Kształtują pokolenia wojskowych. Czym się zajmują kapłani w mundurach?

Karol Białkowski Karol Białkowski

|

09.05.2024 00:00 GN 19/2024

publikacja 09.05.2024 00:00

Bóg, Honor, Ojczyzna – to wartości, na których od wieków oparta jest tożsamość każdego żołnierza Wojska Polskiego. Duży wkład we wzmacnianie morale mają księża kapelani.

Ks. Cyryl Zieliński podczas przysięgi wojskowej  po szkoleniu w Akademii Wojsk Lądowych. Ks. Cyryl Zieliński podczas przysięgi wojskowej po szkoleniu w Akademii Wojsk Lądowych.
Maciej Rajfur /Foto Gość

Ordynariat Polowy obejmuje posługą żołnierzy i pracowników Wojska Polskiego, a także funkcjonariuszy i pracowników Straży Granicznej oraz Służby Ochrony Państwa – zaznacza rzecznik prasowy ordynariatu ks. płk SG Zbigniew Kępa. Wylicza, że wśród żołnierzy pracuje 120 księży kapelanów zawodowych, pośród funkcjonariuszy Straży Granicznej 12 kapelanów, zaś posługę w Służbie Ochrony Państwa pełni jeden kapelan. – Wśród nich 10 księży przebywa obecnie ma misjach poza granicami państwa, a kolejnych 10 do nich się przygotowuje – dodaje.

Po co księża w wojsku?

Ksiądz pułkownik zwraca uwagę, że posługa kapłańska wśród żołnierzy jest bardzo ważnym elementem formacji. I nie chodzi tylko o duchowe towarzyszenie każdemu indywidualnie, ale o formację patriotyczną. – Kapelan zarówno towarzyszy żołnierzowi podczas pełnienia służby w czasie pokoju, jak też ma go wspierać w okresie wojny czy wypełniania obowiązków podczas wojskowych misji zagranicznych. Jest wychowawcą pokoleń żołnierskich, wpływa na morale, ma uczyć zdolności do poświęcenia w obronie ojczyzny. Ma pomagać w rozwiązywaniu konfliktów sumienia i wspierać w kształtowaniu charakteru – wymienia. Zwraca też uwagę na potrzebę ukazywania poprzez sprawowanie liturgii ostatecznego sensu żołnierskiego poświęcenia, jakim jest służba sprawiedliwości i wolności, które swój fundament mają w Bogu. To wszystko realizuje się w bardzo zróżnicowanych działaniach. Ważna jest gotowość wsłuchiwania się w potrzeby służących ojczyźnie. Sprzyja temu obecność w każdej chwili żołnierskiego rzemiosła. – W czasie pokoju kapelan uczestniczy w codziennym życiu w jednostce wojskowej i na poligonach, w apelach, szkoleniach. Często zajmuje się sprawami administracyjnymi parafii wojskowej, w której pomoc i duchowe wsparcie otrzymują rodziny żołnierzy – wymienia rzecznik prasowy ordynariatu. Tłumaczy również, że posługa kapelana wymaga wielu sprawności i odpowiednich cech charakteru – zdolności do poświęcenia i ofiary, znoszenia niewygód, częstej zmiany miejsca służby. – Kapelan ma również widzieć sens posługi wśród żołnierzy, którzy są na różnych etapach wiary, niekiedy ją utracili bądź nawet mają inne przekonania religijne czy filozoficzne – zauważa. To dlatego biskup polowy, podejmując decyzję o przyjęciu kapłana do służby w Wojsku Polskim, musi być przekonany, że kandydat posiada odpowiednie cechy i przymioty. Dodatkowym warunkiem podjęcia służby w Ordynariacie Polowym jest zgoda biskupa diecezjalnego lub przełożonego zakonnego. Nieodzowne są dobre zdrowie i sprawność fizyczna.

Ks. ppłk Maksymilian Jezierski. Na zdjęciu jeszcze mundurze porucznika.   Ks. ppłk Maksymilian Jezierski. Na zdjęciu jeszcze mundurze porucznika.
Maciej Rajfur /Foto Gość

Na lądzie i na morzu

Ksiądz ppor. Łukasz Karasiński SDS jest kapelanem 8. Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu, a od niedawna również kapelanem Żandarmerii Wojskowej i wszystkich oddziałów specjalnych Wojska Polskiego w świnoujskim garnizonie. Do Ordynariatu Polowego został oddelegowany trzy lata temu. – Można powiedzieć, że zostałem niejako wypożyczony przez moje zgromadzenie – salwatorianów – zaznacza. Przyznaje, że myślał o służbie wojskowej jako kapelan jeszcze przed wstąpieniem do seminarium, ale ostatecznie nie poczynił w tym kierunku żadnych kroków. – Te chęci trochę odżyły poprzez kontakt z ks. płk. Ireneuszem Birusiem, salwatorianinem, który w ordynariacie służy od wielu lat. Niemniej poza wojskiem bardzo ciągnęło mnie na misje. Chciałem pracować w Afryce, a skończyło się na... Białorusi – opowiada. Ostatecznie był tam przez cztery lata. Przyznaje, że temat wojska tlił się w sercu. Miał jednak z tyłu głowy to, że gdy zrezygnuje z wizy na Białoruś, to żaden ze współbraci na jego miejsce tam nie pojedzie. Temat został więc odłożony.

Paradoksalnie z pomocą w decyzji przyszło wydalenie kapłana z Białorusi. – Rozpocząłem wówczas pracę w Salwatoriańskim Ośrodku Powołań. Poznałem też kapitana z oddziału specjalnego Żandarmerii Wojskowej. Zaprzyjaźniliśmy się i on mnie kiedyś zapytał, czy chciałbym być kapelanem, bo według niego pasowałem do tej służby. Ostatecznie się zdecydowałem i poprosiłem mojego przełożonego o zgodę na jej podjęcie.

Salwatorianin ukończył kurs oficerski w Warszawie i został promowany na pierwszy stopień oficerski. W maju ubiegłego roku był już pełnoprawnym zawodowym oficerem. – Dość szybko, w lipcu, otrzymałem pierwsze poważne zadanie. Na pół roku wyszedłem w morze na misję NATO na naszym okręcie ORP „Kontradmirał Czernicki” – dodaje. Przyznaje, że była to dla niego wyjątkowa posługa, choć zadania kapelana jakoś specjalnie nie różnią się od tych, które pełni na lądzie. – To było moje pierwsze wyjście w morze na tak długi czas. Musiałem w boju nauczyć się funkcjonowania i życia na okręcie – zaznacza.

A jak wygląda posługa kapelana na okręcie wojennym? – Są Msze św., są spowiedzi, są rozmowy na różne tematy z marynarzami. Nie jest łatwo opuścić rodzinę, zostawić ją na pół roku. Pływaliśmy daleko od domu – na Bałtyku, na Morzu Północnym i we wschodniej części Atlantyku. Oczywiście nie cała załoga to ludzie wierzący, ale i dla nich miałem czas – opowiada. A jak inni żołnierze reagują na to, że są przez pełną dobę w obecności swojego kapelana? – Na okręcie mieszkałem z trzema podoficerami i jednym oficerem. Oni nie byli na początku jakoś bardzo zadowoleni z faktu, że będą mieszkali z kapelanem. Dość szybko przełamaliśmy jednak lody, a kontakt utrzymujemy do tej pory – mówi z uśmiechem.

Ks. ppor. Łukasz Karasiński SDS.   Ks. ppor. Łukasz Karasiński SDS.
archiwum prywatne

Jezus oddał mu mundur

Ksiądz Cyryl Zieliński od najmłodszych lat miał marzenie, by zostać wojskowym. – Chyba każdy mały chłopiec marzył o tym, żeby być żołnierzem lub policjantem. Niejednokrotnie kawałek kijka zamieniał się w broń i biegaliśmy z kolegami po podwórku. U mnie to marzenie wróciło, gdy w 2010 roku kończyłem gimnazjum. Wybór szkoły średniej to była pierwsza własna decyzja. Zdecydowałem się na liceum mundurowe, które było oddalone od mojego domu o 30 kilometrów. Patronat nad szkołą miał 22. Karpacki Batalion Piechoty Górskiej w Kłodzku. Było dla mnie czymś niezwykłym, że mogę poznawać tajniki wojskowości i chodzić w mundurze.

Po maturze Cyryl nie zdecydował się wstąpić do wojska, ale angażował się w działalność Związku Strzeleckiego i różnych grup rekonstrukcyjnych. Studiował też historię. – W końcu przyszedł wybór życiowej drogi, a ja, mając dylemat między służbą w wojsku i w Kościele, poszedłem za Bożym wezwaniem. Nie ukrywam, że było we mnie trochę żalu. Decyzja jednak zapadła. Zgodziłem się na to, że Pan Bóg zabiera mi ostatecznie mundur, a daje czarną sutannę – wyjaśnia. Jak się okazało, poddanie się Bożej woli wcale nie oznaczało wyzbycia się młodzieńczych marzeń. – Rok po przyjęciu święceń dowiedziałem się, że na wrocławskiej Akademii Wojsk Lądowych jest organizowany kurs na kapelanów rezerwy. Zostałem na niego zakwalifikowany. Tak sobie wówczas pomyślałem: „Panie Boże, jakie te Twoje drogi są kręte, a jednocześnie proste” – wspomina.

Razem z ks. Cyrylem w kursie wzięło udział ok. 70 mężczyzn. Byli wśród nich księża katoliccy, prawosławni, greckokatoliccy oraz pastorzy protestanccy. – Nasz dzień wyglądał jak u każdego żołnierza. Nie było taryfy ulgowej. Braliśmy udział w codziennej zaprawie, a w planie dnia nie brakowało wykładów o tematyce ściśle wojskowej – zaznacza. Wspomina, że były zajęcia z taktyki, ale też z... kopania min, strzelania na strzelnicy, a także z pierwszej pomocy na polu walki. Jedyną różnicą w porównaniu z innymi żołnierzami był czas, w którym kapłani mogli odprawić Mszę św. Zaznacza, że podczas szkolenia mierzyli się z tym, z czym mierzy się kapelan wojskowy – z towarzyszeniem zwykłym żołnierzom. – Wierzę, że na kursie się nie skończy i przyjdzie czas, gdy będę mógł być kapelanem Wojska Polskiego na co dzień – kończy ks. Cyryl.

Rzesza nieśmiertelnych

Ksiądz ppłk Maksymilian Jezierski jest ostatnim z kapłanów, którzy przeszli całą formację w seminarium Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego. – Mieszkałem i chodziłem na wykłady wraz z klerykami Warszawskiego Metropolitalnego Seminarium Duchownego, ale w ramach praktyk rocznych i wakacyjnych byłem przygotowywany do posługi w diecezji wojskowej – zaznacza. Święcenia kapłańskie przyjął w katedrze polowej z rąk ówczesnego biskupa polowego Józefa Guzdka. Pierwszą placówką, w której posługiwał, była cywilno-wojskowa parafia na warszawskim Bemowie. – To był czas, gdy doświadczyłem nie tylko służby wojskowej, ale również duszpasterstwa cywilnego. To jest coś, z czego korzystam do tej pory – mówi. Ostatnich osiem lat to praca we Wrocławiu. Poza tym, że jest wikariuszem w parafii garnizonowej pw. św. Elżbiety, powierzono mu zadanie stworzenia i prowadzenia duszpasterstwa akademickiego wśród wojskowych studentów Akademii Wojsk Lądowych. Aktualnie przynależność do Nieśmiertelnych zadeklarowało 784 studentów ze wszystkich pięciu roczników AWL. Biorąc pod uwagę, że łącznie uczy się tam ponad 2 tys. osób, skala zaangażowania jest ogromna. – Przez lata mojej posługi przez nasze duszpasterstwo przewinęło się już tysiące żołnierzy i oficerów. To pokazuje, że jako duszpasterze mamy wpływ na to, jak będą ukształtowane pokolenia wojskowych. Jeśli dobrze wykonamy naszą pracę, to ci oficerowie będą mieli dobrze ukształtowane kręgosłupy moralne i jako dowódcy będą dobrze wpływali na swoich żołnierzy i ich postawę moralną. A dobrze wiemy, na przykładzie doniesień z Ukrainy, jak wielkie znaczenie w walce ma morale żołnierzy. Posługa duszpasterza w AWL to nie oddziaływanie na jednostkę, ale na całe siły zbrojne – zaznacza.

Wśród aktywności DA „Nieśmiertelni” są inicjatywy zewnętrzne – żołnierze są wolontariuszami m.in. w hospicjach i domach dziecka – ale lwią część stanowi dbałość o swój rozwój duchowy. – Jesteśmy po prostu wspólnotą. Ja bez tych młodych ludzi byłbym zupełnie niepotrzebny, sam bym tego duszpasterstwa nie stworzył. Wszystko robimy razem – podejmujemy inicjatywy, modlimy się, przeżywamy dobre i złe chwile – wyjaśnia. O tym, jak bardzo jest to wszystko potrzebne, świadczy frekwencja podczas kolejnych wydarzeń. Ksiądz podpułkownik podaje przykład ostatniego Wielkiego Postu. W Ekstremalnej Drodze Krzyżowej z wrocławskiej bazyliki garnizonowej na Ślężę (58 km), wzięło udział 140 podchorążych. – To też pokazało, jak jesteśmy zdeterminowani w podążaniu za Jezusem, a ta droga wpisuje się również w nasze życie wojskowe. Chrystus jest naszym naczelnym i najlepszym dowódcą, który nie mówi: „naprzód”, ale: „jeśli chcesz, to chodź za mną”. On pokazuje, drogę, sposoby, jak sobie radzić z trudnościami, jak dźwignąć krzyż, jak pokonać przeciwności, jak podjąć dzielnie wyzwania i nie poddać się oraz w jaki sposób podążać w stronę świętości, bo to tam jest nasze zwycięstwo – wyjaśnia.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.