Kiedyś tę uwagę dziecko słyszało od wszystkich wokół. Chodziło nie tylko o zdrowy kręgosłup, także pion moralny.
Wychowanie w pierwszej, a nauka w drugiej kolejności – ta reguła obowiązywała przez dwa ostatnie stulecia w domu i szkole. Wszystko zmieniła rewolucja obyczajowa końca XX wieku. Czy na lepsze? Tryumfy święci dziś wychowanie bezstresowe, tradycyjnej kindersztuby nie uczy się ani w domach, ani w szkole. Ta ma jedynie kształcić umysły, a nie charaktery. Samo słowo „wychowanie”, używane w kontekście edukacji, już wzbudza kontrowersje, a próba przywrócenia do polskich szkół mundurków wywołała niedawno powszechne oburzenie postępowej opinii publicznej.
Wzmacniać karność i ducha
Wystawa „Nie garb się!”, otwarta właśnie w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa, przypomina metody wychowawcze naszych prababć i pradziadków. Z łezką w oku czyta się stare maksymy, ogląda zdjęcia, zabawki, pomoce szkolne, dokumenty. Jest na wystawie i wątek mundurkowy. Wprowadziła je w Galicji Rada Szkolna Krajowa w 1894 r. Warto przypomnieć tamten czas, by uświadomić sobie, jak wbrew pozorom… niewiele się zmieniliśmy.
Uzasadnienie wprowadzenia jednolitego stroju było podobne jak w Polsce 2006 r. Miał on zatrzeć różnice majątkowe w wyglądzie zewnętrznym, ale też „wzmacniać karność i ducha koleżeństwa”. Był to w przypadku chłopców faktycznie mundurek na wzór wojskowy. I wzbudzał podobne jak dziś emocje. Mundurki krytykowano za wygląd i „niehigieniczność” (z powodu wysokiego kołnierza utrudniającego oddychanie), podnoszono też argument dodatkowych wydatków, jakie w związku z nim spadały na rodziny. – Gdyby nie archaiczny język ówczesnych tekstów, można by pomyśleć, że toczymy wciąż tę samą dyskusję – zauważa Katarzyna Bury, pomysłodawca i kurator krakowskiej wystawy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko