Tu nie chodzi o pocieszanie

Nie wiem dlaczego z wszystkich możliwych tłumaczeń imienia, którym nazwał Go Jezus, najczęściej wybieramy właśnie to. Może dlatego, że od momentu Wniebowstąpienia żyjemy wciąż w jakimś poczuciu straty: nie ma z nami naszego Pana, więc w zamian otrzymujemy Pocieszyciela, który ma nam Go zastąpić. W takim myśleniu kryje się jednak podwójny błąd. Po pierwsze – że po Wniebowstąpieniu Jezus jest jakby mniej obecny; że stał się odległy, niepochwytny, niedostępny, przebywając bardziej z Ojcem, niż z nami. Po drugie – że Duch Święty ma nas pocieszać po tej stracie.

Owszem, jednym ze znaczeń greckiego słowa παρακλητος (paraklētos) jest „pocieszyciel”. Ale wcale nie pierwszym, ani nie jedynym. Co więcej, kontekst, w jakim Jezus mówi o „Paraklecie” w czternastym, piętnastym i szesnastym rozdziale Ewangelii wg. św. Jana, wyraźnie wskazuje, że nie chodzi Mu bynajmniej o swój substytut darowany nam w zastępstwie, bo z jakiegoś niezrozumiałego powodu On sam nie może z nami pozostać. Przeciwnie, tekst biblijny pokazuje wyraźnie, że Duch Święty przychodzi jako Duch Prawdy, który u nas i w nas będzie, doprowadzając nas do pełni prawdy (J 16, 13). Warto zauważyć, że to właśnie o sobie mówił Jezus w innym miejscu tej samej Janowej Ewangelii, nazywając siebie prawdą (J 14, 6). Czy Duch nie ma zatem świadczyć o Nim (J 15, 26)?

Otóż Duch Święty to nie „pocieszajka” na otarcie łez. Mówiąc o Jego posłaniu, Jezus przekonuje: „Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie Mnie już oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was” (J 14, 18–20). Jakoś przyzwyczailiśmy się rozumieć ten fragment w kontekście bliżej nieokreślonego powtórnego przyjścia Chrystusa. Ale może nie do końca trafnie? Może chodzi raczej o niezwykły, pełen mocy powrót Chrystusa w zstępowaniu Ducha Świętego? Jeśli tak, to przyjście Ducha Świętego nie jest czymś „w zastępstwie” Chrystusa, ale przychodzeniem samego Syna Bożego, który w Duchu Świętym staje się jeszcze pełniej obecny pośród nas. Sprawia to właśnie „Paraklet” – On jest dokonawcą tej tajemnicy. W tym sensie to On również doprowadza nas do całej prawdy – do pełni obecności Chrystusa, z której bierze i nam objawia, otaczając Go chwałą (J 15, 14). Tu nie chodzi o pocieszanie po stracie, ale o zysk – o tę samą obecność Jezusa, którą w Duchu Świętym otrzymujemy w sposób zdecydowanie pełniejszy, bo nieograniczony przestrzenią i czasem. Oto właśnie uobecnienie realnej bliskości Syna Bożego przez „Parakleta”.  

Trudno powiedzieć, jak głęboką świadomość takiego stanu rzeczy mieli początkowo apostołowie. Nie zmienia to jednak faktu, że w zakończeniu Ewangelii według św. Łukasza znajdujemy następujące słowa Jezusa: „Oto ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka” (Łk 24, 49). Słowo ενδυω (endyo), tłumaczone często jako „przyoblec” mówi właściwie o zakładaniu ubrania – wdziewaniu na siebie czegoś, co pasuje do nas i przylega jak odzież. W taki właśnie sposób mamy „ubrać się” w  Ducha Świętego. Chodzi zatem o tak wielką bliskość i jedność z Nim, abyśmy tworzyli razem – my i moc Ducha Świętego – niemal całość objawiającą Chrystusa. W tym kontekście jeszcze bardziej zrozumiałe staje się, że słowo paraklētos nie oznacza wyłącznie pocieszyciela. Co zatem opisuje? Dosłownie rzecz ujmują tego, kto zdolny jest do udzielania zachęty, odwagi, pomocy i pokrzepienia; orędownika, rzecznika, pocieszyciela – innymi słowy, kogoś, kto tworzy z nami głęboką, zażyłą więź jako nasz opiekun i obrońca. Życie w Duchu Świętym staje się w ten sposób poruszaniem się w Jego mocy i miłości – relacją na tyle ścisłą, aby ci, którzy wejdą z nami w kontakt, mogli doświadczać przemieniającego spotkania z Jezusem. To oczywiście teoria. W praktyce wiemy doskonale, jak bardzo realia naszej codzienności różnią się od ideału; jak bardzo zamknięci jesteśmy na życie w Duchu Świętym, pogrążenie w naszych słabościach, niemocach i grzechach. W działanie Boga nie wnosi to niczego – Duch Święty dalej zstępuje i wciąż pragnie, abyśmy się w Niego „przyodziali” – natomiast w naszym doświadczeniu wiary zmienia to bardzo wiele. Duch Święty udziela się nam jako dar, my jednak nie potrafimy Go przyjąć. Czy to znaczy że mamy się poddać? Żadną miarą. W przededniu uroczystości Zesłania Ducha Świętego jeszcze bardziej trzeba nam przejąć się tajemnicą Jego niezwykłej bliskości i zainspirować słowami św. Serafina z Sarowa, który zwykł mawiać: „Celem życia chrześcijanina jest nabycie Ducha Świętego”.
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Aleksander Bańka