Były prezydent Niemiec Christian Wulff odpowie przed sądem za przyjęcie i udzielenie korzyści majątkowej w wysokości poniżej 800 euro - poinformował we wtorek "Spiegel Online". Proces rozpocznie się 1 listopada przed Sądem Krajowym w Hanowerze.
Sąd zdecydował o przyjęciu aktu oskarżenia, sporządzonego przez prokuraturę w kwietniu. Na ławie oskarżonych zasiądzie też przyjaciel Wulffa, producent filmowy David Groenewold.
Zarzuty dotyczą okresu, gdy Wulff był premierem kraju związkowego Dolna Saksonia (2003-2010).
Jak twierdzi prokuratura, Groenewold częściowo pokrył koszty pobytu polityka CDU i jego żony na święcie piwa (Oktoberfest) w Monachium w 2008 roku. W ten sposób producent filmowy chciał skłonić polityka do poparcia jego projektu filmowego. Po powrocie ze stolicy Bawarii Wulff rzeczywiście wysłał list do szefa koncernu Siemens Petera Loeschera z prośbą o wsparcie finansowe filmu. Wartość zakwestionowanych przez prokuraturę świadczeń wynosi 770 euro.
Wulff i Groenewold odrzucili wcześniej propozycję zawieszenia postępowania w zamian za grzywnę. Obaj utrzymują, że są niewinni, i chcą dowieść tego przed sądem. Jest to pierwszy w historii Republiki Federalnej Niemiec przypadek postawienia przed sądem osoby, która sprawowała najwyższy urząd w państwie.
Polityk CDU objął najwyższy urząd w państwie niemieckim w lipcu 2010 roku. W lutym 2012 roku Wulff podał się do dymisji, po tym jak hanowerska prokuratura wystąpiła do Bundestagu z wnioskiem o uchylenie mu immunitetu w związku z podejrzeniem o przyjmowanie korzyści majątkowych.
Na długo przed tą decyzją niemieckie media rozpisywały się o relacjach Wulffa z zamożnymi biznesmenami, od których pożyczał pieniądze na korzystnych warunkach i dawał się zapraszać na wakacje. Prokuratura przesłuchała ponad 100 świadków, badając skrupulatnie wszystkie wątki, jednak większość podnoszonych przez media zarzutów okazała się nieuzasadniona.
Śledztwem w sprawie Wulffa zajmowało się czterech prokuratorów i 24 policjantów. Akta jego sprawy liczą 20 tysięcy stron.