Kto zapłaci za zamach pod Moskwą?

Maria Przełomiec

|

Gość Niedzielny

publikacja 25.03.2024 16:06

Oligarcha Konstantin Małofiejew, oskarżając Kijów o zorganizowanie zamachu, przywołał Wołgodońsk i Dubrawkę, dodając, że tak jak wówczas Czeczenię, tak teraz Rosja pokona Ukrainę. Oby się nie okazało, że za Krasnogorsk ostatecznie zapłacimy wszyscy – pisze Maria Przełomiec.

Kto zapłaci za zamach pod Moskwą? Wg danych z niedzielnego popołudnia śmierć poniosło 160 osób a ok. 140 zostało rannych. PAP/EPA/MAXIM SHIPENKOV

Przypomnijmy najpierw sekwencję wydarzeń. W piątek 22 marca, po południu do centrum rozrywkowego Crocus City Hall w podmoskiewskim Krasnogorsku wtargnęło pięciu zamaskowanych mężczyzn. Najpierw otworzyli ogień do zgromadzonych na koncercie  widzów, a następnie zdetonowali ładunki wybuchowe, wywołując pożar, który w rezultacie doprowadził do zawalenia się dachu. Wg danych z niedzielnego popołudnia śmierć poniosło 160 osób a ok. 140 zostało rannych. Sprawcy nie zatrzymywani zbiegli, mimo, że jak informują tzw. oficjalne czynniki na miejscu już przebywała milicja. W Internecie zawrzało, jedni pisali o możliwej prowokacji rosyjskich służb specjalnych, inni przypominali  radykalnych Islamistów i terrorystyczne ataki z czasów wojny w Czeczenii.

Dyskusje ucichły, gdy do zamachu przyznała się jedna z agend tzw. Państwa Islamskiego, znana jako Państwo Islamskie Prowincja Chorasan operująca w rejonach Azji Środkowej. W rosyjskim Internecie zaczęły krążyć zdjęcia domniemanych terrorystów, jakoby pochodzących z Tadżykistanu, a 23 marca rano służby poinformowały o zatrzymaniu 11 uczestników ataku, wśród których miało być czterech bezpośrednich sprawców. W komunikacie Federalnej Służby Bezpieczeństwa podano, że zmierzali oni w stronę rosyjsko-ukraińskiej granicy, gdyż „posiadali odpowiednie kontakty po stronie ukraińskiej”. Dzień później sprawa nieco się skomplikowała, gdy resort spraw wewnętrznych Tadżykistanu oficjalnie zaprzeczył doniesieniom, jakoby ataku na salę koncertowa mieli dokonać obywatele tego kraju. MSW w Duszanbe podało, że dwóch Tadżyków, którym zarzuca się udział w masakrze, w listopadzie 2023 roku wróciło do kraju i od tego czasu przebywa w swoim miejscu zamieszkania. Na dowód czego resort opublikował ich zdjęcia. Tadżyckie MSW dodało, że trzeci, wiązany przez  Rosjan  z piątkowym aktem terrorystycznym obywatel, „przebywa w rosyjskim mieście Samara, gdzie pracuje jako taksówkarz, podczas zamachu znajdował się w tym mieście i nie miał nic wspólnego ze  zbrodnią”.

Jeden z najlepszych polskich ekspertów od Rosji, Marek Menkiszak z Ośrodka Studiów Wschodnich, wkrótce po ataku w Krasnogorsku stwierdził: „Od początku mamy dwa główne, odrębne  pytania.  Pierwsze - kto dokonał zamachu.  Drugie – do czego wykorzysta go Kreml”. Zacznijmy od tej drugiej kwestii, zdecydowanie łatwiejszej do wyjaśnienia. „Niezależnie od tego, czy to "Dubrowka" czy "Wołgodońsk" ogłoszenie przez Kreml "śladu ukraińskiego" jest kwestią czasu”, napisał tuż po zamachu dyrektor OSW, Wojciech Konończuk.  Przypomnijmy – teatr na Dubrowce został w październiku 2002 roku zaatakowany przez czeczeńskie komando. Zginęło wówczas około 200 osób (większość udusiła się podczas fatalnie przeprowadzanej akcji ratunkowej). Jednym z do dzisiaj nie wyjaśnionych sekretów tamtej tragedii jest to, w jaki sposób duża grupa uzbrojonych ludzi nie zatrzymywana zdołała dostać się z Kaukazu Północnego do rosyjskiej stolicy.

Z kolei Wołgodońsk  to wysadzenie w powietrze  we wrześniu 1999 roku  bloków mieszkalnych w Moskwie, Bunjagsku i właśnie Wołgodońsku.  Tamte zamachy kosztowały życie 300 osób. Startujący wówczas po raz pierwszy w wyborach prezydenckich Władimir Putin oskarżył o ataki Czeczenów, zapowiadając, że będzie „topił terrorystów w wychodku”, co niewątpliwie przysporzyło głosów stosunkowo mało znanemu politykowi. Po wygranych przez niego wyborach, zamachy na domy mieszkalne stały się  pretekstem do rozpoczęcia drugiej wojny czeczeńskiej, zakończonej zwycięstwem Rosji. Tymczasem, otruty później polonem przez rosyjskie służby specjalne, były funkcjonariusz FSB, Aleksandr Litwinenko, winą za  całą akcję obarczył rosyjskie służby. W napisanej wspólnie z historykiem Jurijem Felsztyńskim książce „Wysadzić Rosję”,  autorzy przedstawili  wiarygodne dowody na poparcie swojej tezy. Jednym słowem Władimir Putin ma bogate  doświadczenie w wykorzystywaniu czy to sfingowanych, czy autentycznych tragedii  dla osiągnięcia swoich celów. 

Nawiązując do pierwszego pytania Marka Menkiszaka, stwierdzić trzeba, że niezależnie od tego, czy zamach w Krasnogorsku został  zaaranżowany na potrzeby Kremla przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa, czy też dokonali go islamscy radykałowie, odpowiedzialność w obu wypadkach spada na rosyjskie władze. Prowokacja FSB nie wymaga komentarza, natomiast zamach oznacza kompromitację służb specjalnych. Przy czym u podstaw tej kompromitacji leżą właśnie działania władz. Jak tłumaczy w swojej analizie dla  Defence 24 dr Jacek Raubo, „Rosja znaczą część zasobów swoich służb postawiła na kierunki państw natowskich, a także wewnętrznych  przeciwników Putina, ograniczając tym samym zdolność do działań przeciwko terrorystom.(…). Zwłaszcza operacja „wybory” musiała zaangażować znaczne rezerwy ze strony funkcjonariuszy sił wewnętrznych, biorąc pod uwagę eliminację Nawalnego oraz skalę oszustw wyborczych i operetkowy wymiar tzw. wyborów prezydenckich”. Poza tym, dodaje dr. Raubo, Rosja jest państwem mocno skorumpowanym co znacznie ułatwia działania terrorystów (nota bene, już post factum rosyjskie służby przyznały, że otrzymały przestrogi o możliwym zamach  od kolegów z USA, ale były one „zbyt ogólnikowe”, by potraktować je poważnie). I tu po raz kolejny zacytuję Marka Menkiszaka: „W wypadku zamachu terrorystycznego kompromitacja rosyjskich władz i służb jest tak duża, że Kreml będzie starał się to zamaskować. Najłatwiej przez  potwierdzenie fałszywych oskarżeń o powiązaniu sprawców z Ukrainą oraz  Zachodem”.

Prezydent Putin, tradycyjnie zabrał głos dopiero 24 godziny po ataku. Nazwał zamach barbarzyńskim aktem, złożył kondolencje rodzinom ofiar i poinformował o wprowadzeniu w kraju dodatkowych środków antyterrorystycznych. Zapewnił, że sprawcy zostali zatrzymani (wystąpienie miało miejsce przed dementi Tadżykistanu) dodając, iż zamierzali uciec na Ukrainę „gdzie przygotowano dla nich, ze strony ukraińskiej, okno dla przejścia”. Na koniec zapowiedział „sprawiedliwe” ukaranie wszystkich winnych i wezwał naród do jedności, a inne kraje do współpracy w walce z terroryzmem.
Putin tylko „musnął” Ukrainę, ale już wyraźnie na „ukraińsko-zachodni” ślad  wskazują  oficjalne rosyjskie  media, które miały dostać  od prezydenckiej administracji polecenie skoncentrowania się na „ukraińskim wątku”. W ten sposób kontynuowana jest narracja rozpoczęta  niemal natychmiast po ataku przez czołowych reżimowych polityków i propagandystów. Przy czym za najbardziej kuriozalne uznać należy tłumaczenie, związanego z Kremlem politologa Siergieja Markowa, wg.  którego na ukraińskie sprawstwo wskazuje fakt, że zamachu nie dokonali ortodoksyjni muzułmanie. Żaden wierzący muzułmanin nie wysadzał by bowiem niczego w powietrze podczas trwającego właśnie Ramadanu, i w dodatku w piątek (sic!) 

Niestety mniej zabawnie brzmi wypowiedź  oligarchy Konstantina  Małofiejewa, który, oskarżając Kijów o zorganizowanie zamachu, przywołał wspomniane już,  Wołgodońsk i Dubrawkę, dodając, że tak jak wówczas Czeczenię, tak teraz Rosja pokona Ukrainę. Do chóru dołączył zastępca Rady Bezpieczeństwa FR Dmitrij Miedwiediew, a na  zakończenie tej wyliczanki warto dodać  sztandarowy program telewizji Rossija 1, Wiesti Niedieli, który 24 marca rozpoczął się od przekonywania widzów, że wątek odpowiedzialności ISIS za zamach pod Moskwą państwa zachodnie podjęły, po to, by odwrócić podejrzenia od Ukrainy. 

Co do jednego panuje zgoda  -  niezależnie od tego, kto był organizatorem zamachu w Krasnogorsku,  Kreml  wykorzysta ten atak w polityce, przede wszystkim w politycy wewnętrznej, ale nie tylko. W samej Rosji należy spodziewać się dalszego „przykręcania śruby”. Zwłaszcza, że, jak zauważa w swojej analizie Ośrodek Studiów Wschodnich, tak duża liczba ofiar i powolna reakcja służb specjalnych może wywoływać niezadowolenie społeczne, w tym skierowane przeciwko władzom. W tej sytuacji  ważna będzie  konsolidacja społeczeństwa w obliczu rosnącego  zagrożenia  (Ukraina, Zachód, Islamiści). Takie „jednoczenie się wokół flagi” staje się  świetnym argumentem zarówno za dalszym zaciskaniem pasa przez obywateli, jak i ewentualną kolejną falą mobilizacji.
I tutaj przechodzimy do kremlowskich zysków zewnętrznych. Ciągnąca się już ponad dwa lata wojna musi mocno denerwować rosyjskiego przywódcę. W dodatku niedawna kampania wyborcza i długie kolejki chcących złożyć podpisy pod kandydaturą niedopuszczonego potem do wyborów, a zapowiadającego zakończenie wojny Borysa Nadieżdina, były dowodem, że wojną jest już mocno zmęczone także rosyjskie społeczeństwo.  Tymczasem, jak ostrzega doradca ukraińskiego prezydenta, Mychajło Podolak, „wydarzenia w obwodzie moskiewskim najprawdopodobniej przyczynią się do gwałtownego wzrostu wojskowej propagandy, przyspieszenia szerszej  mobilizacji i ostatecznie  kolejnej rosyjskiej ofensywy”. A o tym, że ukraiński polityk się nie myli, świadczy wypowiedź rzecznika Kremla Dimitrija Pieskowa, który w ostatnich jednym z wywiadów stwierdził, że  Rosja już nie prowadzi na Ukrainie operacji specjalnej, ale znajduje się w stanie wojny.  Pytanie,  czy tylko z Ukrainą ?

Trzecią korzyścią jaką Kreml być może ma nadzieję odnieść, jest ewentualna reakcja międzynarodowej społeczności, mocno wyczulonej na zamachy terrorystyczne, w których giną niewinni cywile. Władimir Putin zaapelował do świata  o solidarność i współpracę w wojnie z terroryzmem. Zachodni politycy złożyli Rosjanom kondolencje i wyrazy współczucia, ale z pomocą Kremlowi się nie deklarują. Także dlatego, że, jak przypomniał Waszyngton, amerykańskie służby uprzedzały Moskwę o niebezpieczeństwie. Na wspólny antyterrorystyczny front  rosyjski przywódca nie ma więc co liczyć, ale na dalsze osłabienie pomocy dla Ukrainy, być może już tak. Wśród zachodnich polityków (zwłaszcza niemieckich) coraz częściej słychać napomknięcia o konieczności rozpoczęcia jakichś negocjacji, przerwania walk, zawieszenia broni. Teraz jeszcze mogą pojawić się głosy zarówno  rosyjskich trolli jak i tzw. pożytecznych idiotów, że zamach w Krasnogorsku powinien nieco zmienić spojrzenia na tę wojnę. Dochodzi do tego w momencie, gdy Ukraina gwałtownie potrzebuje szybkiego i zdecydowanego wsparcia.

Zamach w Krasnogorsku, bardziej niż tzw. wybory wzmocnił wewnętrzną pozycję Putina. To realna groźba nie tylko dla Ukrainy, ale dla nas wszystkich.  W niedzielę 24 marca, rosyjska rakieta przez kilkadziesiąt sekund przebywała w polskiej przestrzeni powietrznej. Sporo racji miał ten, kto powiedział, że nawet jeżeli ty nie zainteresujesz się wojną, wojna i tak zainteresuje się tobą. Oby się nie okazało, że za Krasnogorsk ostatecznie zapłacimy wszyscy. 
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.