Adaś czeka za oknem

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 27/2011

publikacja 07.07.2011 00:15

Adaś z buzią downa wtuloną w poduszkę śpi. A my płaczemy, nie bojąc się, że się obudzi. Bo usnął na rysunku swojego taty Adama. A tak naprawdę odszedł w lutym tego roku. Do pięciu lat brakło mu dwóch miesięcy.

Adaś czeka za oknem Bogusia i Adam dzięki synkowi Adasiowi odkryli, jak bardzo się kochają Józef Wolny

W dniu jego pogrzebu rodzice napisali list, który zamiast nich odczytał ksiądz na cmentarzu w Mysłowicach przy Mikołowskiej w kwaterze dla dzieci. „Adasiu sprawiłeś, że dzieci z zespołem Downa wydawały się twojej matce najpiękniejsze” – brzmiało w ciszy przerywanej krakaniem wron.

– Czas jest pojęciem względnym, nieistotne, czy żyłby 60, czy właśnie te 5 lat – mówi tata Adam Plackowski, artysta plastyk. – Ważne, że jego nie ma, a my jesteśmy. I wyciera oczy papierowym ręcznikiem, którego żona Bogusia przyniosła cały rulon. Tego płaczu podczas rozmowy nikt z nas się nie wstydzi. Jest jak epitafium dla zmarłego. Bo więcej można wypłakać, niż powiedzieć.

– Płaczę sobie codziennie po pół godziny i mi lżej – mówi Bogusia, która przez ostatnie 5 lat była rączkami, oczkami, nóżkami swojego synka. Z powodu wielu chorób nic nie był w stanie zrobić sam. Nie umiał nawet zapłakać. Na zdjęciu widać, jak trzyma łopatkę, ale trwało to tylko trzy sekundy, bo tata chwycił mu rączkę. Tak samo odbijał mu dłoń w glinie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.