Atut czy balast

Pięćset lat przed Kolumbem do Ameryki dotarła Gudridur Thorbjarnardottir, Islandka, która na terenie (prawdopodobnie) dzisiejszej Kanady wydała na świat pierwszego Amerykanina europejskiego pochodzenia. W XVIII wieku, gdy w największej od tysiąca lat eksplozji otworzyła się na Islandii skorupa ziemska (sto trzydzieści kraterów wyrzucało do atmosfery trujące gazy), skutki tego wydarzenia były katastrofalne dla całego świata.

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk

|

11.08.2022 00:00 GN Otwarte 32/2022

dodane 11.08.2022 00:00

W Anglii umierali pozatruwani rolnicy, w Polsce w czerwcu były śnieżyce, a niebywale gęsta mgła i krwistoczerwone słońce dla wielu stanowiły zwiastun ostatecznego sądu Bożego nad światem. Te i inne ciekawostki spisał Egill Bjarnason w książce „Wielka historia małej wyspy. Jak Islandia zmieniła świat”. Autor rzetelnie odrobił lekcję, a kolejnymi walorami publikacji są dowcip i lekkość: „To właśnie tam powstał naród, który po cichu odegrał kluczową rolę w kształtowaniu świata, jaki znamy. Zaczynając choćby od tego, że to Islandczycy, a nie Kolumb, pierwsi odkryli Amerykę, ale są zbyt skromni, żeby mówić o tym głośno. Gdyby nie Islandia, Avengersi nie mieliby Thora, człowiek nie postawiłby stopy na Księżycu, a Tolkien nigdy nie napisałby »Władcy Pierścieni« i być może nie doszłoby do wybuchu rewolucji francuskiej”. Brzmią te ostatnie zdania mocno megalomańsko, no ale właśnie – o interpretację przecież chodzi, bo historia to nie tylko fakty, ale też ich rozumienie.

Sierpień to miesiąc najbardziej „polski ze wszystkich”, jak twierdzi Piotr Legutko, historyk („Polityka pamięci” – ss. 16–19). Coś w tym jest, faktycznie to przecież miesiąc, którego początek zbiega się z rocznicą wybuchu powstania warszawskiego, piętnastego spod Warszawy odparliśmy bolszewików, a ostatniego w Gdańsku podpisano porozumienia otwierające drogę do powstania Solidarności. Tekst o polityce pamięci jest więc bardzo na czasie, a aktualny kontekst kulturowy wymaga, by koniecznie o niej wspomnieć. Legutko pisze: „Tego właśnie szukamy w historii: ludzi, których możemy podziwiać; wydarzeń, do których warto się odwoływać; wartości, na jakich można budować tożsamość. Tak postępują wszystkie nacje, to elementarz edukacji patriotycznej. Mimo to z uporem godnym lepszej sprawy wmawia się nam, że dziedzictwo jest obciążeniem i można o nim mówić jedynie w sposób dekonstruujący. Że postawą właściwą jest tropienie podłości we własnej historii i budzenie empatii wobec doświadczeń innych narodów. A przecież nie ma sprzeczności między otwartością na innych a dbaniem o dobrą pamięć. Warunkiem otwartości jest posiadanie silnej tożsamości, wiedza na temat własnej przeszłości, bo dopiero w nią wyposażeni możemy wyjść do świata. Tożsamość nie jest wcale naszym obciążeniem, jest dokładnie odwrotnie – to nasz atut”. Twierdzenie Bjarnasona, że Islandczycy są zbyt skromni, żeby się chwalić odkryciem Ameryki, to oczywiście żart. Trudno nie potraktować w ten sam sposób twierdzeń, że nasze dziedzictwo jest tylko i wyłącznie obciążeniem, że zamyka nas na świat i powoduje wrogość wobec innych. Tyle że to żart kiepski i świadczący o zapoznaniu starej zasady: historia to mądra nauczycielka życia.•

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..