Mariupol to obecnie najważniejszy punkt w niewypowiedzianej wojnie rosyjsko-ukraińskiej. To największy port Donbasu. Tamtędy przebiega najkrótsza droga z Rosji na Krym. Opanowanie Mariupola oznaczałoby odcięcie Ukrainy od Morza Azowskiego.
Za rogatkami miasta ciągnie się linia transzei, wykopanych przez wojsko oraz ochotników, która szerokim łukiem otacza Mariupol. Kilka kilometrów dalej znajdują się pozycje separtystów oraz armii rosyjskiej. Od rana trwa ostrzał ukraińskich pozycji. Odpowiada ukraińska artyleria, a więc rozejm zawarty niedawno w Mińsku w tutejszych warunkach jest fikcją.
Mariupol to obecnie najważniejszy punkt w niewypowiedzianej wojnie rosyjsko-ukraińskiej. To największy port Donbasu. Tamtędy przebiega najkrótsza droga z Rosji na Krym. Opanowanie Mariupola oznaczałoby odcięcie Ukrainy od Morza Azowskiego. Dlatego już w maju prorosyjscy buntownicy podjęli próbę jego opanowania. Siły porządkowe, przy wsparciu miejscowych w czerwcu wyrzucili ich z miasta, które stało się faktyczną stolicą Donbasu. Dlatego teraz władze ukraińskie postanowiły, że Mariupol będzie broniony, co rzeczywiście ma miejsce. Jednak nie tyle siłami państwa, co samych obywateli, którzy w końcu sierpnia wykopali przed miastem okopy, żywią i ubierają stojących tam żołnierzy oraz przystąpili do formowania własnego batalionu ochotniczego, który ma wesprzeć obronę. Na pierwszej linii są także jednostki armii ukraińskiej, m.in. czołgi oraz artyleria.
Jednak w zgodnej opinii żołnierzy, ich siły są słabsze, aniżeli separatystów wspieranych przez rosyjską armię. Ci, z którymi rozmawiałem nie ukrywali zaskoczenia przybyciem duchownych. Bp Jan Sobiło, biskup pomocniczy diecezji charkowsko-zaporoskiej, gdy dowiedział się , że paulini z miejscowej parafii zamierzają odwiedzić żołnierzy, zdecydował pojechać z nimi. Miał z nami z Zaporoża jechać także batiuszka z prawosławnej parafii Patriarchatu Kijowskiego, ale jego żona sprzeciwiła się wyjazdowi, gdyż w Internecie przeczytała, że Mariupol jest ostrzeliwany.
Pojechaliśmy więc sami, po drodze przechodząc kontrolę na kilku posterunkach drogowych , obsadzonych przez żołnierzy, milicję oraz ochotników. Wielkiego ruchu nie było, a w okolicach Mariupola praktycznie żadnego. Z parafii pw. Matki Boskiej Częstochowskiej zebraliśmy żywność, zakupioną przez paulinów, m.in. ze środków przekazanych przez biskupa Jana oraz lekarstwa, które przywieźliśmy z Zaporoża. Dojechał do nas syn miejscowego pastora, także z darami. Podjechaliśmy drogą z Mariupola do Nowoazowska, niegdyś bardzo ruchliwą obecnie pustą. Za osiedlem, na którym jest paulińska parafia, stoją dwa punkty kontrolne. Dwa kilometry dalej biegnie już linia okopów. Obsadzają ją ochotnicy z Centralnej Ukrainy, z jednostek Gwardii Narodowej oraz armii.
Nie mają wątpliwości, że Mariupola trzeba bronić, gdyż jak mówi jeden z nich, dzisiaj wezmą Mariupol, jutro pójdą na Winnicę, a pojutrze na Kijów. W ich głosach nie znajduję nienawiści, czy nawet niechęci do Rosjan. Raczej wielką determinację w obronie własnej sprawy. Warunki służby jednak są trudne. Mieszkają w prowizorycznych ziemiankach, do których nie zdołano doprowadzić nawet prądu. Ziemia trzyma ciepło, mówią, ale w nocy jest już chłodno. Palą w tzw. burżujkach, czyli żeliwnych piecykach na drewno. Jest piękny, słoneczny dzień. Drzewa jeszcze zielone.
Krajobraz nieomal sielski, jednak rytmiczny huk wystrzałów przypomina, że wojna jest blisko. Dzisiaj jest spokojnie, ale kilka dni wcześniej te pozycje zostały ostrzelane, na szczęście nikomu nic się nie stało. Bp Jan rozmawia z żołnierzami, zapewnia ich o duchowym i materialnym wsparciu. Nagle w pobliżu rozlega się silny wybuch i nad lasem unosi się chmura czarnego dymu. To jednak nie pocisk z drugiej strony, ale saperzy eksplodowali jeden z niewypałów, z poprzednich dni. Z resztą darów jedziemy na drugi, jeszcze bardziej wysunięty w stronę Nowoazowska odcinek obrony.
Tam jednak żołnierze nie pozwalają paulinom wyjść z samochodu, gdyż jak mówią, w białych habitach mogliby stanowić dobry cel dla snajperów przeciwnika. Wyładowuję więc żywność z synem pastora i odjeżdżamy. Ta cienka linia obrony prawdopodobnie nie byłaby trudna do sforsowania. Ma jednak ważny wymiar symboliczny. Pokazuje, że czas bezkarnych zaborów się skończył, nie tylko dla separatystów, ale i armii rosyjskiej. Jej przełamanie wymagałoby ofiar, a rosyjskie matki nie chcą, aby ich synowie ginęli na Wschodniej Ukrainie. Dlatego może zapewnić Ukrainie chwilę oddechu i dać czas na poszukiwanie pokojowych rozwiązań.
Andrzej Grajewski z Mariupola
Andrzej Grajewski