Nie dzwoń do mnie, bo biały dym leci! – krzyknąłem do telefonu na odczepne koledze, który dziesięć lat temu zadzwonił do mnie wieczorem z podróży. Rozłączyłem się, ale że nie odpuścił i znowu zadzwonił, odebrałem jeszcze raz.
Opowiadałem rozentuzjazmowany, o jaki dym chodzi – że o ten nad kaplicą Sykstyńską – i że właśnie oglądam transmisję, że wychodzi papież, a w ogóle to jakiś szok, bo on z Argentyny jest, że mówi: „Bracia i siostry, dobry wieczór”. I zanim pobłogosławi, prosi, żeby wszyscy pomodlili się za niego. I że mało używa określenia „papież”, raczej „biskup Rzymu”. I mówi o „Kościele Rzymu, który ma przewodniczyć innym w miłości”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.