Czołgi armii ukraińskiej działają. Głównie dzięki obywatelom, którzy kupują swoim żołnierzom nawet… świece żarowe.
Kto powtarza kłamstwa o tym, że wschodnia Ukraina ciągnie do Rosji? Ci, którym na tym zależy.
To, w czym dziś braliśmy udział, przekracza wyobrażenie ludzi z wolnego świata, nie zagrożonych bezpośrednią inwazją „bratniego narodu” zza miedzy. Grupa młodych kobiet wiozła do jednostek wojskowych w pobliżu granicy z Rosją kolejną partię towarów zamówionych przez żołnierzy. Spotkały się dzisiaj pierwszy raz, skontaktowały na Facebooku. Takich grup działają dziesiątki, nie tylko w Charkowie, ale również w innych miastach wschodniej Ukrainy. Pomagają nie tylko młodzi, ale i starsi. Tych, którzy raczej Rosjan przywitaliby z kwiatami, jest jednak mniejszość. Wbrew sowieckiej – nie przejęzyczyłem się – propagandzie.
Byliśmy w jednostce obrony powietrznej. Żołnierze pokazywali nam dziurawe spodnie, w jakich muszą służyć. Zamówili nowe. Dziewczyny notowały rozmiary, jakie mają załatwić…
- Mój mąż nie mógłby walczyć, gdyby, nie daj Boże, doszło do wojny. Mamy dzieci. To pomagam tym żołnierzom, bo kto nas będzie bronił? – mówi Tatiana, jedna z organizatorek pomocy.
W jednostce z oddziałami pancernymi witali nas z otwartymi rękami. Przywieźliśmy m.in świece żarowe do ich czołgów. Maszyny działają dzięki temu, że ludzie kupili im części, których od lat brakowało.
Wschodnia Ukraina to nie Krym. Tutaj duch narodu do walki jest ogromny. Oczywiście wśród tych najaktywniejszych. Większość jest dość pasywna. Ale gdy tylko zaczęła się akcja pomocy dla armii, ludzie zaczęli dawać, ile mogli. Zbierają dalej. – Będziemy walczyć, jak będzie trzeba – zapewniają Tatiana, Nadia i Ania. Co na to ich mężowie? – Są z nas dumni.
Zbierający podpisy pod wnioskiem o referendum ws. autonomii (czyt. przyłączenia do Rosji) pod pomnikiem Lenina, to jednak mniejszość. Wspierani są przez dojeżdżających busami z Rosji. – Sprawdzaliśmy ich paszporty, najczęściej rosyjskie – mówi Ania. Przyjeżdżali z ostrymi narzędziami. Jak to możliwe, że nikt ich nie skontrolował? – To jest dobre pytanie, milicja nie działa nawet wtedy, gdy Ruscy napadali na naszych. Musimy bronić się sami i sami zaopatrzyć nasze wojsko. Żołnierze mówią nam, że teraz czują, iż mają dla kogo bronić ojczyzny.
Oby nie musieli…
Jacek Dziedzina