Europa wobec wojny: Zachodnie wojska na Ukrainie?

Maciej Legutko

|

GN 11/2024

publikacja 14.03.2024 00:00

Ukraińskiemu wojsku brakuje amunicji. Sytuacja na froncie wygląda coraz gorzej dla Kijowa, a Stany Zjednoczone redukują wsparcie militarne. Nieoczekiwanie liderem koalicji wspierającej Ukrainę chce zostać Francja.

Prezydent Macron wśród francuskich żołnierzy w bazie morskiej w Cherbourgu. Prezydent Macron wśród francuskich żołnierzy w bazie morskiej w Cherbourgu.
CHRISTOPHE PETIT-TESSON /POOL/epa/pap

Nie byłoby porażki pod Awdijiwką oraz pogorszenia sytuacji na bachmuckim odcinku frontu, gdyby nie dotkliwe braki amunicji w ukraińskiej armii. Widoki na amerykańskie wsparcie są niepewne. Europa też nie wywiązała się ze swoich obietnic. Obiecała Ukrainie milion pocisków artyleryjskich, ale Wołodymyr Zełenski ujawnił, że jego wojsko otrzymało tylko 300 tysięcy.

Próbą przełamania pesymizmu, jaki zapanował na Zachodzie odnośnie do dalszego przebiegu wojny, był zwołany przez Emmanuela Macrona szczyt w Paryżu, który odbył się 26 lutego. Francuski prezydent przyćmił całe wydarzenie swoją wypowiedzią dla mediów: „Na razie nie ma konsensusu odnośnie do oficjalnego wysłania wojsk [na Ukrainę – M.L.], żadna opcja nie powinna być jednak wykluczona (…), zrobimy wszystko, co możemy, by Rosja nie wygrała”. Złamana została kolejna granica publicznie rozważanego wsparcia dla Ukrainy. W okolicach drugiej rocznicy rosyjskiej agresji to Francja wyrosła na kraj mobilizujący Zachód do powstrzymania Rosji.

Ewolucja Macrona

Emmanuel Macron w roli jastrzębia koalicji wspierającej Ukrainę to duże zaskoczenie. Zwłaszcza gdy przywoła się obrazy sprzed dwóch lat, gdy prezydent Francji odbył nieudaną misję pokojową do Moskwy. Następnie, mimo upokorzenia przez Putina, regularnie dzwonił do niego w pierwszych tygodniach wojny, budząc irytację wielu zachodnich polityków. Jeszcze pod koniec roku 2022 w wywiadzie dla amerykańskiej stacji CBS mówił o regularnym kontakcie z prezydentem Rosji. Korekta kursu zajęła Francji dużo czasu, ale dziś jej wsparcie dla Ukrainy jest jednoznaczne. Pomoc militarna rośnie z roku na rok. W 2022 r. jej łączna wartość wyniosła 1,7 mld euro, w 2023 – 2,1 mld euro, a na rok 2024 zadeklarowano 3 miliardy. 16 lutego 2024 Wołodymyr Zełenski i Emmanuel Macron podpisali w Paryżu umowę o współpracy obronnej, na mocy której Francja deklaruje wsparcie sprzętowe, finansowe i szkoleniowe na 10 lat. Na Ukrainę wędruje coraz bardziej zaawansowana technicznie broń francuska, z pociskami dalekiego zasięgu SCALP na czele.

26 lutego w Paryżu odbył się, zwołany z inicjatywy prezydenta, szczyt dyplomatyczny. Przyjechało na niego dwudziestu przywódców krajów europejskich oraz delegacje z USA i Kanady. Celem było „podkreślenie jedności i determinacji w pokonaniu Rosji dokonującej agresji na Ukrainę”. Uwagę mediów przyciągnęła jednak przede wszystkim wypowiedź Macrona o rozważeniu wysłania wojsk na Ukrainę. Nie zmienia to faktu, że samo zwołanie tak dużej grupy państw pod hasłem pokonania Rosji jest francuskim sukcesem. Odbywające się w Niemczech konsultacje krajów wspierających militarnie Ukrainę (tzw. Grupa Ramstein) całkowicie zależały od amerykańskiej aktywności i nie miały sformalizowanego charakteru. Gdy USA pogrążyły się w politycznym klinczu, wyczerpała się formuła tych spotkań.

Po paryskim szczycie Macron kontynuuje dyplomatyczną ofensywę. 5 marca podczas wizyty w Pradze powtórzył, że sojusznicy Ukrainy powinni zewrzeć szeregi i „nie czas na bycie tchórzem”. 7 marca przyjął w Paryżu prezydent Mołdawii Maię Sandu. Zapowiedział stworzenie stałej misji wojskowej w tym kraju i wezwał Rosję do wycofania wojsk z Naddniestrza. Tego samego dnia odbyło się też spotkanie za zamkniętymi drzwiami prezydenta i przywódców najważniejszych francuskich partii politycznych. Zdaniem mediów, Macron miał wrócić do tematu wysłania wojsk i zaznaczyć, że Francja „nie ma czerwonych linii” odnośnie do form pomocy dla Ukrainy.

W kontrzedo Niemiec

Dlaczego to właśnie Macron złamał polityczne tabu i stał się pierwszym zachodnim politykiem tej rangi rozważającym wysłanie wojsk na Ukrainę? Po pierwsze, wpisuje się to w koniec złudzeń Europy i USA, że wojna może zakończyć się szybko i pomyślnie dla Kijowa. Ofensywna retoryka przeplatana z ostrzeganiem przed możliwością rosyjskiego ataku na kolejne kraje Europy to próba wstrząśnięcia społeczeństwem oraz polityczno-gospodarczymi elitami i zmuszenia do uruchomienia trybu gospodarki wojennej. Macron nie jest zresztą osamotniony w takim sposobie komunikacji. O groźbie wojny i związanych z tym poświęceniach mówią politycy krajów bałtyckich, Finlandii, Szwecji, Niemiec, a ostatnio również premier Donald Tusk.

Prezydent Francji stara się też ponownie przesunąć granicę akceptowalnych form pomocy Ukrainie. Od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę udało się to kilkakrotnie. Najpierw za niedopuszczalne „prowokowanie Rosji” uważano dostarczenie wyrzutni HIMARS, potem czołgów Abrams i Leopard, a ostatnio samolotów F-16, które spodziewane są na Ukrainie najpóźniej jesienią tego roku. Każdy etap nowej formy pomocy poprzedzały rosyjskie groźby nuklearnego konfliktu i obawy części europejskich przywódców.

W objęciu przez Macrona roli lidera proukraińskiej koalicji nietrudno doszukać się dodatkowych celów. Dla prezydenta Francji to kolejna okazja do rywalizacji z Niemcami o prymat w Unii Europejskiej oraz do forsowania koncepcji autonomii strategicznej Europy. W trakcie ostatniej ofensywy dyplomatycznej Macron przypominał o niemieckich wahaniach we wspieraniu Ukrainy. W końcu do tablicy poczuł się wywołany niemiecki minister obrony Boris Pistorius, który nazwał wypowiedzi Macrona „kontrproduktywnymi”. Niemcy od wybuchu wojny prezentowały bojaźliwą i niekonsekwentną politykę wspierania Ukrainy, zarazem jednak nie dziwi irytacja Berlina wypowiedziami Macrona, gdy porówna się twarde liczby. Francja dotychczas wsparła Ukrainę sprzętem wartym około 4 mld euro, natomiast Niemcy dały 18 miliardów.

Koncepcja autonomii strategicznej Europy (w skrócie – większa niezależność naszego kontynentu od USA w aspekcie obronności i polityki zagranicznej) w wizji Macrona zakłada centralną rolę Francji. O ile jednak pierwsza próba lansowania tego projektu zakończyła się niepowodzeniem (słowa prezydenta z 2019 roku o „śmierci mózgowej NATO” spotkały się z frontalną krytyką), o tyle teraz trafia na podatny grunt. Wobec nadchodzących zmian w USA i zagrożenia ze strony Rosji Europa musi zainwestować we własną obronność. Francja ze względu na swój potencjał militarny (m.in. produkcja myśliwców, czołgów, jedyne w UE mocarstwo atomowe) odegra w tym kluczową rolę.

Ograniczony entuzjazm

Nie brakuje opinii, że wypowiedź Macrona o wysłaniu wojsk na Ukrainę wywołała efekt odwrotny do zamierzonego i jest to raczej dowód narcyzmu francuskiego prezydenta niż starannie zaplanowanej strategii. Pierwsze reakcje europejskich przywódców były w większości negatywne. Zdystansowali się od tego znani sceptycy wspierania Ukrainy, jak Robert Fico, Viktor Orbán i Olaf Scholz, ale także premierzy Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Włoch, Szwecji, Polski i sekretarz generalny NATO. Nawet prezydent Ukrainy wydał się zaskoczony pomysłem i stwierdził, ze zachodnie wojska pojawią się w jego kraju, gdy wstąpi do NATO. Krytyczne stanowisko zajęły też główne siły po prawej (Marine Le Pen) i po lewej stronie (Jean-Luc Melenchon) francuskiej sceny politycznej.

Z drugiej strony złamanie tabu przez prezydenta Francji sprawiło, że każdy z europejskich przywódców poczuł się w tej sprawie wywołany do tablicy. Okazało się, że nie wszyscy całkowicie odrzucają pomysł Macrona. Do tej grupy zaliczają się premier Holandii, prezydent Czech i przywódcy krajów bałtyckich.

Słowa o wysłaniu wojsk na Ukrainę budzą kontrowersje, ale też na nowo przyciągnęły uwagę opinii publicznej i polityków do tematu Ukrainy. Dzięki nowej fali proukraińskiego wzmożenia kolejne kraje deklarują przyłączenie się do czeskiej inicjatywy wsparcia ukraińskich wojsk. Wobec słabości europejskiego przemysłu obronnego prezydent Petr Pavel ogłosił, że jego kraj zacznie kupować amunicję na innych rynkach. Oczywiście bez podawania konkretnych państw, by opóźnić rosyjską kontrakcję dyplomatyczną. W kilka dni od przedstawienia pomysłu 17 krajów Europy i Kanada zapowiedziało włączenie się w ten projekt. Dzięki Czechom za kilka tygodni na Ukrainę trafi 800 tysięcy sztuk pocisków.

Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie zamieszania wokół wypowiedzi Macrona. W rzeczywistości nieznana liczba zachodnich doradców wojskowych przebywa już na Ukrainie. Potwierdza to dyplomatyczna wpadka Olafa Scholza. 29 lutego niemiecki kanclerz kolejny raz tłumaczył się przed dziennikarzami ze sprzeciwu w sprawie wysłania na Ukrainę niemieckich pocisków Taurus. Tym razem brak zgody argumentował tym, że zaawansowana technicznie broń wymagałaby wysłania na Ukrainę niemieckich wojsk do jej obsługi. Sęk w tym, że brytyjskie pociski Storm Shadow i francuskie SCALP to niemal identyczna konstrukcja. Okazało się więc, że francuscy i brytyjscy specjaliści też muszą być na Ukrainie i pomagać w ich użyciu. Były brytyjski minister obrony Ben Wallace w odpowiedzi na gafę nazwał Scholza „niewłaściwym człowiekiem na niewłaściwym miejscu”.

Być może mamy do czynienia z typowym dla Emmanuela Macrona szukaniem uwagi i okazji do zaznaczania kluczowej roli w Europie. Z drugiej strony jego aktywność pomogła przełamać marazm wobec kwestii ukraińskiej, który na początku roku zapanował na Zachodzie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.