Uoi-ti-ua. To był papież!

O tym, co o. Pio szepnął Karolowi Wojtyle i czy z Watykanu łatwiej wyciągnąć newsy niż od sycylijskiej mafii, z Andreą Torniellim rozmawia Marcin Jakimowicz.



Która z tych opowieści zrobiła na Panu największe wrażenie?
– Historia uzdrowienia synka mojej przyjaciółki – dziennikarki. Miał zakażenie krwi, słabł w oczach. Był cały czas śmiertelnie zmęczony. W czasie spotkania z Papieżem w 2003 r., gdy po Mszy św. Papież uścisnął mu rękę, chłopczyk poczuł, jak sam opowiada, uderzenie wielkiego ciepła. Został uzdrowiony. Wybiegł niemal w podskokach. Dotknęło mnie późniejsze zachowanie Papieża. Gdy mały Francesco napisał do niego list, dziękując za uzdrowienie, Jan Paweł II własnoręcznie odpisał: „To dzieło Boże”. Nie przypisywał sobie nawet cienia chwały.

Wielu dziennikarzy, próbujących wydobyć jakieś newsy ze Stolicy Apostolskiej, wzdycha, że łatwiej jest chyba poznać tajne plany sycylijskiej mafii. Nie podcina to Panu skrzydeł?
– Zapewniam pana, że trudniej wyciągnąć coś od mafii (śmiech). Watykan nie jest taki tajemniczy.

Nie chodzi mi o sensacje w stylu Dana Browna, ale o trzymanie języka za zębami.
– Aaa, jeśli chodzi o to, to zgoda. Rzeczywiście trudno znaleźć kogoś, kto piśnie choć słówko. Wiele historii z książki wyciągnąłem od znajomych, np. od stróża Bazyliki Grobu Pańskiego.

Dwa lata temu w tym samym hotelu Enrico Marinelli opowiadał mi, że w górach Papież dawał policjantom niezły wycisk, a jego najbliżsi mieli z nim trudny orzech do zgryzienia.
– Prawda, oj, prawda! Najbliższe otoczenie nie miało z tym świętym Papieżem łatwego życia. A co dopiero dziennikarze! Paraliżował nas już sam rozkład dnia w czasie pielgrzymek: setki spotkań, bieganina z miejsca na miejsce. Maraton od świtu do nocy. I to nawet wówczas, gdy Papież był już schorowany.

Mieliście czas na łyk espresso?
– Różnie bywało. (śmiech)

Znana była bezpośredniość Jana Pawła II. Czy zapamiętał Pan jakiś szczególny gest, słowo?
– Papież nie miał na szczęście „stylu księżowskiego”. Pamiętam jedno zdarzenie: 2001 rok. Wracaliśmy z Ukrainy, Papież siedział w samolocie wykończony. Lądowaliśmy w Rzymie i ks. Stanisław Dziwisz poprosił mnie, bym wręczył Papieżowi moją monografię o Piusie XII. Podszedłem, a on popatrzył na ten opasły tom i rzucił z łobuzerskim błyskiem w oku: Sam to wszystko napisałeś? (śmiech)

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz (Gość Niedzielny)