Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Pieniądze biorą się z pracy, nie z dotacji

To nie fundusze europejskie, ale wolny handel jest największą korzyścią płynącą z istnienia Unii Europejskiej.

Wybory we Francji nie wpłyną na przyszłość Unii Europejskiej. Wygląda na to, że nie wpłyną na nią też wybory w Niemczech. Wpłynie na nie osobista decyzja Angeli Merkel. Decyzja co do tego, czy zgodzi się ona na propozycje krajów południa Europy, głównie Francji, polegające, w największym uproszczeniu, na rozwiązaniu kryzysu finansowego pieniędzmi niemieckich podatników. Ciężar spłaty długów Francji czy Włoch mieliby wziąć na siebie „solidarnie” niemieccy podatnicy, bo na tym polega pomysł euroobligacji. Niemiecki podatnik miałby więcej łożyć na Francję i Hiszpanię, bo na tym polega pomysł wspólnego budżetu strefy euro.

Niemcy bardzo skorzystały na powstaniu strefy euro. Mechanizm był prosty. Euro jest dla inwestorów walutą stabilniejszą niż lir włoski czy hiszpańska peseta, dlatego łatwiej zaciągnąć kredyt w tej walucie. Rozumieli to zarówno rządy, jak i obywatele krajów południa. A jak już zaciągnęli kredyty, to budowali autostrady z udziałem niemieckich koncernów i kupowali niemieckie samochody do jeżdżenia po nich. Niemcy dzięki temu mogli produkować więcej opli czy volkswagenów, rosło PKB i spadało bezrobocie. Zyskiwała na tym również polska gospodarka, gdyż wielu naszych przedsiębiorców jest podwykonawcami przemysłu niemieckiego.

Ale kiedy przyszło co do czego, Włochy czy Grecja nie mogły zastosować w walce z zadłużeniem i niekorzystnym bilansem handlowym polityki dewaluacji waluty. Czyli nie mogli zmniejszyć wartości swojego pieniądza, aby zmniejszyć wielkość zadłużenia czy wspomóc własnych eksporterów. Centrum polityki monetarnej leżało teraz we Frankfurcie. I w Niemczech zdecyduje się, jak będzie wyglądać przyszłość wspólnej waluty. Czy w zamian za korzyści handlowe Niemcy zdecydują się na większe transfery finansowe na południe Europy. Taka sytuacja ma miejsce we Włoszech, gdzie bogata północ finansuje biedne południe.

Polacy w kwestii udziału w strefie euro zachowują się w swoim sceptycyzmie niezwykle racjonalnie. Chyba żaden Polak nie chciałby płacić na bogatych z naszej perspektywy Włochów czy Francuzów. A być po drugiej stronie łańcucha finansowego? To też niezbyt kusząca perspektywa. Bo transfery pieniędzy nie przynoszą bogactwa. Przykładem jest przytoczone tu południe Włoch. Przykładem są też wschodnie Niemcy. Przykładem jest Grecja. Przykładem jest Afryka.

Bogactwo bierze się z pracy, nie z dotacji. Sukces Polski w ostatnich latach wziął się z udziału we wspólnym rynku europejskim, gdzie owoce naszej pracy mogły zostać wymienione na euro czy funty. Dlatego na obronie wolnego przepływu ludzi, towarów i usług w Europie powinien skupić polski rząd, a nie na wyszarpywaniu z Brukseli kolejnych pieniędzy, w strefie euro czy poza nią.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka