Ludzie ulotni

Franciszek Kucharczak

|

GN 31/2011

publikacja 04.08.2011 00:15

Myśl wyrachowana: Kto zapewnia dzieciom start, niech pomyśli też o lądowaniu.

Ludzie ulotni

Kiedyś kobieta zawodowo związana z Kościołem powiedziała mi z pełnym troski wyrzutem: „Pan pisze takie rzeczy… To się może wielu ludziom nie podobać. A pan ma rodzinę”.

No mam rodzinę. Właśnie wróciłem z nią znad morza. Byliśmy między innymi na Helu, gdzie zwiedziliśmy umocnienia z 1939 roku, w których polska załoga broniła się rekordowo długo, bo aż do 2 października. Moją uwagę przykuła eksponowana tam w gablocie jedna z ulotek, jakie Niemcy na przemian z bombami zrzucali na obrońców. „Pomyślcie o swoich rodzinach, o swoich żonach i dzieciach!” – apelowali najeźdźcy do załogi Helu, wzywając ją do kapitulacji. Było tam o odpowiedzialności obrońców za własne życie i za byt ich najbliższych, jeśli będą stawiali opór. Były też obietnice świetlanej przyszłości w wypadku złożenia broni. Od razu przypomniały mi się słowa tamtej kobiety, troszczącej się o moją rodzinę. Zawiera się w nich część odpowiedzi na pytanie, dlaczego w chrześcijańskim ponoć społeczeństwie dochodzi do takich rzeczy jak upadek rodziny. Otóż w dużej mierze właśnie z powodu takiej „troski o rodzinę”. Rodzina to znakomita wymówka dla tchórzy, milczących z tłumem tam, gdzie trzeba krzyczeć albo krzyczących z tłumem wtedy, gdy trzeba mu się postawić. W imię dobra rodziny ludzie godzą się na kolejne antyrodzinne prawa. Zakaz stosowania klapsowej „przemocy” przez rodziców wobec dzieci? Dążenie do edukacji seksualnej wbrew woli i przekonaniom rodziców? Promocja antykoncepcji? Parodia małżeństwa przez prawną akceptację związków jednopłciowych? Umacnianie dziadostwa konkubinatów? Dążenie do ułatwiania rozwodów? No trudno, nie wolno mi się narażać, mam rodzinę.

I w ten sposób miliony ojców i matek, solidarnie milcząc, pogrążają się w bagnie razem ze swoimi rodzinami po to, żeby nie narażać swoich rodzin.

Ale po co rodzinom taka troska, jeśli z jej powodu pójdą na zatracenie? Bo milcząc, tworzymy im świat przeklęty, w którym będzie dozwolone wszystko z wyjątkiem mówienia konsekwentnie prawdy i bycia konsekwentnie przyzwoitym.

 

Zgoda na powolną degenerację demokracji jest narażaniem swoich dzieci. Nawet jeśli starsi mają jeszcze jakiś kręgosłup, ich dzieci będą rosły wśród samych „bezkręgowców”. Bo pomiędzy bezkształtną masą ameb, miotanych prądami zachcianek, niezmiernie trudno będzie utrzymać pion.

Co roku w sierpniu odżywa dyskusja, czy powstanie warszawskie było błędem, czy nie. Dla ludzi, którzy w praktyce nie uznają niczego ważniejszego niż doczesne życie, to oczywiście był błąd, a dokładniej głupota. Taki zryw nie byłby możliwy wśród osób, których horyzont oczekiwań kończy się najdalej na wystawnej stypie. One nie tylko same unikają zaangażowania, ale też boją się zaangażowania innych. To tacy ludzie-ulotki z wielkim napisem: „Nie walcz, pomyśl o rodzinie”. Fruwają między ludźmi, którzy walczą z aborcją, szybują nad salami sądowymi, gdzie skazuje się za słowa prawdy, polatują nad tymi, co chcą po ludzku wychować dzieci. A wszystko to robią z troski o rodziny – głównie cudze.

 

Czyja skuteczność?

Od 1991 roku w brytyjskich klinikach w ramach sztucznego zapłodnienia spreparowano około 3 mln ludzi, z których niespełna 100 tys. urodziło się. KAI podała, że 100 tys. spośród pozostałych przeznaczono do eksperymentów naukowych, w których ci ludzie giną, około 750 tys. zamrożono, zaś 1,5 mln „zniszczono”. Parlamentarzysta David Alton nazwał szaleństwem wydawanie przez państwo olbrzymich sum na procedurę o 15-procentowej skuteczności, zwłaszcza że każdego dnia w kraju przeprowadza się 600 aborcji. Jakie 15 proc. skuteczności? Tam jest przynajmniej 85 proc. skuteczności, o czym zapewnia naczelny dyrektor wszystkich klinik in vitro, prof. Lucyfer.

Opuszczanie siebie

W ub. roku z Kościoła w Niemczech wystąpiło więcej katolików, niż zostało ochrzczonych – wynika z najnowszych danych opublikowanych przez tamtejszy episkopat. Udzielono tam ponad 170 tys. chrztów, natomiast Kościół opuściło 180 tys. wiernych. Jednocześnie do Kościoła powróciło 7,5 tys. osób, które wcześniej go opuściły. Przyjęto także 3,5 tys. chrześcijan innych wyznań, którzy postanowili zostać katolikami. Pretekstem do odejść były skandale pedofilskie wśród duchownych. Niemcy powinni byli najpierw przestać się leczyć, bo pedofilów w służbie zdrowia jest statystycznie więcej niż wśród księży.

Czyj ratunek

Amerykańscy politycy porozumieli się na temat podwyższenia limitu zadłużenia państwa i oszczędności, które przez 10 lat mają wynieść 3 bln dolarów. Ta wiadomość poprawiła nastroje na giełdach, umocnił się również złoty. Jeden z portali internetowych informację o tym opatrzył dużym napisem: „Amerykanie znów uratowali świat!”. Coś takiego! To już ludzie nie będą nieszczęśliwi? Nie będą chorować i umierać? Czego by ludzie nie robili, i tak się okaże, że świat uratował Pan Jezus.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.