoś zaangażowany, by przestał ziewać? Postanowiłem zapytać o to mężczyzn działających we wspólnotach Kościoła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz