AA alkohol porzucę. O początkach ruchu Anonimowych Alkoholików

Przemysław Kucharczak

|

GN 17/2024

publikacja 25.04.2024 00:00

Chirurg Bob Smith z Ohio przez pijaństwo był już wrakiem człowieka. W maju 1935 r. spotkał Billa Wilsona, maklera giełdowego – też alkoholika, ale od kilku miesięcy niepijącego. Mężczyźni ze zdziwieniem zauważyli, że wymiana doświadczeń pomaga im zachować trzeźwość. Założyli jeden z najbardziej niezwykłych ruchów w dziejach świata.

Bob Smith i Bill Wilson – twórcy ruchu Anonimowych Alkoholików. Bob Smith i Bill Wilson – twórcy ruchu Anonimowych Alkoholików.
www.alcoholics-anonymous.org.uk/borthwick-archives/?15758

Ten ruch ocalił najpierw samych Billa i Boba, a później kolejnych alkoholików. Uratowani wyciągali z bagna następnych. Po czterech latach, w 1939 r., było ich stu. W 1955 r. ich liczba wzrosła do 150 tysięcy. Dzisiaj ruch Anonimowych Alkoholików liczy około 2 mln ludzi w 180 krajach świata. Spotykają się w ramach 118 tysięcy grup.

W 1974 r. dotarli wreszcie do Polski, gdzie ich ruch trafił na nadzwyczaj „spragniony” grunt i rozwinął się bardziej niż w innych krajach. W tym roku ma się odbyć świętowanie 50-lecia obecności AA nad Wisłą.

Makler na dnie

Ta historia zaczęła się w USA. Bill Wilson był zdolnym maklerem giełdowym na Wall Street. W latach 20. XX wieku odnosił sukcesy finansowe; jego pomysły przynosiły mu milionowe kwoty. Jednocześnie coraz ważniejszą częścią jego życia stawał się alkohol, który dodawał mu animuszu. Pił przez cały dzień i coraz rzadziej był trzeźwy. Upomnienia jego prawdziwych przyjaciół kończyły się awanturami.

W 1929 r. nastąpił słynny krach na nowojorskiej giełdzie. Wielu maklerów wyskoczyło z okien wieżowców. Bill zamiast tego upił się. Później wraz z żoną wyjechał do jej rodziców. Wypijał tam dwie, trzy butelki dżinu dziennie. Nad ranem zaczęły go budzić ataki drgawek. Miewał jednak jeszcze wtedy okresy abstynencji, które przywracały jego żonie nadzieję.

Zdał sobie sprawę, że nie umie już poprzestać na wypiciu tylko jednego kieliszka. Zdecydował, że kończy z alkoholem. „Przedtem ciągle składałem żonie mnóstwo łatwych obietnic, tym razem traktowałem tę sprawę na tyle poważnie, że wstąpiła w nią radosna nadzieja na rzeczywistą poprawę. Wkrótce po tym znów przyszedłem do domu pijany. (…) Gdzie się podziało moje mocne postanowienie? Nie wiem. Wyparowało mi z głowy. Ktoś postawił mi przed nosem szklankę, a ja po prostu wypiłem wszystko” – napisał w wydanej w 1939 r. książce „Anonimowi Alkoholicy”.

Próbował jeszcze kilka razy się zmienić – ale za każdym razem kończyło się to klęską. Był dwa razy w słynnej klinice leczącej alkoholików, zdawało mu się, że wiele tam zrozumiał, ale wystarczyło, żeby po wyjściu spełnił jeden toast – i znów wpadał w ciąg. Jego charakter – jeśli chodzi o zmaganie się z pokusą picia – zmienił się w galaretę.

Bill wychudł, miał już 20 kg niedowagi. Lekarze powiedzieli jego żonie, że albo wkrótce umrze, albo skończy w zakładzie dla obłąkanych.

Były błyskotliwy makler pogodził się z myślą, że pozostało mu tylko staczać się coraz niżej, aż do śmierci. Myślał o swojej żonie, z którą był kiedyś szczęśliwy. „Żadne słowa nie są w stanie opisać samotności i rozpaczy, w której się pogrążyłem, litując się nad sobą. Ziemia usuwała mi się spod nóg. Alkohol był silniejszy ode mnie. Na zawsze”.

Jeśli jest Bóg

Pewnego dnia w 1934 r., gdy żona Billa była w pracy, on siedział w domu sam, popijając. Czuł satysfakcję, że ma w domu ukryty zapas ginu na noc i na następny dzień. Nagle zadzwonił telefon. Ebby Thacher, kolega z czasów szkolnych, znany jako pijak, pogodnym głosem pytał, czy może do niego wpaść. Ku zdumieniu Billa, był trzeźwy. Kiedy gospodarz podsunął mu kieliszek, odmówił. Był świeży i promienny. Mówił, że kiedy w próbach wyjścia z alkoholizmu jego ludzka wola zawiodła, wtedy z dna podniósł go Bóg.

Gdyby to mówił ktoś, kto sam nie zaznał uzależnienia, Bill Wilson by to wyśmiał. Widział jednak siedzący przed sobą żywy cud. Sam miał podobną historię, więc słuchał z budzącą się nadzieją. Problem był w tym, że Bill nie wierzył w Boga, który jest miłością. Kojarzył wiarę, jak wielu ludzi dzisiaj, tylko ze stereotypowymi hasłami typu „stosy” i „wojny religijne”. Był gotów co najwyżej przyznać, że istnieje jakaś Siła wyższa od niego. Nagle kolega zaskoczył go słowami: „Dlaczego nie przyjmiesz swojej własnej koncepcji Boga?”.

„Uderzyło mnie to. Stopniały nagle lodowate góry intelektu, w których cieniu żyłem i marzyłem od tylu lat. Znalazłem się nagle w blasku słońca. Była to przecież wyłącznie kwestia mojej chęci, by uwierzyć w moc ponad moje siły, niczego więcej nie było mi trzeba na tym etapie, by zrobić początek. (…) Nareszcie przejrzałem, poczułem, uwierzyłem. Łuski pychy i uprzedzenia opadły z moich oczu. Ujrzałem nowy świat”.

Niestety, Bill wkrótce znowu zapił. Leżąc na szpitalnym łóżku, w desperacji zawołał: „Jeśli jest tam jakiś Bóg, niech mi się ukaże! Zrobię wszystko, wszystko!”. Doświadczył wtedy głębokiego przeżycia duchowego. Ogarnęły go spokój i pogoda ducha, jakich nigdy wcześniej nie zaznał.

Kilka miesięcy później Bill podzielił się swoją historią z chirurgiem Bobem Smithem. Bob, który wcześniej już porzucił wszelką nadzieję na wyjście z nałogu, dzięki rozmowom z Billem też przestał pić. Mężczyźni zauważyli, że ich spotkania pomagają utrzymać trzeźwość im obu. Doszli do wniosku, że niepijący alkoholik wręcz musi ratować innych alkoholików, bo inaczej będzie zagrożony powrotem do picia.

Dzień, w którym doktor Bob Smith wypił swoje ostatnie piwo, czyli 16 czerwca 1935 r., uznaje się za początek ruchu Anonimowych Alkoholików na świecie.

Bill Wilson sformułował program 12 kroków, który do dzisiaj jest podstawą powrotu do zdrowia każdego z anonimowych alkoholików. Pierwsze trzy z nich brzmią tak: „1. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu – że nasze życie stało się niekierowane. 2. Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowy rozsądek. 3. Podjęliśmy decyzję, aby powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, tak jak Go rozumieliśmy”.

Komuniści kontra AA

Dzięki doświadczeniom Billa Wilsona, nikt nie nakazuje alkoholikowi, który chce przestać pić, jak ma wierzyć w Boga. Jeśli ktoś nie jest chrześcijaninem, może myśleć o Nim tylko jako o Sile Wyższej. Dzięki temu w AA porzucają picie – oprócz chrześcijan – także wyznawcy innych religii, np. buddyści czy agnostycy.

Wiadomości o tym, że dzięki ruchowi AA tysiące pijaków we wręcz cudowny sposób odrzuca alkohol, zaczęły docierać do Polski już w latach 50. XX wieku. Dr Zbigniew Wierzbicki, socjolog z Poznania, w 1957 r. spróbował opisać ten fenomen w piśmie „Zdrowie i Trzeźwość”. Zaingerowała jednak cenzura, zakazując publikacji „12 kroków” ze względu na pojawiające się w nich słowo „Bóg”. Później cenzorzy z tego powodu doprowadzili do zamknięcia całego pisma.

– Władze PRL postrzegały AA jako wspólnotę religijną, więc potraktowały ją jako zagrożenie. Blokowały jej powstawanie i wydawanie literatury – mówi Andrzej Bujkowski, rzecznik prasowy Zlotu 50-lecia AA.

W 1973 r. poznańska psycholog Maria Matuszewska poprosiła jednego ze swoich pacjentów-alkoholików, żeby przetłumaczył z angielskiego materiały AA. Mężczyzna nie tylko dokonał przekładu, ale też skontaktował się z biurem AA w Nowym Jorku. Dzięki temu w 1974 r. w Poznaniu udało się utworzyć pierwszą w Polsce wspólnotę Anonimowych Alkoholików. Przyjęła ona nazwę „Eleusis”.

Ruch szybko rozlał się na kolejne polskie miasta. Wszędzie, gdzie docierał, działy się cuda: ciężko doświadczeni przez lata pijaństwa mężczyźni i kobiety, którzy z pokorą podejmowali się wejścia w program 12 kroków, wracali do pełnego zdrowia. Tysiące udręczonych dotąd rodzin poznało, co to jest rodzinne szczęście.

Dzisiaj w Polsce działa ponad 2800 grup AA. Tygodniowo w naszym kraju mają miejsce ok. 3 tys. mitingów anonimowych alkoholików. – Mitingi to z reguły spotkania otwarte, można na nie przyjść, nie będąc uzależnionym, i dowiedzieć się, jak działa wspólnota. Z reguły nikt nie odpytuje osoby, która przyjdzie pierwszy raz, czy jest uzależniona, jak się nazywa, czym się zajmuje – mówi Andrzej Bujkowski.

Dodaje, że gość na mitingach nie musi też się odzywać, jeśli nie chce. – Może przysłuchiwać się doświadczeniom osób, które radzą sobie z uzależnieniem i które odzyskują swoje życie – dodaje.

15-latek na bani

Jednym z Polaków, którzy odzyskali swoje życie dzięki AA, jest Jacek. Pił tylko pomiędzy 15. a 21. rokiem życia – ale za to ostro. Obracał się wtedy w środowisku kibicowskim. – Ciągle byłem na bani. Potrzebowałem alkoholu, bo bałem się odrzucenia, braku akceptacji w środowisku. Potrzebowałem środka, który by mnie napędzał. Alkohol dodawał mi śmiałości, z nim byłem w stanie odezwać się do dziewczyny. Bez alkoholu byłem wystraszonym dzieciakiem, który chował się po kątach i uciekał w książki – wspomina.

W ciągu ponad pięciu lat picia Jacek został cztery razy dźgnięty nożem i potrącony przez samochód. Wyrzucono go ze szkoły. – Miałem nadzieję, że wojsko postawi mnie na nogi, ale jeszcze bardziej mnie rozpiło. Szybko straciłem kobietę i dziecko, które już z nią miałem, bo trafiłem do zakładu karnego – mówi.

Znalazł się tam za to, że w czasie powrotu z baru wraz z kolegami pobił człowieka. Ofiara zmarła. – Uważałem, że wszyscy byli źli, tylko nie ja. Człowiek, który stracił życie, niepotrzebnie postawił się na mojej drodze, policja była zła, bo mnie złapała, sąd był zły, bo mnie skazał. Dopiero w zakładzie karnym zrozumiałem, że coś z moim piciem jest nie tak – mówi.

Jednym z warunków ubiegania się o możliwość korzystania z przepustek było dla niego uczęszczanie na mitingi AA w więzieniu. Jacek uważał to za niepotrzebne, bo wierzył, że nie musi pić. – Przez pół roku chodziłem tam tylko po to, żeby było wklepane, że na tych mitingach jestem. Siadałem w rogu i czekałem, aż się skończy – wspomina.

Na pierwszą, sześciogodzinną przepustkę wyszedł po prawie 12 latach odsiadki. Ku własnemu zdumieniu… o mało nie zapił. – Na szczęście przyjechała dziewczyna, moja obecna żona, razem ze swoim 4-letnim synem. Ten chłopiec mi te sześć godzin tak zorganizował, że się nie napiłem – mówi.

Widząc, jak jest słaby, na następnym mitingu poprosił o wejście do programu 12 kroków. – Przed następną, 30-godzinną przepustką zdążyłem spotkać się z alkoholikiem, który mnie prowadził, tylko raz. Mimo to, gdy jechałem do domu, poczułem, że wcale nie chce mi się pić. Koledzy w zakładzie karnym mówili mi wcześniej, że z moją wagą na tak długiej przepustce mogę spokojnie wypić cztery piwa, a przy powrocie na bramie nic nie wykryją. A ja z tej możliwości delikatnego napicia się nie skorzystałem! Dzisiaj już wiem, że spowodował to pierwszy krok AA: to, że poprosiłem inną osobę o pomoc i uznałem swoją bezsilność wobec alkoholu – mówi.

Dzięki przejściu przez 12 kroków dojrzał. Zrozumiał też, że nie jest złożony tylko z wad. – Program pokazał mi, że mam zalety. Dzięki niemu odbudowałem swoją osobowość – uważa. Dzisiaj pomaga innym alkoholikom – także w zakładzie karnym.

Jakby na nowo w związku

Zdzisław pił przez 20 lat. Był sztygarem na jednej ze śląskich kopalń. Przez alkohol został zdegradowany na stanowisko szeregowego elektryka. Żona na terapii dla współuzależnionych dowiedziała się, że ma przestać zapewniać mu komfort picia, zamiatać za nim i prać jego brudy. Założyła mu sprawę o alimenty. Okazało się, że dopiero kiedy poczuł, że jest na dnie, spróbował na poważnie zmienić swoje życie. Po odwyku podjął program 12 kroków. – Przez 20 lat Joanna, moja żona, była dla mnie w małżeństwie tylko dodatkiem, broszką. Kiedy dzięki AA zacząłem trzeźwieć, zaczęliśmy od nowa budować naszą relację, uczciwość, zaufanie. Od 10 lat jestem tak jakby na nowo w związku, chociaż ślub braliśmy 30 lat temu – zauważa Zdzisław. – Styl naszego życia zupełnie się zmienił i jestem z tego powodu szczęśliwy. Często gdzieś z żoną wyjeżdżamy na weekend. Także rodzice i syn kibicują mi w zachowaniu trzeźwości – mówi.

Zdzisław wciągnął do AA wielu swoich kolegów z kopalni, którzy mieli ten sam problem. Są jego przyjaciółmi. Choć są i tacy dawni koledzy od kielicha, którzy po jego przemianie się od niego odwrócili.

Anonimowi Alkoholicy będą świętować 50-lecie swojej obecności w Polsce w czasie Zlotu od 16 do 18 sierpnia 2024 r. w Poznaniu.

 

Jak trafić do AA

Informacje znajdują się na stronie aa.org.pl. Można też zadzwonić na infolinię 801 033 242 – dyżurujący pod tym numerem telefonu skontaktuje szukającego pomocy z anonimowymi alkoholikami z jego miasta. Jeśli trzeba, wyśle ich pod wskazany adres.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.