Złamali palce, nie ducha

Ja bym dzisiaj szczurowi krzywdy nie zrobiła. W karcerze szczury to byli moi przyjaciele. Ja z nimi rozmawiałam – mówi pani Kazia. Jej twarz patrzy dziś z billboardów w ośmiu miastach. Ta skromnie żyjąca staruszka poniosła dla Polski niewyobrażalne cierpienia.

Przemysław Kucharczak

|

25.01.2007 12:15 GN 04/2007

dodane 25.01.2007 12:15

Kazimiera Jakoweńko nosiła panieńskie nazwisko Kamińska. Urodziła się 87 lat temu pod Równem na Wołyniu. Jej tata Dionizy wieczorami wołał swoje dzieci i opowiadał im o czasach, kiedy Polski nie było, bo rozszarpali ją zaborcy. O wspaniałym „Komendancie” – bo Dionizy był legionistą Piłsudskiego. Wspominał, jak w Legionach spał zmarznięty na ziemi, potwornie zmęczony. Mówił, jak trzeba szanować swój kraj i o niego walczyć. – Tak mnie to fascynowało, że kiedy rodzice pojechali na zakupy do miasta, bawiłam się w „Komendanta” – wspomina. – Moi bracia mieli kije zamiast karabinów i wykonywali moje „baczność”, „spocznij”... Ale najmłodszy 4-letni Józio nie słuchał rozkazów, więc zamknęłam go w areszcie, czyli w klatce od królików. Rodzice nie byli zachwyceni – śmieje się dzisiaj pani Kazia.

Trzech kawalerów Kazi
Kazia wyrosła na wysoką szatynkę. Przed wojną zdała maturę. W 1945 roku dostała pracę przedszkolanki w Biskupicach koło Lublina. – Poznałam tam moich rówieśników, którzy twierdzili, że organizują młodzieżowe potańcówki. Oni przedstawili mnie trochę starszemu panu. Dziwiłam się, dlaczego mnie tak wypytują, jak jestem usposobiona do mojej ojczyzny, i o moją rodzinę. Długo mnie badali, a w końcu powiedzieli: „My walczymy za Polskę” – wspomina.

To była podziemna organizacja Wolność i Niezawisłość (WiN). Kazia złożyła przysięgę. „Przysięgam być wierną ojczyźnie mojej Rzeczpospolitej Polskiej! Stać nieugięcie na straży jej honoru!” – powiedziała dobitnie. – „O wyzwolenie jej z niewoli będę walczyć do ostatniego tchu w piersiach!” – dodała. Do roty przysięgi dodany był dopisek: „Twoim obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku, zwycięstwo będzie Twoją nagrodą. Zdrada będzie karana śmiercią”. – Kiedy później aresztowali mnie komuniści, to także dlatego nie mogłam zacząć sypać. Bo gdybym zdradziła, to śmierć i tak czekałaby mnie za bramą więzienia – mówi dzisiaj pani Kazimiera.

Przeszła szkolenie i została łączniczką. Wkrótce zamieszkała z rodziną we wsi Strzelniki pod Brzegiem. Zaczęła wtedy wozić meldunki między Opolem a Krakowem. – To były takie malutkie zwitki papieru. Nie wiedziałam, co w nich było. Także dla własnego bezpieczeństwa, żeby tego nie wyśpiewać, jeśli wpadnę w ręce komunistów – wspomina.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Przemysław Kucharczak