Biskup na trudne czasy. – Biskup Splett odwrócił się w stronę okna. Stał tak przez trzy minuty. Potem spojrzał na mnie i spokojnym głosem odpowiedział: „Wasz ksiądz powróci na parafię” – wspomina relację jednego z oficerów Gryfa Pomorskiego arcybiskup senior Tadeusz Gocłowski.
Kiedy w czerwcu 1938 roku, po rezygnacji bp. O’Rourke, Karol Maria Splett obejmował stolicę biskupią, Gdańsk przypominał wrzący tygiel. Tu jak w soczewce ogniskowały się nastroje, z jakimi spotkać się można było w nieodległej wówczas Rzeszy. Do władzy w Wolnym Mieście Gdańsku doszło NSDAP. Hitlerowska propaganda odnosiła sukcesy. Nasilały się konflikty narodowościowe. Ludność polska doświadczała licznych prowokacji. Pięć miesięcy później gdańskim Żydom przyszło doświadczyć wydarzeń nocy kryształowej, zapowiedzi okropności, jakie spadły na świat po wybuchu wojny. Na stolicy biskupiej potrzebny był człowiek, który potrafiłby poprowadzić lokalny Kościół w nowy czas, który mógłby go reprezentować w kontakcie z nieprzychylnymi chrześcijaństwu władzami. Biskup Splett miał ku temu atut. Był Niemcem. Pozwalało mu to w okresie narodowosocjalistycznego szaleństwa stawać w obronie Kościoła. Czasem negocjować. Czasem wprost się sprzeciwiać. – Biskup Splett nie miał złudzeń – mowi ks. infułat Stanisław Bogdanowicz, autor książek i publikacji o historii diecezji gdańskiej. – On wiedział, że hitlerowcy planują po zakończonej wojnie rozprawić się także z Kościołem. Miał świadomość niebezpieczeństwa, jakie zawisło nad wspólnotą, której posługiwał. Przyszło mu tę posługę pełnić w wyjątkowo trudnym czasie. I zrobił wszystko, co mógł, aby gdański Kościół ocalić – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Rafał Starkowicz