Twarda mowa miłości

Ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 43/2011

Pan Jezus mocno atakuje faryzeuszów. Demaskuje ich zakłamanie. Czyni to, narażając się na śmierć.

ks. Tomasz Jaklewicz ks. Tomasz Jaklewicz

W sensie jak najbardziej dosłownym. Miłość do Boga i do człowieka wymaga czasem zdecydowanej reakcji na zło. Jezus ewidentnie jest w sporze z religijnym, użyjmy modnego słowa, establishmentem Izraela. Bycie solą ziemi i światłem świata oznacza nieraz wejście w otwarty spór z ludźmi trzymającymi władzę. Ewangeliczna miłość nie oznacza bynajmniej układania się ze wszystkimi za wszelką cenę, przymykania oczu na fałsz za cenę „świętego” spokoju. Jan Paweł II używał czasem mocnych słów, nieraz wręcz krzyczał. Pisał nie tylko o Bogu bogatym w miłosierdzie, ale i o „cywilizacji śmierci”, o zbrodni aborcji czy eutanazji. Prawda i dobro wymagają czasem twardej mowy. Medialni manipulatorzy z faryzejską wprawą mówią, że to nieewangeliczne, że to „mowa nienawiści”. Ale Ewangelia uczy, że nie ma miłości bez prawdy. Oczywiście nie można także odrywać prawdy od miłości. Jako chrześcijanie nie możemy się bać nazywania zła po imieniu.

Z pokorą, ale i odwagą. Jak Jezus. 2 Miecz słowa Bożego wymierzony jest oczywiście także w naszą stronę. Pan nakłuwa balon naszego własnego faryzeizmu. Kiedy czytam ten fragment Ewangelii, zawsze widzę w nim nas, księży. Przede wszystkim siebie. Każda władza jest narażona na pokusy, władza religijna na pokusę „zawodowego” zakłamania. To nie znaczy oczywiście, że nie potrzebujemy duchowych przewodników albo że „oni tacy wszyscy”. Słowo Pana zaprasza do rewizji sumienia każdego z nas. A każdy z nas wobec kogoś ma jakąś władzę, jest za kogoś odpowiedzialny. Faryzeizm atakuje zwłaszcza ludzi religijnych. Jezus zaprasza nas do przyjrzenia się naszej próżności, narcyzmowi, wywyższaniu się. Pyta o nasze pragnienie dominowania, o uzależnienie od pochwał i ludzkich opinii. Ostatecznie wszystko sprowadza się do pytania o naszą pychę. Ten grzech ma każdy z nas, choć na ogół zmutowany w oryginalnej formie.

3 „Mówią bowiem, ale sami nie czynią”. Mówimy nieraz dosadnie o kimś, że jest „mocny w gębie”. Jezusowa krytyka faryzeuszów kryje w sobie wezwanie do odpowiedzialności za słowo kierowane pod adresem innych. Słowa, którymi oceniam czy pouczam innych, są mieczem, który szykuję nad moją głową. Czy nie mam prawa innym zwrócić uwagi? Owszem, mam, a czasem wręcz powinienem to zrobić. Ale nie mogę zapomnieć, że te słowa zobowiązują także mnie samego. 4 Potrzebujemy nauczycieli, ojców i mistrzów. Ale takich, którzy nie zasłaniają sobą najważniejszego Nauczyciela, Ojca i Mistrza – czyli Boga. Prawdziwi nauczyciele, ojcowie, mistrzowie traktują swoje powołanie jako służbę, z ogromną pokorą wobec Boga i ludzi, którym służą. Kto się sam wywyższa, ten prędzej czy później zostanie skompromitowany. Kto z pokorą robi swoje, zostanie kiedyś doceniony. Może dopiero po drugiej stronie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.