Jak Polska może ochronić swoje rolnictwo?

GN 10/2024

publikacja 07.03.2024 00:00

O zagrożeniu dla polskiego i europejskiego rolnictwa ze strony światowych korporacji oraz metodach obrony przed tymi działaniami mówi Jan Krzysztof Ardanowski.

Jan Krzysztof Ardanowski jest przewodniczącym Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP. W latach 2018–2020  był ministrem rolnictwa. Jest posłem PiS. Prowadzi własne gospodarstwo rolne. Jan Krzysztof Ardanowski jest przewodniczącym Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP. W latach 2018–2020 był ministrem rolnictwa. Jest posłem PiS. Prowadzi własne gospodarstwo rolne.
Tomasz Gzell /pap

Bogumił Łoziński: Rolnicy domagają się zamknięcia granicy na produkty rolne z Ukrainy, które wypierają z rynku polskie artykuły. Czy to uratuje ich przed bankructwem?

Jan Krzysztof Ardanowski:
Problem z produktami rolnymi z Ukrainy dotyka nas najbardziej, bo jesteśmy blisko, a niekontrolowany import rozregulował nasz rynek. Jednak napływ żywności spoza Unii jest konsekwencją jej polityki. Zielony Ład, będący fragmentem polityki klimatycznej, prowadzi do ograniczania europejskiego rolnictwa, ponoć szkodzącego klimatowi, a żywność niezbędna do wyżywienia mieszkańców UE będzie sprowadzana z krajów pozaunijnych, w szczególności z Ukrainy.

Są działania człowieka, których szkodliwość dla naturalnego środowiska jest bezdyskusyjna, np. wyrzucanie trujących odpadów do rzek.

To jest patologia i głupota, którą oczywiście trzeba wyeliminować. Jednak w polityce klimatycznej nie o to chodzi. Ona twierdzi, że to człowiek niszczy klimat na Ziemi w sposób zasadniczy i decydujący o ociepleniu kuli ziemskiej. Narzucono narrację o destrukcyjnej dla klimatu antropopresji, wręcz nie wolno prezentować innych poglądów, by nie być uznanym za nieuka. Przeciwnicy tezy o niszczycielskiej dla klimatu działalności człowieka twierdzą, że cykliczność zmian klimatycznych na kuli ziemskiej zachodzi od jej początku, że były okresy, w których ludzi nie było, a temperatura rosła albo malała. Dostaje się też zwierzętom, które są obwiniane za ocieplenie klimatu, tymczasem były okresy w przeszłości, gdy np. stada bizonów w Ameryce były większe niż cała populacja bydła na świecie w tej chwili, a ocieplenia wtedy nie było. Unijne instytucje upatrzyły sobie europejskie rolnictwo jako jednego z winnych zanieczyszczenia środowiska i chcą je zniszczyć za pomocą Zielonego Ładu. A przecież Unia zainwestowała biliony euro w ramach wspólnej polityki rolnej. W efekcie powstało nowoczesne, wydajne, produkujące żywność wysokiej jakości rolnictwo europejskie. Jego emisja gazów cieplarnianych w skali kuli ziemskiej wynosi mniej niż jeden procent, około 0,7–0,8 proc., czyli w granicach błędu statystycznego.
 

Unia chce sama zniszczyć rolnictwo w krajach ją tworzących? Przecież to bez sensu.

W polityce klimatycznej jest drugie dno, za którym kryją się interesy wielkiego światowego kapitału. On, za pomocą ideologii klimatycznej, chce zniszczyć konkurencję, jaką jest europejskie rolnictwo, i zająć jego miejsce. Światowy kapitał wymyślił nowy obszar zarabiania przez zmuszenie obywateli do wymiany technologicznej właściwie wszystkiego. Obecna produkcja się „dusi”, już więcej samochodów czy artykułów gospodarstwa domowego nie kupimy, więc jest potrzeba nowych rynków i zbytu na nowe produkty. Łakomym obszarem staje się produkcja i dystrybucja żywności. Korporacje międzynarodowe utworzyły olbrzymie gospodarstwa rolne, np. w Ameryce Południowej, gdzie niszczy się w tym celu dżunglę amazońską. Powstały one w Brazylii, Urugwaju, Paragwaju, także w Australii i Północnej Ameryce. To jest proces, który trwa od lat. Chodzi o to, że ten, kto ma żywność, rządzi społeczeństwami. To nie rządy, nie państwa są suwerenem, tylko ten, kto dysponuje podstawowymi, strategicznymi dobrami, a takimi są żywność oraz energia i w znacznej części świata także woda.

Jaki to ma związek z konfliktem Polski z Ukrainą o produkty rolne?

Takie same ogromne gospodarstwa utworzono na Ukrainie. Światowe korporacje inwestowały w tym kraju po upadku komunizmu, Teraz użytkują tam około połowy czarnoziemów. Wydatki mają małe, bo tam są tania siła robocza i niskie koszty energii. Nie przestrzegają norm środowiska, ponieważ te koncerny korumpują lokalne władze, a nawet decydują o obsadzie stanowisk w nich. Mają też wpływ na polityków rządzących Ukrainą, są powiązane z rodzinami miejscowych oligarchów. Stosują technologię zabronioną przez UE, m.in. pestycydy. Poza tym wykorzystują najnowocześniejszą technikę do wielkiej produkcji. W efekcie te firmy mają olbrzymią produkcję rolną i szukają rynków zbytu. Kiedyś sprzedawały produkty północnej Afryce, Azji, Bliskiemu Wschodowi. Wojna skomplikowała transport do tych miejsc, więc stwierdzono, że najprościej będzie wejść z tym towarem do krajów Unii, bo jest blisko, ceny najwyższe na świecie i pewność transakcji – nikt nie ukradnie. Jednak aby to zrealizować, muszą wyeliminować rolnictwo europejskie. Lobbują więc u władz ukraińskich, co nie jest trudne, gdyż cała klasa polityczna tego państwa ma powiązania z zagranicznym kapitałem. On finansuje ich kampanie wyborcze, a nawet decyduje, jakie prawo jest tworzone w tym kraju. Dlatego prezydent Zełenski tak bardzo zabiega, aby granice Unii były otwarte na ukraińską produkcję rolną.

Dlaczego UE na to się na zgadza?

Te światowe korporacje mają też wpływy w Brukseli.

Co może zrobić Polska, aby ochronić swoje rolnictwo?

Przede wszystkim trzeba zmieniać politykę rolną UE. I to jest podstawowy postulat rolników nie tylko w Polsce, ale w całej Unii, gdzie też ludzie protestują. Rząd polski, a szczególnie premier Tusk, ma ogromną rolę do odegrania, bo przecież wszystkim wmawiał, że jest człowiekiem niezwykle wpływowym w Unii. Rolnicy więc słusznie mówią: „Panie premierze, proszę wykorzystać te ogromnie możliwości do rozwiązania naszych problemów, czyli zmiany paradygmatów polityki rolnej Unii, sprowadzających się praktycznie do zniszczenia europejskiego rolnictwa pod hasłami ochrony klimatu”. Ten proces już trwa, Unia podpisała umowy o wolnym handlu z Ameryką Południową, z Nową Zelandią, trwają rozmowy z Australią, Wspólnota w pełni otworzyła się na żywność z Ukrainy. Przed wojną Ukraina próbowała wejść na unijny rynek wielokrotnie, ale to było reglamentowane w postaci kontyngentów w ilościach, które nie zniszczą rolnictwa europejskiego, oraz za pomocą ceł.

Minister rolnictwa twierdzi, że Unia jest skłonna zawiesić część zapisów Zielonego Ładu.

Powiedział, że UE się nad tym zastanowi. To jest udawanie, że coś chce się rozwiązać. Jednak politycy unijni widzą, że konflikt z rolnikami to nie przelewki, i zaczynają deklarować pewne ustępstwa, ale to jest działanie taktyczne, aby uspokoić strajkujących.

Co nasz rząd, nie czekając na decyzje Unii Europejskiej, powinien natychmiast zrobić z napływem ukraińskiej żywności do Polski?

Niezależnie od strategicznych, kierunkowych decyzji Komisji Europejskiej natychmiast trzeba zamknąć granicę z Ukrainą dla produktów rolnych. Trzeba też rozszerzyć dotychczasowe embargo na inne produkty, które niszczą polskie rolnictwo, inaczej nie da się go uratować. Obecnie mamy nadwyżki zboża, za cztery i pół miesiąca będą żniwa. Do tego czasu ok. 10 mln ton już zgromadzonego zboża polskiego i tego, które sprowadzono z Ukrainy, trzeba wyeksportować. W skali Europy jest to ok. 30 mln ton zboża.

To możliwe?

Niech Komisja Europejska, która doprowadziła do takiej sytuacji, wyasygnuje środki na opłacenie kosztów transportu. Może jako pomoc humanitarną wysłać to zboże do głodujących w Afryce. Może część gorszej jakości, na które nie ma zapotrzebowania, przerobić na energię w biogazowniach czy elektrociepłowniach. Są różne możliwości.

Zgoda na tranzyt przez Polskę ukraińskiej żywności do Europy Zachodniej pomogłaby naszemu rolnictwu?

Wprost przeciwnie. Mimo zapewnień kolejnych ministrów rolnictwa, także z PiS, dotychczas był on nieszczelny, dużo towaru trafiało na polski rynek. Z samym tranzytem wiąże się utrata rynków zbytu. Aż 80 proc. naszego eksportu rolnego trafia do krajów unijnych. Tymczasem teraz jesteśmy wypychani z rynków europejskich przez żywność ukraińską, czyli wielkie koncerny światowe.

Jak byłaby reakcja Komisji Europejskiej, gdybyśmy zamknęli granicę z Ukrainą?

Teoretycznie nie możemy tego zrobić, bo prawo unijne nam zabrania. Ten sam dylemat miał rząd PiS i odważył się, choć zdecydowanie za późno, na wprowadzenie embarga. Teraz musi go rozstrzygnąć obecny rząd. Premier powinien na forum unijnym żądać realizacji postulatów rolniczych. Jeśli nie znajdzie zrozumienia, to nawet wbrew Unii Europejskiej musi podejmować samodzielne decyzje, które będą chroniły polski rynek. Kilka dni temu prezydent Francji pod wpływem rozmów z rolnikami ogłosił, że tamtejsze struktury rolne zostaną w prawie francuskim zadekretowane jako element bezpieczeństwa państwa. Systemy bezpieczeństwa, jego struktura, są w każdym kraju ważniejsze niż decyzje Unii Europejskiej. Warto się zastanowić, czy Polska powinna iść w tym kierunku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.