Fides et ratio - wśród chmur

Agata Puścikowska

Internauci radośnie poszaleli. Przekrzykują się, kto uratował załogę Boeinga 767. Czy kapitan Wrona (na Facebooku ma już dziesiątki tysięcy fanów), czy też... Jan Paweł II.

Fides et ratio - wśród chmur

Dość zabawne te dyskusje. Jedni wychwalają kapitana Wronę, stwierdzając dość słusznie, że trzeba latać jak orzeł, a lądować jak Wrona właśnie. Inni mają już nieco dość tej wronomanii. I dodają, że przecież i reszta załogi robiła wszystko co w ich mocy, żeby uratować pasażerów (i samych siebie). Do tych ostatnich, mocno przytomnie i skromnie, zalicza się zapewne i pilot - bohater, który na konferencji prasowej mówił po prostu o dobrze wykonanych obowiązkach i precyzyjnie wypełnionych procedurach.

Ale od kiedy okazało się, że redemptorysta będący na pokładzie samolotu, wiózł relikwie Jana Pawła II, to dopiero się zaczęło... Bo oto jedni modlitewnie i wylewnie dziękują Janowi Pawłowi i wszystkim świętym, drudzy natomiast obśmiewają pierwszych i pukają się w wirtualne czoło.

Jak było naprawdę? Kto uratował 231 pasażerów wczoraj, w Uroczystość Wszystkich Świętych Pańskich? A tego, dowiemy się dopiero po tamtej stronie. Ale ja, gdybym akurat miała w najbliższym czasie latać samolotem, najchętniej poleciałabym z kapitanem Wroną. Do tego, z pewnością modliłabym się do Jana Pawła II. Fides et ratio, również pod chmurami, na szczęście się nie wykluczają.