Względny spokój panujący w salonie fryzjerskim przerwała wypowiedź jednej z pracownic. Pani, która dotychczas opowiadała jedynie o hodowanych przez siebie i partnera pieskach, powiedziała do swojego klienta: „Ja tam nie czytam Biblii. Po prostu nie lubię science fiction”.
Dziwna to była wypowiedź, bez kontekstu. Klient nie zareagował, w salonie zapadła dość niezręczna cisza, więc fryzjerka, najprawdopodobniej zachwycona uchwyconym przez siebie porównaniem, powtórzyła: „Nie, nie, Biblii nie czytam, nie lubię s.f.”. Pozostawiając na boku ewidentną nieznajomość tematu (bo przecież science fiction to literatura fantastycznonaukowa, a nie fantasy, a o to zapewne fryzjerce chodziło), przyznam, że tamtego dnia, w tamtym fryzjerskim salonie odkryłem rzecz następującą – i ta kłopotliwa cisza, która zapadła (wszyscy wszak tę wypowiedź słyszeli), mi w tym pomogła. Kiedy się kogoś obraża, a obraza jest ewidentna i z pewnością dotyka rzeczy najważniejszych, każdy człowiek z niezbędnym minimum kultury czuje się zażenowany. Kto wie – może oglądając zachowania naszych elit, zwłaszcza politycznych, powinniśmy chodzić zażenowani od rana do wieczora, a w nocy śnić pełne zażenowania sny…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.