Padre, o błogosławieństwo proszę

ks. Tomasz Horak

|

GN 24/2011

Ślub był w naszym kościele. A potem wesele. Impreza była międzykontynentalna: Polska-Chile. Językiem porozumiewania się był niemiecki. Czytania były po polsku i po hiszpańsku, a sporą część ślubnej przemowy wygłosiłem po niemiecku.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Słowiański temperament z latynoskim świetnie się uzupełniały, a ludzie się rozumieli. I ja tam byłem, miód i wino (chilijskie) piłem... Wszelako nie samo wesele ani nawet jego egzotyka jest tematem, którym chcę się podzielić z czytelnikami. To tylko nieodzowne tło właściwego tematu. Po skończonej ślubnej Mszy w starej części naszego kościoła do młodej pary ustawiła się kolejka z życzeniami – zwyczajna rzecz. Gdy i ja się tam znalazłem, podeszło do mnie kilku gości pana młodego, nie wszystkie pokrewieństwa (z wyjątkiem brata) zapamiętałem. Wszyscy Chilijczycy – jedni przyjechali z Niemiec, inni przylecieli zza oceanu.

Radośni, uśmiechnięci, eleganccy. Z uznaniem mówią o ślubnej ceremonii, ja zapewniam, że to u nas standard (jak jest istotnie). Pierwsi dwaj rozmówcy prawie równocześnie powiedzieli coś, co zrozumiałem, ale zaskoczyło mnie na tyle, że mruknąłem: Słucham? „Padre, o błogosławieństwo proszę”. Przeżegnałem ich bez słów. Podziękowali. Już był przy mnie następny weselnik, przed nim dwie słodkie dziewczyneczki, które prowadziły panią młodą ku ołtarzowi, gdzie czekał narzeczony. Chwila rozmowy i ta sama prośba. Już mnie nie zaskoczyła. „Es segne euch...” – niemiecka formuła i ponadnarodowy gest błogosławienia znakiem krzyża. Isabel i Catarina kokietowały mnie później do wieczora. Także nad główką całkiem malutkiej Lucii, która niosła obrączki. I jeszcze parę osób.

Błogosławieństwo... Czy ktoś kiedyś w Polsce mnie o nie prosił? Chyba tak, jedna siostra zakonna. W Czechach i na Morawach nieraz spotykam się z prośbą o błogosławieństwo – oczywiście, gdy mam do czynienia z chrześcijanami. U nas tego zwyczaju nie ma. Jakbyśmy zapomnieli, że jest apostolski nakaz „Błogosławcie, a nie złorzeczcie”. Inne napomnienie, również apostolskie, głosi: „Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo.

Tak być nie może, bracia moi”. Gdy tak rozejrzeć się wokoło, to przekleństwa słychać wiele, a błogosławieństwo zostało uwięzione w obrzędach liturgicznych i w scenie pożegnania narzeczonych (lub prymicjanta) w domu rodzinnym, co zresztą wygląda czasem nienaturalnieNie chodzi o to, byśmy zaczęli się wzajemnie na ulicy kreślić znakiem krzyża. Błogosławieństwem mogą być różne słowa: Niech cię Bóg strzeże, Niech cię Pan prowadzi, Bożej opieki ci życzę. To wszystko zamiast bezbarwnego „cześć”, „trzymaj się” czy „nara!” A misją kapłana jest nieść błogosławieństwo. Dlatego dobrze go czasem o to prosić.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.