Tajemnice Rycerskiego Zakonu Bibliofilskiego

Magdalena  Dobrzyniak Magdalena Dobrzyniak

|

GN 16/2024

publikacja 18.04.2024 00:00

Czym jest zmyszenie? Kim jest Dostojna Makulatura? Odsłaniamy tajemnice Rycerskiego Zakonu Bibliofilskiego, który istnieje pod Wawelem niemalod stu lat.

Jerzy Duda, Wielki Mistrz, doktor inżynier, kolekcjoner, bibliofil, miłośnik Krakowa. Jerzy Duda, Wielki Mistrz, doktor inżynier, kolekcjoner, bibliofil, miłośnik Krakowa.
Grzegorz Kozakiewicz

Historia sięga roku 1930 i Towarzystwa Miłośników Książki, które powstało wówczas w Krakowie. O tym, że cieszyło się zainteresowaniem, świadczy ogromna na tamte czasy liczba członków – ok. 450 luminarzy życia intelektualno-towarzyskiego w królewskim mieście, przedstawicieli świata akademickiego i biznesu. Prym wśród nich wiódł profesor Akademii Sztuk Pięknych Kazimierz Witkiewicz, malarz, grafik i bibliofil. Towarzystwo spotykało się w hotelu Grand, ówczesnym domu kapitulnym dla bibliofilów. Niepokornym miłośnikom książek przeszkadzały jednak formalizm narzucony przez formułę stowarzyszenia, biurokracja, sprawozdania, księgowość. Podczas licznych biesiad deliberowano, jak się z tych ograniczeń wyzwolić. – Zapadła decyzja: zakon! Ale jaki zakon? Rycerski! – opowiada Wielki Mistrz Jerzy Duda.

Zawsze jednak sercem

Powstała najkrótsza w dziejach zakonów reguła: „Największą cnotą zakonu jest miłość do ksiąg”. Powstała konstytucja, równie krótka, bo składająca się zaledwie z pięciu punktów. W dodatku… nie ma w niej punktu pierwszego. – No jak to dlaczego? A widziała pani książkę w formacie jedynki? – dziwi się mojemu zdziwieniu Jerzy Duda. W związku z tym są: dwójka, czwórka, ósemka, szesnastka i trzydziestka dwójka. Ta ostatnia zarezerwowana dla pań, bo damy w tym zakonie pełnią ważną funkcję kapitałek. Są jak wstążeczki, które zdobią i trzymają blok książki w ryzach.

W zakonie obowiązuje tytulatura. Trudno tego zresztą uniknąć w takim miejscu jak Kraków, który lubuje się w tytułach. W konstytucji zapisano więc zaszczytne funkcje, m.in. Wielki Komandor Wschodu, Wielki Mistrz, Kanclerz, Pieczętarz, Jałmużnik, Orator, Kantor, Kapitałka. W 1992 r. dodano tytuły: Typograf, Dziejopis i Dostojna Makulatura.

Zakon otacza aura tajemnicy: ceremoniał przyjęcia nowych konfratrów, uroczysta formuła spotkań. Wiadomość jednak rozeszła się po rozplotkowanym Krakowie lotem błyskawicy. W „Silva Rerum” pisano: „Ta rara avis nie zrywa się stadami jak kuropatwa; polować na nią nie można, a przynajmniej nie wypada. Zaś zobaczyć i pochwycić ją mogą tylko ci, którzy skutecznie walczą z bibliofobią i bibliastenią pod sztandarami takich gatunków broni jak pióro, czcionka, rylec, gorąca sztanca, kwas trawiący lub sito do czerpania papieru; w ostateczności można też walczyć kartką katalogową albo gardłem; zawsze jednak sercem”.

Zmyszenia i ordery

O wszystkim w zakonie decyduje Wielki Mistrz. Jest to funkcja dożywotnia, a zanim przełożony zakonny odejdzie z tego świata, musi też wskazać palcem następcę. Jeśli jednak zdarzyłoby się, że zakończy ziemską wędrówkę nagle, wyboru dokonuje zwołane w tym celu konsylium.

W uznaniu zasług dla książki, bibliofilstwa i zakonu przyznawany jest Patent ze Złoceniami. Bibliofile posługują się również symbolem Towarzystwa Miłośników Książki, którym jest… biała mysz. Do dziś spotkania zakonu nazywa się zmyszeniami.

Profesor Witkiewicz był wszechstronnie uzdolniony, malował, pisał, pracował w drzeworycie, zajmował się metaloplastyką. Wykonał limitowaną liczbę odznaczeń, nazwanych Orderem Białego Kruka. Wśród laureatów był m.in. bp Stanisław Okoniewski z Pelplina, doceniony za uratowanie Biblii Gutenberga. Kawalerem orderu został też francuski minister spraw zagranicznych Louis Barthou, znany bibliofil. Rzecz przeszła do annałów historii jako faux pas popełnione przez Kraków, bo w polskim rządzie nikt nie wiedział, że minister z Francji przyjeżdża do stolicy Małopolski, by odebrać tajemniczy order.

Zakrycie i odkrycie

Przyszła wojna. Witkiewicz uchronił się przed aresztowaniem, był dyrektorem biblioteki w Akademii Sztuk Pięknych, tam też odbywały się spotkania w noc okupacji. Bilans wojenny okazał się jednak druzgocący, w dodatku nowa władza zakazała działalności Towarzystwa Miłośników Książki. Próbowano reaktywować zakon, odbyło się kilka tajnych spotkań. Swoje role odegrały tu dwie osoby: Tadeusz Przypkowski z Jędrzejowa i Witold Chomicz. – Ten drugi to postać niezwykle barwna, choć kontrowersyjna. Przed wojną robił obrazki święte, a po wojnie był zagorzałym komunistą. Dzięki niemu jednak na ASP powstała istniejąca do dziś Katedra Projektowania Książki. W tamtych czasach tam właśnie zakon drukował swoje wydawnictwa – opowiada J. Duda.

Ostatecznie jednak Wielki Mistrz „zakrył”, czyli zamknął zakon w 1963 roku. Zmarł 10 lat później, a jako następcę wskazał swojego syna Tadeusza. Ich mieszkanie przy ul. Smoleńsk było Gniazdem Białego Kruka. Tam odbywały się spotkania, łącznie z obchodami 4 marca imienin Kazimierza, bo staruszek cieszył się wielkim szacunkiem w bibliofilskich kręgach. Znoszono mu przy tej okazji dary w postaci ręcznie pisanych ksiąg.

Tadeusz nie mógł pozwolić na to, żeby jego ojca i ideę zakonu bibliofilskiego zatarło zapomnienie. Bardzo przeżył śmierć Kazimierza, trudno mu było się po niej podnieść. Na szczęście w Klubie Samotnych Serc poznał dziewczynę. Urszula pochodziła ze Stanisławowa, studiowała we Lwowie, po wojnie starała się uciec z „radzieckiego raju” i jako repatriantka znalazła się w Brzegu – bez pieniędzy, rodziny, mieszkania. Trafiła do Krakowa, była bibliotekarką w Akademii Górniczo-Hutniczej. – Do dziś przechowuję jak najcenniejszą pamiątkę list jej matki, który przewędrował ze Stanisławowa do Brzegu i Krakowa. Niedługo po tym, jak Urszula odebrała ten list, jej matka zmarła. Trudno się dziwić, że dla dziewczyny to była relikwia – wyznaje obecny Wielki Mistrz.

Porządkując stosy książek i dokumentów w Gnieździe Białego Kruka, Urszula trafiła na historię zakonu bibliofilskiego i dała się oczarować tej idei. Dzięki jej energii Tadeusz wreszcie odżył. Rok po śmierci ojca zorganizowali, jak zwykle 4 marca, spotkanie. Zebrało się sporo osób. Wedy też zdecydowano, że w Krakowie 4 marca obchodzone będą Imieniny Książki. Dzięki tym corocznym spotkaniom do 1992 roku konfraternia trzymała się razem, choć zakon jako taki nie istniał. W 1992 roku podjęto historyczną decyzję o jego reaktywacji. Od tego czasu funkcjonuje jako Odrodzony Rycerski Zakon Bibliofilski w Krakowie.

Wykrzyknik i makulatura

Dlaczego Tadeusz Witkiewicz wskazał w 2001 roku na Jerzego Dudę, inżyniera, specjalistę od bruków i ulic? – A skądże ja mogę to wiedzieć? Dziwne to było – zastanawia się najwyższy przełożony bibliofilów. Jak opowiada, w 1972 roku przyjechał z żoną do Krakowa. Mieszkali na osiedlu Podwawelskim, skąd chodziło się „do Krakowa”, bo Podwawelskie to była wówczas wieś. – Jak tak szedłem do Krakowa, przechodziłem przez Planty koło Wawelu i tam często spotykałem dwoje staruszków. Mówiono o nich „wykrzyknik”, bo on był jak laska, a ona jak kropka – śmieje się mężczyzna.– Siedzieli sobie na ławeczce i za każdym razem, kiedy ich mijałem, uśmiechaliśmy się do siebie. To byli Witkiewiczowie, o czym wówczas nie miałem pojęcia. Byli dla mnie bardzo życzliwi – wspomina.

Pracował wówczas w Instytucie Gospodarki Komunalnej. Miał wyjechać na delegację. Przed podróżą nie mógł spać, wyszedł więc na spacer. – Mimo późnej pory trafiłem na otwartą księgarnię. Trochę bez celu zacząłem przeglądać książki i w oko wpadła mi czarna okładka z narysowanym ptakiem. Wyróżniała się, więc kupiłem. Jak dziś pamiętam, 75 zł, wtedy mnóstwo pieniędzy. I była to książka o Rycerskim Zakonie Bibliofilskim – opowiada dalej. Przyszły Wielki Mistrz nie skojarzył jednak tej książki z mijanym na Plantach „wykrzyknikiem”.

Parę lat później Jerzy Duda napisał swój pierwszy artykuł o historii krakowskich dróg i ulic oraz o tym, co się na nich działo w XIX wieku. Rozmawiał z różnymi osobami i od słowa do słowa, od przyjaciela do przyjaciela, ktoś mu zaproponował spotkanie Towarzystwa Miłośników Książki. – Tam podszedł do mnie Tadeusz Witkiewicz i zaprosił do siebie, do Gniazda Białego Kruka. Zostałem przyjęty znakomitą herbatą, z której słynęła w Krakowie pani Urszula, a Tadeusz opowiadał o zakonie. Tak zaczęła się nasza przyjaźń – snuje opowieść. Najcenniejszym dowodem tego zaufania i życzliwości była nominacja na Dostojną Makulaturę.

Dostojna Makulatura to pierwszy stopień wtajemniczenia, które prowadzi do przyjęcia w szeregi konfraterni. Ten okres „nowicjatu” trwa kilka lat, adept jest obserwowany, bo nie wystarczy miłość do książek, trzeba jeszcze umieć się tą miłością dzielić i dbać o dobry klimat podczas zmyszeń. – Taki prof. Zdzisław Pietrzyk: wieloletni dyrektor Biblioteki Jagiellońskiej, poważny historyk, wiele razy ratował nas z różnych opresji. I jak tu takiemu powiedzieć, że jest Dostojną Makulaturą? A on tak się ucieszył, jakbym zaproponował mu tekę ministra! Na różnych sympozjach czy zjazdach z dumą ogłaszał, że jest Dostojną Makulaturą. Cóż, właściwie jesteśmy największą składnicą makulatury! – śmieje się Wielki Mistrz. Jeśli miłujesz księgi, możesz w przyszłości zasilić szeregi zakonu. Ktoś pisze, ktoś inny jest wydawcą, ilustratorem czy bibliotekarzem, a ktoś po prostu czytelnikiem. Są wśród konfratrów miłośnicy ksiąg z Krakowa, Łodzi, Warszawy, Bydgoszczy, Gniezna, Błonia, a nawet z Mediolanu.

Jerzy Duda kontynuuje tradycje zakonu miłośników książek. – Trafiłem na czas wspaniałych ludzi. Dzięki temu udało się przetrwać najbardziej dramatyczny moment, gdy po śmierci Tadeusza, a potem Urszuli straciliśmy Gniazdo Białego Kruka. Ludzie jednak chcieli się spotykać i rozmawiać o książkach – i to nas uratowało. Ocaliła nas miłość do książek – podsumowuje.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.