Większa mniejszość maszeruje

Agata Puścikowska

|

GN 22/2011

publikacja 01.06.2011 15:37

Zła polityka prorodzinna, chrześcijańskie wartości w kryzysie? Narzekać z perspektywy kanapy łatwo. Lepiej jednak, choć raz w roku, w marszowym rytmie pokazać, że rodzina to wartość nadrzędna, normalność jest trendy, a model 2 + 5 to nie patologia. I że z myślącymi „zaściankowo” trzeba się liczyć.

Małgorzata i Marcin Izdebscy z Kubą, Dominiką, Basią i Wojtkiem. Małgorzata pracuje w szpitalu dziecięcym, jest laryngologiem. Marcin jest z wykształcenia artystą grafikiem, pracuje w piśmie dla młodych rodziców. Na marszu są po raz trzeci Małgorzata i Marcin Izdebscy z Kubą, Dominiką, Basią i Wojtkiem. Małgorzata pracuje w szpitalu dziecięcym, jest laryngologiem. Marcin jest z wykształcenia artystą grafikiem, pracuje w piśmie dla młodych rodziców. Na marszu są po raz trzeci
fot. Jakub Szymczuk

Uczestnicy VI warszawskiego Marszu dla Życia i Rodziny, wyruszyli 29 maja, w południe, spod pomnika Mikołaja Kopernika. Przeszli do ogrodu przy pl. Krasińskich, gdzie odbył się radosny, rodzinny festyn. W tym roku hasłem marszu były słowa Jana Pawła II, „Polska potrzebuje ludzi sumienia”. Uczestnicy podpisywali się pod listem otwartym, zwracając się do posłów o odnowę moralną Polski, szczególną wrażliwość na sprawy rodziny i niewykluczanie ze społeczeństwa najsłabszych i najmłodszych obywateli, poprzez odbieranie im prawa do narodzin. Organizatorzy, czyli Fundacja Narodowego Dnia Życia i Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi, szacują, że w marszu wzięło udział ok. 20 tys. ludzi. Cztery rodziny opowiadają, dlaczego  uczestniczyły w marszu.

Małgorzata i Marcin Izdebscy

– Po raz pierwszy szliśmy sześć lat temu. Mieliśmy wtedy dwoje dzieci, trzecie rosło pod sercem mamy. Wtedy byliśmy jedną z niewielu młodych rodzin. Większość marszu stanowiły osoby starsze. Przemarsz był bardzo długi i dzieci mogły poczuć się zmęczone. Tegoroczny marsz jest zupełnie Inny – idą głównie młode rodziny, mnóstwo studentów. Cieszy ogromna liczba dzieci. Marsz kończy się świetnym piknikiem, z wieloma atrakcjami, na który dzieci czekają cały rok. Bardzo pozytywny przekaz i promowanie najważniejszych wartości na wesoło i radośnie. Cieszy nas, że maszerujemy z wieloma znajomymi, że z roku na rok jest nas więcej. Wspólnie promujemy... normalność. Bo niestety takie nastały czasy, że  większość musi wyjść z katakumb i głośno dopominać się o swoje prawa. Patrząc na ludzi dumnie kroczących w Marszu dla Życia, mamy nadzieję, że wartości najważniejsze, takie jak rodzina, wiara, życie, w Polsce będą trwać. A może nawet z naszego kraju wyjdzie Boża iskra, która odmieni Europę.

Kasia i Adam Lisieccy

– Poznaliśmy się trzy lata temu w harcerstwie – działamy w skautingu, pobraliśmy się we wrześniu ubiegłego roku. Dopiero budujemy rodzinę, uczymy się wspólnego życia. Jedno jest pewne: największą wartością dla nas jest życie. Poszliśmy na marsz po raz pierwszy, żeby być razem z ludźmi myślącymi podobnie, dla których tzw. zarodek w łonie matki to człowiek. A człowiek nie może zabijać innego człowieka... Oczywiście, mogliśmy bronić naszych ideałów z perspektywy kanapy i telewizora, ale chyba warto, choć raz w roku, zabrać głos przez obecność. Na marszu przekonaliśmy się, że nie jesteśmy sami. Widzimy, że nasze poglądy, często przedstawiane jako zaściankowe i niedzisiejsze, wcale nie są „obciachowe”. Nie jesteśmy zwariowaną mniejszością, lecz pewną swoich praw większością! I jako większość pokazujemy, że należy się z nami liczyć i nie wolno spychać nas na margines. Jeśli będzie taka możliwość, będziemy w przyszłości uczestniczyć w kolejnych marszach. Może za rok, dwa, trzy, wspólnie „wychodzimy” dobre prawo, które będzie bronić wszystkich dzieci od poczęcia. Niezależnie od tego, w jaki sposób zostały poczęte, oraz czy są zdrowe, czy chore.

Teresa Szpunar

– Jesteśmy rodziną wielopokoleniową. Razem z mężem Maciejem mamy dwie dorosłe córki oraz troje całkiem niedorosłych dzieci. Mieszkamy też ze starszymi członkami rodziny. Od kilku lat jesteśmy też szczęśliwymi dziadkami Alusi i Łucji. Z perspektywy czasu widzę, że nic lepszego nie mogło nas spotkać. To rodzina daje największe szczęście. Chodzimy na Marsze dla Życia od początku ich istnienia w Polsce. Chcemy po prostu pobyć z ludźmi, którzy myślą podobnie. Chcemy pokazać, że rodzina wielodzietna to kapitalna sprawa, a nie patologia. Powiem więcej: biorąc pod uwagę prognozy demograficzne na przyszłe lata, duże rodziny to jedyna nadzieja dla naszego kraju. W tym roku, razem z Julcią i Elą, idziemy w hołdzie dla Jana Pawła II. Błogosławiony Polak był zawsze obecny w naszej rodzinie i mam nadzieję, że jego słowa, nauczanie, zmienią nasz cały kraj. Przecież to Jan Paweł II przypominał o godności człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Może w końcu naprawdę zacznijmy
go słuchać!

Dorota i Tomasz Muszyńscy

– Trudno mówić o sprawach tak bliskich sercu, że każde słowo brzmi banalnie i niedoskonale... Idziemy w marszu, żeby dać świadectwo. Pokazać, że dzieci to największy dar, że się nimi cieszymy, że chętnie, jeśli Bóg tak zechce, przyjmiemy kolejne. Jednocześnie widzimy, że ten dar – ojcostwo, macierzyństwo, jest teraz marginalizowany, ośmieszany. Być może nasze maszerowanie ma wymiar symboliczny i ma wartość tylko dla nas jako rodziny. Ale może być i tak, że ktoś nas zauważy, ktoś zastanowi się, dlaczego maszerujemy. Pan Bóg działa na różne sposoby, czasem posługuje się ludźmi, czasem wydarzeniami. Może i my wpłyniemy na czyjeś życie pozytywnie. Na tegorocznym marszu jesteśmy również dlatego, że jego przesłanie jest bardzo na czasie: „Polska potrzebuje ludzi sumienia” – brzmi hasło. Tak, potrzebuje! Ale na szczęście ma wielu takich ludzi. Tyle że czasem potrzeba obudzenia sumień. Może takim pobudzeniem dla niektórych będą rodziny, które maszerują dla życia i rodziny...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.