Strefa wodna. O kinie Jonathana Glazera

Łukasz Adamski

|

Gość Niedzielny

publikacja 22.03.2024 10:15

Do niedawna nazwisko tego tajemniczego filmowca znali wyłącznie kinomani. W ostatnich tygodniach nie schodzi ono z pierwszych stron portali internetowych całego świata. Po zdobyciu Oscara za znakomitą „Strefę Interesów” Jonathan Glazer pewnie zamknąłby się w swoim świecie, gdyby nie słowa, jakie wypowiedział odbierając złotą statuetkę. Słowa te wzbudziły wielki gniew, ale są one konsekwencją niezależności Brytyjczyka, która przenika całe jego kino.

Strefa wodna. O kinie Jonathana Glazera Jonathan Glazer Raph_PH / CC 2.0

 „Stoimy tu przed wami jako ludzie odmawiający wykorzystania Żydów i Holocaustu przez okupację, która doprowadziła do konfliktu dotykającego tak wielu niewinnych ludzi. Zarówno ofiary ataku z 7 października na Izrael, jak i ofiary trwającego ataku na Gazę, są ofiarami dehumanizacji. Jak możemy się temu przeciwstawić?” - mówił reżyser najwybitniejszego moim zdaniem filmu o Holokauście. Szybko spadł na niego grad krytyki ze strony środowisk żydowskich na czele z Holocaust Survivor's Foundation. „Powinieneś wstydzić się, że używasz Auschwitz do krytykowania Izraela" - napisali członkowie organizacji. A 450 przedstawicieli środowiska filmowego z Hollywood podpisało inny list potępiający wystąpienie brytyjskiego reżysera. Nieliczni poparli Glazera, choć tak ważne nazwiska jak Susan Sarandon, Mark Ruffalo, Bradley Cooper czy Joaquin Phoenix otwarcie opowiadają się przeciwko niszczeniu Strefy Gazy. W Hollywood również czuć ideologiczne ruchy tektoniczne, które zmieniają obraz „fabryki snów”, jako miejsca wyłącznie proizraelskiego. Na amerykańskich kampusach zdarzały się w ostatnich miesiącach incydenty z malowaniem swastyki na ścianach, natomiast głoszenie otwarcie antysemickich haseł (w szatach antysyjonizmu i krytyki izraelskiego nacjonalizmu) przestało być czymś wstydliwie ukrytym. Do tego dochodzą rewolucyjne zapędy lewego skrzydła Partii Demokratycznej, które naciska na prezydenta Joe Bidena, by ograniczył pomoc dla Izraela i potępił jego reakcję na terrorystyczny zamach Hamasu z 7 października zeszłego roku. Nie dziwi więc, że to wszystko rezonuje w Hollywood. Nie wykluczam, że za Glazerem pójdą kolejni filmowcy, a jego kariera wcale nie zostanie przyhamowana przez burzę, jaka toczy się przez amerykańskie media.

Własny język

Przez całą awanturę umknęło nam, że na scenie powiedział on nie tylko o Gazie, ale również zadedykował Oscara pamięci Aleksandry Bystroń-Kołodziejczyk, łączniczce ZWZ AK, która pomagała więźniom Auschwitz. W „Strefie Interesów” wciela się w nią Julia Polaczek. Doczekaliśmy się więc czasów, gdy koprodukowany przez Polskę film (dofinansowanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, zdjęcia Łukasza Żala i część polskiej ekipy na czele z producentką Ewą Puszczyńską) o niemieckich zbrodniach w naszym kraju zdobywa Oscara, a jego twórca na scenie mówi o heroicznych postawach Polaków w czasie Zagłady. Nie jest to przecież modny wątek holokaustowego kina, które do tej pory za swój wyznacznik miało „Listę Schindlera” Stevena Spielberga. Wierzę, że „Strefa Interesów” będzie jej następcą.

Zobacz także: Film „Strefa interesów”: Horror za murem

Glazer od zawsze mówi swoim językiem. Zarówno dotykając tematów historycznych, społecznych, jak i filmowych. Twórczość tego niezwykle ciekawego reżysera w Polsce nie jest znana, a  geniusz „Strefy Interesów” nie spadł przecież nagle z nieba. Glazer w każdym ze swoich filmów pokazywał, że jest twórcą nietuzinkowym i możliwe, że stał się właśnie długo oczekiwanym następcą Stanleya Kubricka. W ciągu ćwierćwiecza Glazer nakręcił tylko 4 fabularne filmy z zupełnie różnych gatunków. Kino gangsterskie, dramat rodzinny, sci-fi i teraz film o holokauście. Każdy z nich wyjątkowy, odrębny i artystycznie nowatorski.
Glazer zaczynał od klipów muzycznych, które szybko zyskały uznanie branży. Do jego najsłynniejszych muzycznych dzieł należą klipy do utworów Radiohead, Massive Attack czy Jamiroquai. Pomysłowe reklamy Sony, Kodaka czy Nike przeszły do klasyki swojego gatunku. Zachęcam do obejrzenia ich na YouTube. To zamknięta forma filmowa, która wykracza poza zwykłą komercję. Ikoniczne reklamy telewizorów Sony Bravia czy jeansów Levis są tego najlepszym przykładem. Glazer lubi grać formą, ale nie jest reżyserem postmodernistycznym, który dla samego efektu uprawia żonglerkę gatunkową. Niemniej jednak jego zjawiskowy debiut fabularny z 2000 roku był mieszanką wybuchową z elementami groteskowej, czarnej jak smoła komedii, brutalnego kina mafijnego i moralnej przypowieści. W kontekście ascezy „Strefy Interesów” może się wydawać ten film czymś z innej filmowej planety. Jest jednak w tych dwóch filmach wiele wspólnych elementów. Szczególnie jeden, który przenika całe kino Glazera.

Woda nie oczyszcza?

Mowa o „Sexy Beast”, czyli gangsterskim dramacie o emerytowanym brytyjskim gangsterze Garym (Ray Winstone), który żyje z ukochaną żoną DeeDee (Amanda Redman) w hiszpańskiej hacjendzie. W ich życiu pojawia się intruz, który zmusza Gary’ego do przyjęcia zlecenia w Londynie. Demoniczny Don (nominowany do Oscara za rolę Ben Kinglsey) przypomina Gary’emu o krwawej przeszłości, ale staje się też realnym zagrożeniem dla harmonii, jaką Gary zbudował sobie daleko od życia z brytyjskich „ulic nędzy”. Pod skorupą klasycznego brytyjskiego kina gangsterskiego, z którego Guy Ritchie zrobiłby pewnie szalony stylistyczny rollercoaster, Glazer opowiada poważną historię zła, które jest niemożliwe do oczyszczenia. Podobnie jak Rudolf Höss (Christian Friedel) i jego żona Hedwig (Sandra Huller) w „Strefie Interesów”, Gary buduje sobie oddzielny świat z oczkiem wody w jego centrum. Nazistowski komendant Auschwitz w środku z pietyzmem pielęgnowanego przez żonę i odgrodzonego od komór gazowych ogrodu miał basen, gdzie przy ledwie dochodzących strzępów krzyków (Oscar za dźwięk w pełni zasłużony) mordowanych więźniów obozu, radośnie pluskały się jego dzieci.

W „Sexy Beast” basen również przykrywa zbrodnie. Pod nim są zakopane zwłoki intruza i upiora, który przypomina Gary’emu o zbrodni, jakiej dokonał. Glazer nie pokazuje późniejszego skierowania się Hossa w stronę wiary, o czym niemiecki zbrodniarz pisał w swoich pamiętnikach, ale kilka razy skupia się na komendancie dumającym nad wodą. Wodą, która nie jest w stanie zmyć grzechu i oczyścić duszy. Woda w „Sexy Beast” i w „Strefie Interesów” ma kilka wymiarów. Gangster wypoczywa nad nią, zanim pojawia się jego Nemesis o twarzy Bena Kinglseya. Potem za pomocą sprytnie wykorzystanej wody z basenu graniczącego z bankiem, robi skok życia. Komendant Auschwitz lubi nad wodę uciekać, by nie słyszeć, tego co dzieje się za płotem w obozie. Ofiary staną i tak ostatecznie jego Nemesis. Gary zakopuje trupa pod basenem, który jest jego symbolem rajskiego życia. Rudolf Hoss wyciąga swoje dzieci z rzeki, bo płyną nią kości zamordowanych w obozie.

Woda jest też istotnym elementem znakomitego, eksperymentalnego filmu Sci-Fi „Pod skórą” (2013), który opowiada o kobiecie z innej planety (Scarlett Johansson), która w Glasgow zwabia w pułapkę mężczyzn, których skóra jest wykorzystywana przez bliżej nieokreślone siły nie z naszego świata. Jak to robi? Zaprasza ich do tajemniczego domu, gdzie wpatrzeni w jej wdzięki mężczyźni powoli wchodzą do ciemnej wody, która ostatecznie ich więzi i zabija. Woda w „Pod skórą” jest pułapką na tych, którzy kierują się czystym fizycznym pożądaniem. Nie oczyszcza a ma niszczycielską siłę. Mało znany w Polsce i trudno dostępny „Pod skórą” jest jedną z najciekawszych filmowych rozpraw o transhumaniźmie i rodzącej się empatii do gatunku ludzkiego, który potrafi być zarówno bezgranicznie pomocny, jak i absurdalnie destrukcyjny. Kręcona za pomocą ukrytych kamer na ulicach Glasgow scena upadku w tłumie Scarlett Johansson mówi nam więcej o ludzkiej kondycji etycznej niż filmowe elaboraty moralistów. Warto przy okazji dodać, że w jego „Narodzinach” (2004) z Nicole Kidman, która wciela się w kobietę spotykającą 10 letniego chłopca, przekonującego, że jest wcieleniem jej zmarłego męża, pojawia się poród właśnie w wodzie.

Nie wystarczy umyć rąk

Jonathan Glazer nie ukrywa, że bliskie jest mu kino Stanleya Kubricka, który również kręcił filmy bardzo rzadko i zaglądał do różnych gatunków filmowych. Psychopatyczny Don z „Sexy Beast” spokojnie mógłby pojawić się w trupie Alexa z kubrickowskiej „Mechanicznej pomarańczy” (1971). „Pod skórą” jest bliskie „2001: Odysei kosmicznej” (1968), gdzie motyw maszyny uczącej się ludzkich emocji był kluczowy. „Strefa Interesów” jest perfekcyjnym ukazaniem, czym w rzeczywistości jest banalność zła, tak jak absurd wojny przenikliwie Kubrick lustrował w „Full Metal Jacket” (1987). Kubrick chciał również zrealizować film o Auschwitz, kręcąc go w pobliżu obozu. Plany Kubricka spełnił jego wierny uczeń. Kubrick i Glazer nigdy nie kręcą filmów o przeszłości. Oni opowiadają o teraźniejszości, wkładając czasami w tym celu kostium z epoki. Dlatego właśnie przemówienie oscarowe za „Strefę Interesów” oburzyło tak wielu. My ciągle odwracamy wzrok i myślimy, że wystarczy umyć ręce, by zmyć z siebie winę. Glazer mówi nam, że woda również kryje brud. Jak ją oczyścić? Widząc dobro w ludziach, czego doświadcza kosmitka o twarzy Johansson? Kochać na zabój żonę jak gangster Gary? A może robić co należy, jak Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk? Jonathan Glazer pewnie jeszcze będzie na to pytanie odpowiadał nie raz. Ma to pod skórą.

ŁUKASZ ADAMSKI - krytyk filmowy i publicysta. Dyrektor artystyczny festiwalu Freedom Film Festiwal/Kameralne Lato. Laureat nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w kategorii "krytyka filmowa". Współautor audycji filmowych w Polskim Radio24, Radio Dla Ciebie i Polskim Radio Olsztyn. W TVP Kultura był współgospodarzem "Czwartkowego Klubu Filmowego" i "Wieczoru Kinomana", prowadzącym studio festiwalowe na międzynarodowym festiwalu EnergaCamerimage oraz na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Autor licznych wywiadów z filmowcami z polski i Hollywood.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.

TAGI: