Biała księga smoleńska

Bogumił Łoziński

publikacja 07.07.2011 00:15

Według PiS, to strona rosyjska ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za katastrofę smoleńską. Winą polskiego rządu jest stworzenie sytuacji, w której mogło do niej dojść.

Biała księga smoleńska Szczątki rozbitego tupolewa w miejscu katastrofy 11 IV 2010 r. AGENCJA GAZETA/FILIP KLIMASZEWSKI

Takie są główne tezy „Białej księgi smoleńskiej tragedii”, którą opracował Zespół Parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r. Obszerne fragmenty dokumentu zaprezentowali dziennikarzom 29 i 30 czerwca Jarosław Kaczyński oraz szef zespołu Antoni Macierewicz. Politycy PiS wielokrotnie podkreślali, że biała księga jest odpowiedzią na raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, w którym całkowitą odpowiedzialnością za katastrofę obarczona jest strona polska, przede wszystkim piloci oraz zmarły prezydent, który miał wywierać na nich presję, aby lądowali.

Taki przekaz dotarł do opinii publicznej na całym świecie na początku roku. Stąd biała księga skupia się przede wszystkim na kwestii odpowiedzialności za katastrofę Rosjan, których obarcza główną winą za tragedię, oraz na postawie polskiego rządu, którego obwinia o poważne zaniedbania. Według białej księgi, postawa strony rosyjskiej i polskiego rządu układa się w logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy, który doprowadził do katastrofy.

W dokumencie stawiane są zarzuty i opinie, które już wcześniej padały ze strony polityków PiS, a przedstawione fakty i dokumenty w zdecydowanej większości były już znane. Wartością białej księgi jest zgromadzenie w jednym miejscu bardzo szerokiej dokumentacji. GN postanowił przedstawić główne wątki dokumentu, skupiając się na materiale dowodowym, gdyż jego siła jest tak duża, że nie potrzeba dodatkowych komentarzy. Niech nasi Czytelnicy na jego podstawie sami wyrobią sobie opinię, czy tezy i oskarżenia stawiane przez zespół są słuszne. Warto podkreślić, że wypowiadający się na temat białej księgi eksperci, jeśli nawet wysuwają zastrzeżenia do zawartych w niej sądów, nie kwestionują podanych w niej faktów i dokumentów. Co więcej, w wielu miejscach opierają się one na już ujawnionych ustaleniach, np. transkrypcji rozmów kontrolerów lotu z wieży w Smoleńsku, które opublikował rządowy zespół wyjaśniający okoliczności katastrofy.

Przygotowania

Rozdzielenie wizyt

Według PiS, pierwszym elementem z ciągu zdarzeń, które doprowadziły do tragedii, było rozdzielenie wizyt w Katyniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska. Z opublikowanych dokumentów wynika, że już na początku 2010 r. pomysł dwóch wizyt był oficjalnie rozważany przez rządy obu państw. W notatce służbowej kierownika Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Mokwie Michała Greczyło z 22 lutego 2010 r. czytamy m.in.: „Rozmówcy ze strony rosyjskiej przyjęli do wiadomości polskie propozycje i stwierdzili, że wariant osobnych wizyt Premiera i Prezydenta RP byłby najbardziej korzystny z punktu widzenia organizacji uroczystości”.

Według białej księgi, oddzielenie wizyt miało konsekwencje dla bezpieczeństwa ich uczestników, zdecydowanie obniżając jego poziom w przypadku wizyty prezydenta. Dowodem na tę tezę jest m.in. sprawa rosyjskiego lidera (nawigatora). Kancelaria Prezydenta wraz z zamówieniem na samolot z 10 marca prosiła także o rosyjskiego lidera i uzyskała odpowiedź, że takie zamówienie zostanie zrealizowane. Gdy 30 marca kancelaria premiera wraz z zamówieniem na samolot poprosiła o lidera, strona rosyjska odpowiedziała, że w tak krótkim czasie nie jest w stanie zorganizować drugiego nawigatora. W tej sytuacji strona polska podjęła decyzję o rezygnacji także z rosyjskiego lidera przewidzianego na lot prezydencki, a ustalono, że załoga ma posługiwać się językiem rosyjskim.

Lotnisko nieprzygotowane

Bezpośrednio przed uroczystościami, 3 i 5 marca, strona polska miała odbyć wizytę przygotowawczą w Katyniu i Moskwie, jednak w ostatniej chwili została ona odwołana przez organizatorów. Także wyjazd polskiej grupy roboczej do Smoleńska, zaplanowany na 10 marca, został uznany przez stronę rosyjską za nieaktualny. W efekcie polscy urzędnicy nie sprawdzili przed tragedią stanu lotniska w Smoleńsku.

Z dokumentów opublikowanych w białej księdze wynika, że polski rząd wielokrotnie otrzymywał informacje wskazujące na nieprzygotowanie lotniska w Smoleńsku do przyjęcia polskiego statku powietrznego. W e-mailu radcy Ambasady RP w Kijowie z  8 kwietnia 2010 r. do ambasadora RP w Moskwie czytamy m.in. „Lotnisko w Smoleńsku nic nie wie o zgodzie na lądowanie samolotu z Prezydentem. Będę wdzięczny za przekazanie mailem numeru zgody na przelot i lądowanie”.

Brak ochrony

Z zeznań funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu wynika, że BOR wyraził zgodę na powierzenie zabezpieczenia wizyty Prezydenta RP na lotnisku w Smoleńsku oraz na trasie do Katynia rosyjskiej Federalnej Służbie Ochrony. Z kolei z transkrypcji rozmów prowadzonych na wieży kontrolnej na lotnisku w Smoleńsku wynika, że na około godzinę przed przylotem prezydenckiego samolotu strona rosyjska zdecydowała o odesłaniu na inne lotnisko samolotu Ił 67, wiozącego rosyjskich funkcjonariuszy i środki transportu, a strony polskiej o tym nie poinformowano.

W efekcie na lotnisku nie było sił i środków niezbędnych do zabezpieczenia wizyty. Autorzy białej księgi podkreślają, że powierzenie ochrony Prezydenta RP służbie innego państwa przez Biuro Ochrony Rządu, a przede wszystkim przez ministra spraw wewnętrznych Jerzego Millera, było złamaniem prawa, m.in. przepisów ustawy z 16 marca 2001 r. o Biurze Ochrony Rządu oraz wewnętrznych przepisów wydanych przez ministra obrony narodowej w 2009 r. na temat bezpieczeństwa transportu najważniejszych osób w państwie.

Tragiczny lot

Brak danych meteorologicznych

Samolot z prezydentem na pokładzie nie posiadał aktualnych danych meteorologicznych lotniska w Smoleńsku. Próby uzyskania tych danych dotyczących rosyjskich lotnisk, a także danych kontaktowych lotniska, strona polska podejmowała bezskutecznie od jesieni 2009 r. Z dokumentów wynika, że 10 kwietnia 2010 r. załoga Tu-154M nr 101 z Prezydentem RP na pokładzie nie otrzymała od strony rosyjskiej wymaganych depesz meteorologicznych METAR (aktualnych warunków na lotnisku podawanych co pół godziny) i TAF (prognozy pogody). Startując z lotniska Okęcie w Warszawie, polscy piloci nie byli poinformowani o nieoczekiwanym pojawieniu się mgły w Smoleńsku i znacznym pogorszeniu warunków pogodowych.

Błędne karty podejścia

Z wyjaśnień oficerów 36. specpułku wynika, że karty podejścia lotniska Smoleńsk Siewiernyj, którymi dysponowały załogi przygotowujące się do lotów na trasie Warszawa–Smoleńsk–Warszawa w dniach 7 i 10 kwietnia różniły się w kluczowych kwestiach. Nowsze dane dotyczące progów współrzędnych pasa i współrzędnych radionawigacyjnych dalszej radiolatarni nie zgadzały się z danymi zawartymi na wcześniejszych kartach podejścia. Na przykład dalsza radiolatarnia, według współrzędnych karty podejścia, była położona 4 km od progu pasa 26. lotniska, a według opisu karty, 6 km od progu pasa. Prezydencki samolot uległ katastrofie 723 m od progu pasa 26.

Brak lotnisk zapasowych

Z zeznań funkcjonariuszy BOR oraz z transkrypcji rozmów kontrolerów lotu na wieży w Smoleńsku wynika, że ani przed startem, ani w trakcie lądowania, gdy warunki pogodowe były bardzo złe, sprawa lotnisk zapasowych nie była rozwiązana. Piloci prezydenckiego samolotu nie otrzymali informacji, na jakie lotnisko zapasowe mogą się udać, gdy próba lądowania się nie powiedzie.

Kontrolerzy podawali błędne dane

Według autorów białej księgi, bezpośrednią przyczyną tragedii było podawanie polskim pilotom przez rosyjskich kontrolerów lotu błędnych danych w momencie lądowania. Z zeznań złożonych w prokuraturze Federacji Rosyjskiej przez kontrolera lotów ppłk. Pawła Plusnina wynika, że w czasie rozmów radiowych z pilotami prezydenckiego samolotu podawał zaniżone dane meteorologiczne dotyczące widoczności na lotnisku. Transkrypcja rozmów załogi samolotu oraz kontrolerów na wieży pokazuje również, że nie przekazali oni polskiej załodze wymaganych informacji dotyczących rodzaju podejścia i drogi startowej. Na polecenie centralnego punktu dowodzenia w Moskwie kontrolerzy sprowadzali samolot do 100 metrów nad poziom pasa startowego. Załoga samolotu była błędnie informowana, że stale znajduje się na kursie i ścieżce, podczas gdy samolot znajdował się znacząco nad lub znacząco pod ścieżką.

Ponadto stanowisko kontroli lotów nie utrzymywało ciągłego kontaktu radiowego z załogą statku powietrznego, co jest wymagane w warunkach meteorologicznych, jakie panowały nad Smoleńskiem. Po stwierdzeniu 500-metrowej różnicy ocen wysokości samolotu między pilotami a wieżą, kontroler lotu nie wdrożył standardowej w takiej sytuacji procedury wstrzymania zniżania, wyrównania lotu i sprawdzenia ścieżki. Mimo fatalnych warunków pogodowych strona rosyjska nie wydała zakazu lądowania ani nie zamknęła lotniska, tymczasem według rosyjskich przepisów kontrolerzy przy ówczesnych warunkach meteorologicznych mieli obowiązek zamknąć lotnisko. Warto zwrócić uwagę, że większość tych zarzutów znajduje się wśród 170 uwag rządu polskiego do raportu MAK.

Po katastrofie

Akcja ratunkowa

Autorzy białej księgi zwracają uwagę na sposób przeprowadzania akcji ratunkowej. Obsada stanowiska kontroli lotów nie ogłosiła natychmiast alarmu dla wszystkich jednostek ratowniczych znajdujących się na lotnisku oraz nie przekazała informacji o wypadku dla jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego. Jednostki służb ratowniczych wezwano na miejsce katastrofy dopiero po 10 minutach od tragedii, pierwsze jednostki straży pożarnej przybyły na miejsce 14 minut po wypadku, a pierwszy zespół ratownictwa medycznego dopiero 17 minut po katastrofie, siedem kolejnych zespołów dopiero 29 minut po wypadku.

Niszczenie dowodów

Zarówno zeznania świadków bezpośrednio po katastrofie, jak i w późniejszym okresie jednoznacznie wskazują na nierzetelne zbadanie terenu katastrofy oraz niezabezpieczenie go przed postronnymi osobami. Przez wiele miesięcy po wypadku na jego miejscu znajdowano części samolotu, a nawet szczątki ofiar. Publicznie znana jest praktyka niszczenia wraku przez rosyjskich żołnierzy. Strona rosyjska wywiozła ciała ofiar katastrofy do Moskwy i przeprowadziła sekcje zwłok bez zgody i obecności strony polskiej. Protokoły sekcji zwłok zawierają nieprawdziwe dane, np. opisy szczątków nie pasują do cech fizycznych zmarłych. Rosjanie przejęli środki łączności oraz aparaturę elektroniczną i nie przekazali ich stronie polskiej. Strona rosyjska zmieniała zeznania kontrolerów z wieży złożone zaraz po tragedii, wycofując fragmenty mogące świadczyć o ich odpowiedzialności. Przez wiele miesięcy Rosjanie nie przekazywali stronie polskiej wniosków dowodowych. A przede wszystkim do dziś nie przekazali kluczowych dowodów: wraku i czarnych skrzynek, mimo zakończenia badania przyczyn katastrofy przez MAK.

Odpowiedzialność polskiego rządu

Choć autorzy białej księgi wskazują jako główną i bezpośrednią przyczynę katastrofy zaniedbania ze strony rosyjskiej, współodpowiedzialnością obarczają także polski rząd, twierdząc, że swoimi działaniami doprowadził do sytuacji, w której do tragedii mogło dojść. Premiera Donalda Tuska obwiniają m.in. o to, że zgodził się na rozdzielenie wizyt, co doprowadziło do obniżenia bezpieczeństwa lotu prezydenta, np. przez rezygnację z rosyjskiego lidera. Ministerstwo Spraw Zagranicznych obarczają odpowiedzialnością za odwołanie wizyt przygotowawczych oraz zgodę, aby strona rosyjska nie zajmowała się przygotowaniami wizyty prezydenta.

Biuro Ochrony Rządu, a przede wszystkim ministra spraw wewnętrznych, oskarżają o niedopełnienie obowiązków organizowania ochrony Prezydenta RP i najważniejszych osób w państwie. Zarzucają też polskiemu rządowi zgodę na prowadzenie śledztwa według konwencji chicagowskiej, a nie polsko-rosyjskiego porozumienia w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych Polski i Rosji z 14 grudnia 1993 r., co doprowadziło do sytuacji, w której strona polska nie ma dostępu do kluczowych dowodów.

Konkluzje

Biała księga zespołu parlamentarnego skupia się tylko na dwóch aspektach katastrofy: odpowiedzialności strony rosyjskiej i rządu Donalda Tuska. Całkowicie pomija odpowiedzialność polskich pilotów, choć, jak zaznaczają przedstawiciele zespołu, nie jest ona kompletna i tą sprawą jeszcze się zajmą. W białej księdze nie ma też analizy funkcjonowania struktur państwowych, których zaniedbania mogły doprowadzić do tragedii, brak też jest wniosków na przyszłość: jakie działania trzeba podjąć, aby takim katastrofom zapobiec.

Jednak mimo skupienia się tylko na dwóch aspektach katastrofy, dokument zawiera cenny materiał dowodowy, który warto poznać. Tym bardziej że nikt nie kwestionuje jego wiarygodności, na przykład posłowie korzystali z dokumentów i analiz znajdujących się w uwagach polskiego rządu do raportu MAK. Miejmy nadzieję, że brakujące aspekty tragedii opisze raport komisji min. Millera, a w warstwie dowodowej zapewne okaże się on w dużym stopniu zbieżny z materiałami przedstawionymi w białej księdze. Ważne, aby dochodzenie do prawdy o katastrofie nie zostało przesłonięte przez polityczne kalkulacje.