Kilka znakomicie zaśpiewanych piosenek – oto, co zostaje ze spektaklu „Fortepian pijany”. Do reszty możemy mieć wiele zastrzeżeń.
Spektakl oparty na utworach Toma Waitsa „Fortepian pijany” w reżyserii Marcina Przybylskiego to pierwsza w sezonie premiera Teatru Narodowego, wystawiona na scenie Studio. Nazwisko legendarnego barda, jakim jest Tom Waits, postaci tyleż mitycznej, co kontrowersyjnej, a także reżysera spektaklu Marcina Przybylskiego, utalentowanego realizatora świetnych spektakli muzycznych, nagradzanego za różnorodne dokonania, obiecywały prawdziwe wydarzenie artystyczne. A jednak spektakl zawodzi. Gdy docenimy walory muzyczne, świetny kwartet tworzący klimat wieczoru, gdy rozsmakujemy się w znakomitym tłumaczeniu ballad Waitsa pióra Romana Kołakowskiego, do reszty możemy mieć wiele zastrzeżeń. Przede wszystkim, co dziwi w przypadku doświadczonego reżysera, do dramaturgii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Hanna Karolak