Ideologia bezsensu

Myśl wyrachowana: Życie się przeżywa, a nie przeżuwa

Proszą mnie czasem czytelnicy, żebym wyjaśnił swój sprzeciw wobec antykoncepcji.
Pierwszy powód jest taki, że jestem katolikiem. Ja wiem, że dziś przyjęło się nie uważać tego za argument. Nadprzyrodzona mądrość Kościoła nie jest argumentem, jest nim za to opinia Lwa-Starowicza lub innego fachowca od seksu. Ale to już indywidualny wybór, kto chce kogo słuchać.

Ale jest i drugi powód, mianowicie ten, że każdy bezsens jest grzechem, a antykoncepcja jest właśnie BEZ SENSU. To jest rondo, z którego nie ma zjazdu. Tam można wyłącznie kręcić się w kółko i opowiadać, że celem kierowcy jest jechać. Ale to nieprawda, bo celem kierowcy jest dojechać.

Bóg niczego nie stworzył tylko po to, żeby sobie było. Takie owoce. Może się komuś wydaje, że one są po to, żeby je ludzie zjedli. Tymczasem głównym celem na przykład brzoskwini jest skłonienie konsumenta, żeby uwolnił otoczoną miąższem pestkę. Dlatego owoc wabi dorodnym wyglądem, zapachem i smakiem. Świetnie pomyślane, bo wszyscy na tym korzystają. Człowiek się naje, a wyrzucona pestka ma szanse dać początek nowemu drzewu. Gdyby jakieś drzewo dało brzoskwinie bez pestek, może by się je jadło wygodniej, ale po raz ostatni. Gdyby wszystkie owoce dostosowały się do ludzkich życzeń, nasze dzieci o drzewach owocowych uczyłyby się na historii. Antykoncepcja jest czymś takim: próbą usunięcia „pestki” z najcenniejszego owocu – ludzkiej miłości.

Do dzisiaj jako objaw degeneracji starożytnych Rzymian przedstawia się uczty, których uczestnicy jedli po to, żeby jeść. Kiedy nie mogli więcej pomieścić, pozbywali się zjedzonego pokarmu w tak zwanym vomitorium. I dalej jedli. Uczestnicy obżarstwa chcieli oderwać przyjemność z jedzenia od jego celu. O takich się mówi: „Nie jedzą, żeby żyć, tylko żyją, żeby jeść”.

Popęd seksualny jest trochę podobny do uczucia głodu. Gdyby nie ssanie w żołądku, poumieralibyśmy z niedożywienia. Gdyby nie seksualne przyciąganie się płci odmiennych, ludzkość wymarłaby po jednym pokoleniu, bo seks interesowałby ludzi tyle, co wypowiedzi Wojciecha Olejniczaka.

Kościół nie mówi, że jedynym celem współżycia małżonków jest spłodzenie potomstwa. Równie ważna jest więź, jaką ono między nimi buduje. Te rzeczy jednak muszą iść ze sobą w parze, przy czym nie chodzi o konieczność zrodzenia dzieci, tylko o niewykluczanie takiej możliwości. Małżonkowie, którzy nie zamierzają w danym momencie mieć dzieci, mogą korzystać z naturalnych metod regulacji poczęć. Ale to jest zupełnie inna sprawa niż antykoncepcja. Naturalne metody nie gwałcą natury, tylko ją wykorzystują. Para taka musi czasami powstrzymać się od współżycia, zależnie od rytmu płodności kobiety. Antykoncepcja zaś dąży do czegoś przeciwnego: do możliwości wyżycia się zawsze i wszędzie, z jednoczesnym założeniem – „Żadnych owoców!”.

Tylko że Jezus – proszę sprawdzić – ciągle mówi o owocach. Przeklął nawet drzewo figowe, które było dorodne, ale nie miało owoców. I uschło.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl