24.06.2018

Kim jesteś? Kim się stajesz?

Słowo Boże mówi dziś sporo o powołaniu. „Kimże będzie to dziecię?” (Łk 1, 66) – pytają ludzie, widząc niezwykłe okoliczności narodzin św. Jana. „Istotnie ręka Pańska była z nim”(Łk 1,66). Każdy z nas ma być artystą, w tym sensie, że powinien stworzyć ze swojego życia arcydzieło. Bóg daje talenty, powołuje, inspiruje. Do nas należy odpowiedzieć na wezwanie. Ręka Pana jest także nad tobą. Trzeba tylko dać się poprowadzić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Ostatni i pierwszy prorok

Dzieje Apostolskie opowiadają o pierwszej wyprawie misyjnej św. Pawła.

Apostoł Narodów wskazany został wcześniej w Antiochii Syryjskiej przez Bożego Ducha razem z Barnabą, by realizować dzieło ewangelizacji, do którego zostali wezwani. Po pobycie na Cyprze dotarli do Antiochii Pizydyjskiej, miasta należącego do rzymskiej prowincji, która dziś leży w centralnej Turcji. Tam św. Paweł stawił się w synagodze. Synagogalny zwyczaj pozwalał, by w szabat, podczas nabożeństwa, po odczytaniu biblijnych tekstów komentarz mógł wygłosić każdy dorosły mężczyzna. Z tego prawa skorzystał św. Paweł. Jego nauczanie wzbudziło wśród Żydów oburzenie, które potem zaowocowało nawet kamienowaniem ewangelizatora, już nie w Antiochii, ale na krańcach tej rzymskiej prowincji, gdzie dotarli jego przeciwnicy. Święty Paweł cudownie przeżył. To był punkt zwrotny pierwszej podróży.

W katechezie, wygłoszonej w Antiochii Pizydyjskiej, Paweł nawiązał do roli, jaka w Bożym planie zbawienia przypadła św. Janowi Chrzcicielowi. On nie był tym, na którego czekano. On Go jedynie zapowiadał. „Ja nie jestem tym, za kogo mnie uważacie. Po mnie przyjdzie Ten, któremu nie jestem godny rozwiązać sandałów na nogach” – cytuje w katechezie św. Jana Chrzciciela św. Paweł. To zdanie harmonizuje z relacjami Ewangelii, opowiadającymi o posłannictwie Jana.

Pawłowa katecheza wygłoszona w Antiochii Pizydyjskiej traktuje o zbawczym dziele Chrystusa. Ale ona mówi o czymś jeszcze, również bardzo ważnym. Pokazuje, jak pierwsze pokolenie chrześcijan wpisywało ówczesne „tu i teraz” w biblijne treści. Stary Testament i prorockie zapowiedzi były wówczas już księgą zamkniętą. Otwartą przestrzeń, wciąż gotową do uznania, stanowiła działalność Jana Chrzciciela. O nim nie napisała żadna z ksiąg Starego Testamentu. Pojawił się zbyt późno. Ale obecny jest na kartach Ewangelii. Jest tu ostatnim prorokiem Starego Testamentu i pierwszym – wciąż jako prorok – który rozpoznaje mesjańską godność Pana Jezusa.

W tym kontekście nie dziwi, że św. Jan Chrzciciel znalazł się w katechezie pierwotnego Kościoła.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Boża pępowina

Głoszenie Ewangelii jest wyrazem macierzyństwa Kościoła.

Wiąże się ono z „rodzeniem” ludzi do nowego życia – ukrytego życia z Chrystusem w Bogu. Stąd przepowiadaniu Ewangelii przysługuje w Kościele absolutne pierwszeństwo. Wynika ono z wyraźnego nakazu Chrystusa: „Idźcie i głoście”. Bo „wiara rodzi się z tego, co się słyszy” (Rz 10,17). Tym słowem wzbudzającym wiarę jest kerygmat. Jego skuteczność bierze się stąd, że niesie w sobie misterium paschalne Chrystusa. Należy go głosić otwarcie i odważnie. Wymagana od herolda Ewangelii postawa nazywa się {BODY:BBC}parresia{/BODY:BBC}. Głosiciel Ewangelii wie, że nie głosi prawdy ludzkiej, ale słowo Boga, które ma swoją wewnętrzną i tajemniczą moc.

W Jeremiaszu była parresia. Jego słowo było jak „ostry miecz”, „zaostrzona strzała”. Prorok trafiał nim celnie w ludzki grzech i strach, przekłuwał zatwardziałość serc, docierał w najbardziej zakażone obszary duszy, by wprowadzić w nie antybiotyk Bożego miłosierdzia. Jego siła i precyzja biorą się z przekonania, że sam siebie nie powołał. Stoi za nim żywy, osobowy Bóg oraz wiara i pokłady świętości wspólnoty ludu wybranego. Siła rażenia Bożego słowa nie tkwi w błysku inteligencji, celności argumentów czy w uroku osobistym głosiciela. Ona w całości zależy od Ducha Świętego, który wypełnia misjonarza, a jednocześnie spulchnia słuchacza. Parresia to moc ukryta w gotowości oddania życia dla Ewangelii, stracenia twarzy dla Zbawiciela, nawet za cenę odrzucenia i bycia uznanym za głupca i intruza. Moc wiary w Zmartwychwstałego przeradza się w moc miłości.

Jeremiasz jest też świadomy mocy ukrytej w korzeniach jego istnienia: „Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię”. Gdyby o tym wiedziały wszystkie kobiety na świecie, popadłyby w ruinę kliniki aborcyjne. Miłość Boga przebiega przez pępowinę łączącą dziecko z matką. Pępowina to cudowny wynalazek. Mały berbeć przez dziewięć miesięcy żyje gratis, dokarmiany i pieszczony, bez żadnych rachunków do zapłacenia. Szczęśliwy, kto miał kochającą matkę i zdrową pępowinę. I kto odkrywa, że już wtedy Bóg wiązał z nim swe plany i nadał mu powołanie. Głoszenie Ewangelii o Jezusie zmierza do wytworzenia w ludziach nowej pępowiny, którą do ich serc będzie docierać życiodajna limfa miłości Bożej. Jest to ogromna, osobotwórcza moc złożona na barkach kruchego proroka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Mega-łaska

Jan Chrzciciel jest postacią tak znaczącą, że uroczystość jego urodzin jest w hierarchii świątecznych obchodów ważniejsza niż niedziela.

1. Jan Chrzciciel jest postacią tak znaczącą, że uroczystość jego urodzin jest w hierarchii świątecznych obchodów ważniejsza niż niedziela. Narodziny proroka są ukazane przez Łukasza jako owoc działania nadzwyczajnej łaski Boga. Jego rodzice, Elżbieta i Zachariasz, byli już w podeszłym wieku. Brak dziecka w Izraelu był uważany za dopust Boży (odwrotnie niż w ponowoczesnej mentalności). Jan jest owocem nie tylko miłości jego rodziców, ale szczególnego umiłowania Boga. „Pan okazał tak wielkie miłosierdzie”. Użyty tutaj grecki czasownik ma w rdzeniu słówko „mega”. Każde dziecko jest darem łaski Bożej, ale Jan to „mega-łaska”. Dostrzegają to sąsiedzi i krewni, którzy cieszą się z rodzicami. Postawa godna naśladowania. Cieszyć się z tego, że mój sąsiad wygrał milion, że ktoś dostał awans, że wyleczyli go z raka itd. Niby to oczywiste, ale przecież niekoniecznie. Bóg niektórym daje więcej, daje mega-dużo. Nie ma równości. I bardzo dobrze. Inni dostają więcej ode mnie także po to, abym się umiał cieszyć ich radością.

2. Pojawia się kwestia imienia. Izraelici nadawali synom często imię ojca albo któregoś z przodków. Wiązało się to z pragnieniem nieśmiertelności. Dziecko noszące imię przodków było jakby przedłużeniem ich życia. Bóg przełamuje ten schemat. Jan będzie prorokiem Bożej nowości. Sam zanurzony jeszcze w Starym Testamencie będzie pokazywał na Jezusa, na Nowy Testament. Na nieśmiertelność, którą Jezus przyniesie. Symboliczna nieśmiertelność związana z imieniem nie będzie miała już znaczenia. Imię Jan oznacza „Jahwe jest łaskawy”. Nieśmiertelność, której pragnie człowiek, może pochodzić tylko od Boga. To Jego Imię się liczy.

3. Zachariasz, który wcześniej z powodu swojego zwątpienia stracił mowę i słuch (skoro mówili do niego znakami), odzyskuje je. Wielbi Boga. Wypowie w dalszej części 1. rozdziału Łukasza przepiękną modlitwę, tzw. pieśń Zachariasza. Zaś na sąsiadów pada strach. Wobec mega-łaski człowiek czuje swoją małość. Wielkość Boga może onieśmielać, budzić bojaźń. „W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło”. Wieść o działaniu Boga rozchodzi się. Wszystkie te elementy pełnią rolę zapowiedzi prorockiej misji Jana. Zadaniem proroka jest bowiem objawianie wielkości Boga, nakłanianie ludzi, aby padli z bojaźnią przed Nim na kolana i oddali Mu chwałę. Człowiek ma odzyskać słuch i mowę po to, aby słyszeć głos Boga i głosić Jego dzieła. Prorok ma przetykać uszy zamknięte na Boże słowo, ma rozwiązywać języki, aby te nie przeklinały, ale błogosławiły.

4. „Ręka Pańska była z nim”. A dalej czytamy: „Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem, a żył na pustkowiu”. To klasyczne zestawienie. Warunkiem mojego rozwoju jest najpierw „ręka Pana”. Symbol Bożej łaski, Bożego miłosierdzia, także Ducha Świętego. Ale potrzebny jest także ludzki wysiłek, troska o własny rozwój. Także pustynia, czyli asceza, konieczna do tego, aby kochające Boże dłonie mogły nas formować. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Świeckim okiem

„I duszę moją znasz do głębi” Ps 139,1

Kapłan Zachariasz nie powinien mieć żadnego problemu z tym, by uwierzyć aniołowi, który zapowiedział mu narodziny syna. Co więcej, na pewno on i jego żona modlili się o potomka. Dlaczego więc, gdy przyszło na nich szczęście rodzicielstwa, Zachariasz nie umiał dać temu wiary, i to do tego stopnia, że Bóg musiał posłużyć się jego cudownym zaniemówieniem? Pewnie Zachariasz miał nadzieję, że jego syn tak jak on będzie poważanym kapłanem, dobrze się ożeni i będzie radością rodziców na ich stare lata. Tymczasem Jan został wezwany do zupełnie innych, daleko większych dzieł. Pan Bóg zna najskrytsze tajniki ludzkiej duszy. Wie o naszej niewierze tam, gdzie zdaje nam się, że jesteśmy tytanami wiary, ale wie też o każdym naszym porywie serca ku Niemu, nawet gdy nie dostrzegamy, jak wielka jest nasza tęsknota za Bogiem. Zamiast obijać się między poczuciem własnej świętości i grzeszności (co często zdarza się osobom posługującym w Kościele), trzeba tylko zaufać Bożej wiedzy i Bożej mądrości. Tylko zaufać i aż zaufać, a wtedy zdarzą się cuda.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.