Dziecko wolności „do”

W ramach wizji wolności, wedle której państwo ma dawać obywatelom wszystko, co im się zamarzy, pomysł, by związki partnerskie mogły zawierać siostry albo kuzyni, jest całkiem logiczny.

Stefan Sękowski

dodane 21.06.2011 11:06
3

W aktualnej „Polityce” Jacek Żakowski rozmawia z pełnomocnikiem premiera ds. koordynacji współpracy organizacji pozarządowych i administracji w przeciwdziałaniu wykluczeniu społecznemu (uffff…) Bartoszem Arłukowiczem. Jak zwykle bywa w przypadku wywiadów „Suma”, jest on jednym z bohaterów materiału, ale tym razem, o dziwo, i swojemu rozmówcy daje się wypowiedzieć. Już na początku Żakowski stwierdza: „ja nie rozumiem, dlaczego związku partnerskiego nie mogłyby zawierać te same osoby, które nie mogą wziąć ślubu: na przykład rodzeństwa czy kuzyni. Dlaczego owdowiałe siostry czy kuzynki, które na starość razem zamieszkają i będą się wspierały, mają być tego prawa pozbawione”. - Nie ma takiego powodu. To trzeba uzupełnić - odpowiada Arłukowicz.

Ta kuriozalna wymiana zdań staje się bardziej zrozumiała w kontekście późniejszych stwierdzeń byłego polityka lewicy na temat tego, co różni go od Jarosława Gowina. A jest to podejście do liberalizmu. Jeden ma być „gospodarczym ultraliberałem”. Z wypowiedzi krakowskiego posła wynika, że uznaje się za typowego przedstawiciela liberalizmu klasycznego (hołdującego koncepcji „wolności od”). Z kolei Arłukowicz uważa się za przedstawiciela socliberalizmu (który wiąże się z koncepcją „wolności do”). Choć część osób uznających się za liberałów uważa, że oba podejścia się uzupełniają, to jednak w praktyce są od siebie zupełnie różne.

By nie zarzucać czytelnika cytatami z Johna Stuarta Milla, czy Izajasza Berlina napiszę bardzo skrótowo: wolność „od”, to wolność rozumiana negatywnie. Istnieje wtedy, gdy jednostka nie jest poddawana przymusowi. Z kolei wolność „do” (pozytywna) wiąże się z uprawnieniami, jakie człowiek może mieć.

Jeśli drugą wolność potraktować dosłownie i skrajnie, to państwo nie tyle powinno nie wtrącać się do życia obywateli, co najwyżej tworząc ramy ich swobodnego działania, ale dostarczać im wszystkiego, czego sobie zamarzą. W ramach koncepcji wolności „do” pomysł, by związki partnerskie mogły zawierać siostry, kuzyni, albo dajmy na to, prezesi firm i ich podwładni, jest całkiem logiczny. Bo niby dlaczego nie, skoro chcą?

Oczywiście dużą część żądań zwolenników związków partnerskich można zrealizować w ramach wolności „od”, np. zmieniając prawo spadkowe, w tym znosząc opodatkowanie spadków. Ale przecież w królującej w głowach Żakowskiego i Arłukowicza wolności „do” przed państwowym okienkiem stoi długi sznureczek ludzi ze „słusznymi” żądaniami, na które przecież też muszą znaleźć się środki.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..