Jak to możliwe, że ktoś, o kim pamięć całkiem zaginęła, jest dziś patronem Polski?
Był rok 1819. Napoleon dożywał swoich dni na Wyspie Świętej Heleny, a Polska nieodwołalnie już, wydawało się, utraciła niepodległość. Car zawładnął znaczną częścią dawnej Rzeczpospolitej i wprowadzał swoje porządki. Boleśnie odczuło je wielu patriotów, wśród nich dominikanin o. Alojzy Korzeniewski, któremu carska administracja zakazała prowadzenia duszpasterstwa i publikowania tekstów. Którejś nocy znękany zakonnik modlił się w klasztorze w Wilnie do Andrzeja Boboli. Zawierzał męczennikowi sprawę zniewolonej ojczyzny. Wtem ujrzał postać w jezuickim stroju, która przedstawiła się jako Andrzej Bobola. Przybysz wskazał na okno, za którym o. Alojzy ujrzał walczące ze sobą wielkie armie wielu różnych państw. „Kiedy ludzie doczekają takiej wojny, za przywróceniem pokoju nastąpi wskrzeszenie Polski, a ja zostanę jej głównym Patronem” – powiedział.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.