„Nie ma Go tu”, czyli co się stało z Jezusem?

ks. Dariusz Dąbrowski

|

GN 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

Wiecie, co się działo, znacie sprawę Jezusa z Nazaretu?

Mistrz ołtarza hohenfurthskiego „Zmartwychwstanie Jezusa”, ok. 1350, Narodni Galerie Praha Mistrz ołtarza hohenfurthskiego „Zmartwychwstanie Jezusa”, ok. 1350, Narodni Galerie Praha
wikimedia

Jak wyglądał poranek zmartwychwstania 17 nizan, czyli 9 kwietnia 30 r.? Musimy wyobrazić sobie nasz poniedziałek o świcie: na dworze jeszcze ciemno, tylko gdzieniegdzie pojawiają się pierwsze światła w oknach; leniwie budzi się miasto, czasami przejedzie samochód; kilkoro zaspanych ludzi przemyka ulicami na pierwszą zmianę. Wszystko wygląda jak zawsze.

Rzymski historyk Tacyt, opisując sytuację w Palestynie za panowania Tyberiusza, stwierdza: sub Tiberio, quies – pod Tyberiuszem był spokój. Nawet nie wyobrażał sobie, jaki żar wywołały kazania Galilejczyka z Nazaretu i jak zmieniło świat to, co dokonało się w piątek 15 nizan 30 r., kiedy w Judei prokurator Poncjusz Piłat wydał wyrok skazujący na Jezusa, a wszystkim wydawało się, że dalej sub Tiberio, quies. Aż tu ktoś idzie na cmentarz zobaczyć grób, bo jeszcze płyną łzy, bo tęskni serce, bo tak szybko zapomnieć nie można! „Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu” (J 20,1). No i się zaczęło. Grób znajdował się w ogrodzie. Tak jak w ogrodzie Eden, w którym została pogrzebana nadzieja życia pierwszych ludzi. Pierwszy grzech zadziałał jak bomba neutronowa – mało widoczne zniszczenia zewnętrzne, ale ogromne spustoszenie wewnętrzne. To stworzyło pozory, że nic się nie stało, bo dalej „ziemia toczy swój garb uroczy”, jak pisał Edward Stachura. Stąd wielu i dziś pyta: jaki grzech? O co wam chodzi?

Pusty grób w ogrodzie

Gdy anioł spotkany przy grobie Jezusa ogłasza kobietom: „Nie ma Go tu”, jesteśmy świadkami kontynuacji historii z rajskiego ogrodu. Tam, pod drzewem grzechu, który spowodował śmierć, „nie było Boga”. Teraz nie ma Boga tam, dokąd ludzie idą spotkać śmierć. Choć wydaje się, że tego wczesnego ranka, gdy jeszcze było ciemno, nic się nie zmieniło, zmartwychwstanie przywraca ludziom życie. Dlatego na niektórych starych krzyżach pod stopami Jezusa jest czaszka. Symbolizuje ona praojca Adama, który zostaje uwolniony od winy grzechu pierworodnego. Z wszystkimi bólami tej ziemi, wyśpiewanymi przez Boba Dylana, „pukam do niebios bram”. I otworzyły się niebios bramy. Tylko to nie my pukaliśmy, ale Pan Jezus zapukał z wysokości krzyża i razem z Nim Bóg Ojciec wpuścił wszystkich, którzy uwierzą w Jego zmartwychwstałego Syna.

Myślę o tej scenie, gdy Jan i zdyszany Piotr (nieubłagane prawo wieku dotyka wszystkich) przybiegli do grobu. Spojrzeli i zmroziło ich. Wstrząsnął nimi nie tylko fakt, że grób był pusty. Chodziło także o sposób, w jaki to się stało. Święty Jan, naoczny świadek tamtej chwili, pisze, że kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna. Co w tym dziwnego? Sposób ich ułożenia. Przesławny całun (nazywany dzisiaj turyńskim) to długie płótno, w które zawija się zmarłego, w poprzek przewiązując go cienkimi paskami. Ciało wygląda jak kokon albo mumia. Nie można go wydobyć bez rozwiązania opasek. Co zobaczyli apostołowie? Po prostu wyglądało to tak, jakby ciało wyparowało (jakby materia zamieniła się w energię i promieniując przedziwnym światłem, zostawiła obraz na płótnie), a nierozwiązane płótna samoczynnie opadły.

Ujrzał i uwierzył

Pusty grób to prawdziwy cud, w który trzeba uwierzyć! Jak mawiał Gilbert Chesterton, „najbardziej niewiarygodne w cudach jest to, że one się zdarzają”. Zmartwychwstanie to coś, co wymyka się naszej logice, ale pewne są dwie rzeczy: to, że nie ma Go tu (czyli w grobie), oraz to, że On żyje – bo za chwilę spotyka się z uczniami, wypowiada ich imiona, mówi, żeby się nie bali, pozwala się dotknąć. Jest obecny. Cud wiary. Napoleonowi u szczytu sławy jego doradcy zaproponowali, aby założył własną religię. Na co cesarz odpowiedział: „Musiałbym wtedy dać się ukrzyżować, a potem zmartwychwstać. To zbyt ryzykowne”.

Fascynujące jest i to, co wydarzyło się z tymi ludźmi, którzy w kwietniu roku 30 rozproszyli się po całej Jerozolimie, a potem ukryli za zamkniętymi drzwiami. Miesiąc później było ich pełno na placach i ulicach i głośno wołali, że Jezus żyje! Pamiętamy Piotra na dziedzińcu pałacu Piłata, jak kuli się przed służącą i na pytanie o Jezusa odpowiada: „Nie znam tego człowieka”. Teraz odważnie przemawia do tłumu: „Mężowie Judejczycy i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy, przyjmijcie do wiadomości i posłuchajcie uważnie mych słów” (Dz 2,14). Zanosi się na coś wielkiego. News, który zdominuje wszystkie serwisy w Jerozolimie: „Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie” (2,22).

Na tym kazaniu Piotra mógłby budować scenariusze swoich filmów Alfred Hitchcock. Najpierw wybucha bomba, a potem napięcie tylko rośnie. Piotr ogłasza Żydom, że Jezus, którego krwawą egzekucję wszyscy pamiętają i podają jako przykład historii bez happy endu, że ten Jezus Ukrzyżowany to Ktoś, kto ma posłannictwo od Boga. A potwierdzeniem tego są niezwykłe czyny, cuda i znaki: rozmnożenie chlebów na pustyni (raz dla 4 tys. ludzi, a drugi raz dla 5 tys. samych mężczyzn), uzdrowienie paralityka, niewidomego od urodzenia i wielu innych, uciekające z krzykiem demony, a także wskrzeszenia, szczególnie to ostatnie – Łazarza, po czterech dniach. Żydzi byli na jego pogrzebie, a teraz jedzą z nim kolację i wspólnie modlą się w świątyni. Jest jednak jeden problem. Wszyscy pamiętają te niezwykłe czyny, cuda i znaki Jezusa. Tylko dla wielu On już nie żyje. To trochę jak oglądanie zdjęć po pogrzebie. Opowiadamy sobie o tych dobrych chwilach wspólnie z kimś przeżytych, ale wiemy, że to są tylko wspomnienia. Nawet jeśli kiedyś się modliłem, chodziłem do spowiedzi, może nawet byłem na pielgrzymce lub uczestniczyłem w spotkaniach wspólnoty albo doświadczyłem szczególnej Bożej obecności – lecz to minęło. Mrok ogarnął tamte świetliste chwile życia.

Piotr jednak nie odpuszcza. Ten przestraszony rybak z prowincji, którego zdradził akcent, teraz z mocą przemawia w stolicy: „Tego Męża (…) przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście” (Dz 2,23). Jaki Piotr musiał czuć autorytet za sobą, że odważył się powiedzieć coś takiego? Przecież za chwilę mógł skończyć tak samo. Skąd ta odwaga w jego sercu, skoro niedawno z innymi siedział zamknięty w Wieczerniku właśnie z obawy przed Żydami?

Poznał prawdę

Prawda jest taka, że naszymi rękami przybiliśmy Jezusa do krzyża. Bo służyliśmy innym panom, goniliśmy za pieniędzmi zamiast szukać królestwa Bożego, nie byliśmy posłuszni Bożym przykazaniom, nasze ciała i umysły oddaliśmy nieczystości, byliśmy chciwi i zazdrośni, nasze słowa były złośliwe i kłamliwe, a serca pełne gniewu i zawiści; byliśmy niewierni wobec Boga i przymierza zawartego przez chrzest. Piotr ma rację – naszymi rękami, naszymi ustami, naszymi oczami i w naszym sercu zabiliśmy Jezusa. To my jesteśmy winni śmierci wiary w nas, nie Bóg.

Piotr jednak nie kończy swojego kazania na akcie oskarżenia i na wytykaniu grzechów. On też je miał. Jezus przebaczył mu nad Jeziorem Galilejskim. Nie zamiótł grzechu Piotra pod dywan, tylko trzy razy chciał usłyszeć, że ten Go kocha – bardziej niż swoją żonę i dzieci, bardziej niż swoją łódź i ryby, bardziej niż swoje życie. Po spotkaniu z przebaczającą miłością Jezusa Piotr odzyskał wiarę, a wraz z nią odwagę. To pozwoliło mu stanąć w Jerozolimie naprzeciw trzech tysięcy ludzi i ogłosić światu: „Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim” (Dz 2,24).

Czy to jest nowa prawda dla uczniów? Przecież Jezus trzy lata mówił im to wprost: „Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Łk 24,46). A oni swoje i my swoje: „Panie, niech Cię Bóg broni!” (Mt 16,22). Czy zmartwychwstanie Jezusa to nowa prawda dla nas? W każdą niedzielę wyznajemy, że zmartwychwstał dnia trzeciego, zgodnie z Pismem. Papież Franciszek prosto wytłumaczył kiedyś, o co chodzi w zmartwychwstaniu: „Zmartwychwstanie Jezusa nie jest dobrym zakończeniem pięknej bajki, nie jest happy endem w filmie, lecz interwencją Boga Ojca tam, gdzie gaśnie nadzieja”.

Wiele razy w rozmowach można usłyszeć: „gdybym to wiedział wcześniej”, „gdyby człowiek kiedyś miał ten rozum co teraz, inaczej by pokierował swoim życiem”… Ponieważ rozum nie zawsze mamy wtedy, gdy go potrzebujemy, Pan daje nam tę łaskę, że możemy – jak uczniowie – zrozumieć coś później. Bo wiara to dojrzewanie. Nie musimy wszystkiego rozumieć od razu, ale nie możemy przestać szukać prawdy. Gdy Jezus tchnął na uczniów Ducha Świętego, oświecił ich umysły i zrozumieli, że może w ich życiu wydarzyć się coś więcej: „W Jego imię głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów” (Łk 24,47). Jeśli w to uwierzysz, to nieważne, ile masz lat, czym się zajmujesz lub jaki masz staż małżeński. Odpuszczenie grzechów i nawrócenie mogą zmienić życie od razu, bo to jest dar – prezent zmartwychwstałego Jezusa dla nas. Dla każdego, kto tylko pozwoli zainterweniować Bogu w swoim życiu. To właśnie oznacza zmartwychwstać i tego razem z Piotrem możemy być świadkami.

Chrześcijanie – dusza świata

W pięknym tekście z II w., znanym jako „List do Diogneta”, anonimowy chrześcijanin tłumaczy rzymskiemu arystokracie Diognetowi, na czym polega chrześcijaństwo: „Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Mieszkają w miastach greckich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz nie do uwierzenia prawa, jakimi się rządzą. (…) Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie”. Krótko mówiąc – chrześcijaństwo to styl życia. Musimy jednak postawić sobie pytanie: czy my dziś to ciągle ci sami chrześcijanie? Czy wciąż jesteśmy duszą świata, czy staliśmy się jak zombie na tym świecie? Co wysysa z nas życie, tę moc, tę siłę, tę wiarę? W święto Zmartwychwstania stajemy znów mocni i dumni – i mamy powód do dumy – odziani w białe szaty zbawienia, obmyci nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, pojednani z Bogiem i ludźmi, bo oto są Święta Paschalne, jest zmartwychwstanie. Wiemy już, co się działo w całej Judei, znamy sprawę Jezusa z Nazaretu. Niech nie zabraknie nam odwagi, by być dla świata jak dusza dla ciała. Mocni w wierze. Wiemy przecież, że Pan zmartwychwstał, że to cud prawdziwy!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.