– Wyszedłem na ulicę i wpadłem na dzieciaki wąchające klej – opowiada Sławek. „Daj mi coś”, błagały po kolei. Dał. Razem z Basią morze miłości. Kiedy sami prosili, też dostali… zdrowe dziecko. – To był cud wymodlony przez Jana Pawła II – mówi Basia.
Nie chcieli z Basią o sobie mówić. Naciskałam. – Wszystko, co robimy jest zwykłe, naturalne. Nie ma potrzeby się tym chwalić – tłumaczył mi długo Sławek Wichary. Sławka i Basię poznałam na kolędowaniu u przyjaciół. Blisko 40 osób w napięciu czekało na przyjazd… „Aniołów”. Basia, figielki w oczach, zadbana, o pięknym głosie. Czuliśmy wibracje nieba, kiedy śpiewała. Sławek z pełnym dobra uśmiechem. I córeczki: Weronika i Zosia. „Anioły” – niebiańska ksywa jak lustro odbija ich życie. Klej i cuda Poznali się jako wolontariusze w Domu Aniołów Stróżów na katowickim Załężu. Ona psycholog, on po pedagogice. Zakochali się w sobie. I pomaganiu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek