O właściwej polityce prorodzinnej, węgierskim przykładzie i pożytkach z Unii Europejskiej z Pawłem Kowalem, europosłem i liderem PJN, rozmawia Jacek Dziedzina
Paweł Kowal
JAKUB SZYMCZUK/Gość Niedzielny
Jacek Dziedzina: Polityka prorodzinna kojarzy się mało konkretnie, a PJN właśnie ją umieścił na sztandarach. Czy kondycja rodziny w ogóle leży w kompetencjach państwa? Paweł Kowal:
– Nie cierpię określenia „polityka prorodzinna”, bo Polakom kojarzy się z przedwyborczymi obiecankami. Należy przyjąć nową politykę na rzecz rodziny, podobnie jak to robią znaczące państwa w Europie. Jeżeli nie zmienią się trendy demograficzne, już niedługo państwo będzie miało problemy z utrzymaniem emerytów, bo populacja Polski zmniejszy się o kilkaset tysięcy. Jak to będzie wyglądało, można już teraz zobaczyć np. w województwie opolskim, gdzie nierzadko mamy do czynienia z zamianą szkół na domy starców.
Ale co tak naprawdę może państwo w tej kwestii?
– Uznać prawa rodziny, przestać ingerować w jej życie. Trzeba się zastanowić, czy lepiej, żeby polityka rodzinna nadal oznaczała jakieś dodatkowe pieniądze na buty, książki, dożywianie w szkole, mleko…
To nie są działania prorodzinne?
– Musimy oddzielić politykę społeczną od polityki na rzecz rodziny. Od czasów Jacka Kuronia przyjęto lewicowy paradygmat, w którym polityka na rzecz rodziny jest częścią polityki społecznej. Czyli np. matka trójki dzieci chodzi do opieki społecznej z kwitkami za buty i książki i prosi o zwrot kosztów, tak jakby samo posiadanie dzieci było patologią. Nowa polityka na rzecz rodziny musi opierać się na przekonaniu, że rodzina jest racjonalna ekonomicznie. I pieniądze, które są w budżecie, muszą być do jej dyspozycji, a nie wydawane z łaski urzędników czy posłów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.