O poezji Czesława Miłosza z ks. prof. Jerzym Szymikiem rozmawia Barbara Gruszka-Zych.
Z lektury Biblii Miłosz wyszedł inny. Przez te 10 lat przekładów poważnie zbliżył się do spraw Bożych. fot. Agencja Gazeta/paweł małecki
Barbara Gruszka-Zych: Po artykułach, które pisałam po śmierci Miłosza, dostałam sporo listów, w których zarzucano zmarłemu, że był poetą niepolskim i niekatolickim. A przecież umarł, przyjąwszy Komunię św. Czy to nadużycie, że zaczynam rozmowę od tego przypomnienia?
Ks. prof. Jerzy Szymik: – Żadne to nadużycie, ale potwierdzona tym faktem święta prawda naszej rzymskokatolickiej wiary, że umarł pogodzony z Bogiem. To sprawa istotna dla jego zbawienia wiecznego. Przemilczanie tego byłoby krzywdą dla pana Czesława. Choć, oczywiście, ostateczny wgląd w jego serce ma jedynie Bóg... Przed kilkoma dniami od pani Wandy Półtawskiej usłyszałem, że dla Jana Pawła II od bardzo wczesnej młodości dwie ewangeliczne sceny były niebywale ważne. Na nich budował swoje życie, a potem i nauczanie. Pierwsza to Jezusowe: „nie sądźcie”, druga to biczowanie Jezusa. Relacje z ludźmi oparł twardo na „nie sądźcie” (ponoć nikt nie pamięta, żeby Jan Paweł II kiedykolwiek kogokolwiek w rozmowie „osądził”), a całą teologię ciała na kontemplacji i interpretacji biczowania Chrystusa. To ważna lekcja, trzeba pamiętać o „nie sądźcie” także teraz, rozmawiając o Miłoszu, w 100. rocznicę urodzin. Ale trzeba też rozumieć ludzi mających do poety żal. Bo to nie był żaden niewinny baranek, ale człowiek, który w pewnych dziedzinach świadomie i konsekwentnie prowokował. Nie można postawić sprawy tak, że oto tu jest wielki Miłosz, a obok małe pieski, które próbują go gryźć. Wielki Miłosz zasłużył nie tylko na wdzięczność i podziw głęboki, ale i na sprzeciw.
Czym?
– Wyrażał się nieraz niesprawiedliwie i ironicznie o polskości. I miał w swojej biografii coś znacznie więcej niż niewinne zauroczenie komunizmem. Znam frazy z jego tekstów, fakt, że nieliczne, które brzmią jak wyjęte z broszurek KPP. Powiedział mi kiedyś: „Ksiądz mnie nie zrozumie, bo ksiądz nie żył w międzywojennej Polsce”.
I na litewskiej prowincji. To czepianie się polskości łączy się z krytykowaniem naszego kleru. Na Litwie kler nie był, jak na Śląsku, z ludu, ale kojarzył się źle – z jaśniepaństwem i poczuciem lepszości, czyli polskości.
– Jeżeli w to uwierzę i się tym przejmę, wpadnę w próżność albo i w pychę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.