Patrz na Ukrzyżowanego! Św. Franciszek i męka Chrystusa

Magdalena Dobrzyniak

|

GN 10/2024

publikacja 07.03.2024 00:00

W jego pismach próżno szukać określenia „Ukrzyżowany”. Nie znajdziemy w nich również opisów męki Chrystusa. A jednak dwa lata przed śmiercią Pan naznaczył św. Franciszka cielesnymi śladami swojego cierpienia.

Patrz na Ukrzyżowanego! I pamiętaj, że to On  pierwszy na ciebie spojrzał i nigdy nie przestanie na ciebie patrzeć. Patrz na Ukrzyżowanego! I pamiętaj, że to On pierwszy na ciebie spojrzał i nigdy nie przestanie na ciebie patrzeć.
Henryk Przondziono /Foto Gość

San Damiano i La Verna. Dwa krzyże i dwa spotkania. Początek młodego Jana Bernardone i kulminacja jego doświadczenia duchowego. „Wszystkie dążenia męża Bożego, tak publiczne, jak prywatne, obracały się wokół krzyża Pańskiego i od samego początku jego rycerskiej służby Ukrzyżowanemu rozbłyskały wokół niego różne tajemnice krzyża” – pisał biograf Biedaczyny Tomasz z Celano. – To jedno zdanie pomaga zrozumieć, jakie miejsce zajmuje w życiu św. Franciszka doświadczenie stygmatów – uważa o. Andrzej Zając OFM Conv. Jak dodaje, są one kluczem do interpretacji wszystkiego, co wydarzyło się w historii asyżanina i jego duchowych synów. W ich świetle rozumiemy też, na czym polega istota franciszkańskiej duchowości pasyjnej.

Spojrzenie anioła

Przypomnijmy okoliczności pierwszej w historii Kościoła stygmatyzacji. Jest rok 1224. Minęło kilka miesięcy od urządzenia w Greccio inscenizacji narodzenia Pana Jezusa. Franciszek udaje się na górę La Verna, gdzie trwa na modlitwie i czterdziestodniowym poście ku czci Michała Archanioła. Najprawdopodobniej 14 września rano, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, ukazuje mu się anioł o sześciu skrzydłach, przybity do krzyża. „Gdy święty sługa Najwyższego ujrzał to widzenie, jak najbardziej zadziwił się, ale nie wiedział, co ono miało dlań znaczyć. Bardzo się ucieszył i mocno uradował miłym i łaskawym względem, z jakim Serafin patrzył na niego. Jego piękno było niezwykle urzekające, ale całkowicie przejmowało trwogą jego przybicie do krzyża i udręczenie męką” – relacjonuje Tomasz z Celano. Franciszek był świadomy spojrzenia ukrzyżowanego anioła. Biograf Biedaczyny drobiazgowo opisał też rany, które podczas tego widzenia pojawiły się na jego ciele: przebite ręce i stopy, wielkość i kształt gwoździ kaleczących skórę, krwawiącą bliznę prawego boku, „tak, że po wiele razy jego tunika i spodnie były spryskane świętą krwią”. Bolesne pamiątki męki Zbawiciela święty ukrywał nie tylko przed obcymi, nawet najbliżsi bracia przez długi czas o nich nie wiedzieli.

Na górze La Verna Franciszek po raz pierwszy fizycznie doświadczył śladów tortur krzyża, ale wewnętrzne stygmaty wycisnęły się na jego sercu o wiele wcześniej, na samym początku duchowej drogi, pod krzyżem w San Damiano. Tomasz relacjonuje, że od chwili, gdy Ukrzyżowany spojrzał na niego z miłością i poprosił: „Idź, napraw mój dom, który cały idzie w ruinę”, duszę Franciszka „przebiło współcierpienie z Ukrzyżowanym” i „wycisnęły się wówczas na jego sercu, choć jeszcze nie na ciele, stygmaty czcigodnej Męki”.

Jezusowe cierpienie na krzyżu sprawiało pokornemu bratu mniejszemu ból nie do opisania. Jak opowiadano, wciąż o tym rozmyślał, nie mógł powstrzymać się od łez, „głośno płakał nad męką Chrystusa” i „wzdychaniami napełniał drogi”. Nie dawał się pocieszyć, gdy tylko wspomniał rany Zbawiciela.

Tomasz opisywał różne wydarzenia i cuda związane ze stygmatami Franciszka. – Utkwił mi bardzo w pamięci opis walk, podczas których jeden z wojowników padł, a jego szyja została przebita mieczem. Krwawił, a ludzie nie wiedzieli, co robić. W pewnym momencie zobaczyli, że ten miecz wyskoczył sam z przebitej szyi mężczyzny. Okazało się, że ten człowiek – czciciel św. Franciszka – miał w tym czasie widzenie, podczas którego asyżanin podszedł i wyciągnął z niego miecz – opowiada o. Zając. Jednak od nadzwyczajnych cudów i znaków ważniejsze są szacunek i cześć, jaką naśladowcy Franciszka oddawali wizerunkowi krzyża. Znamienne jest – zwraca uwagę o. Zając – że kojarzący się z franciszkanami i umiłowany przez ich duchowego ojca znak Tau nie zawiera szczegółów męki, jak np. krzyż saletyński, który na poziomej belce ma z jednej strony obcęgi, z drugiej młotek. – Tau nie pokazuje ukrzyżowania w wymiarze fizycznym, tylko zwraca uwagę na owoce męki Chrystusa – podkreśla franciszkanin.

– Ukrzyżowanego w pismach św. Franciszka nie ma. Franciszek ani razu nie używa miana „Ukrzyżowany”. Jest mowa o krzyżu, o ukrzyżowaniu. Oczywiście Franciszek mówił o Jezusie Ukrzyżowanym, bo wokół tajemnicy krzyża koncentrowało się jego życie duchowe, ale próżno tu szukać obrazowych opisów męki – zauważa autor biografii asyskiego brata pt. „Bóg jest piękny”. Dla Franciszka Pismo Święte jest słowem krzyża. Czytał je, by poznawać w nim Pana. Wyznał niegdyś jednemu z braci, że tyle już zajmował się Pismem, iż wystarczy mu go do rozmyślania i rozważania. „Więcej nie potrzebuję, bo wystarczy mi, że wiem, iż Chrystus był ubogi i ukrzyżowany” – miał powiedzieć święty. – To zaś powinno skłonić chrześcijan do zadania sobie takiego samego pytania: do czego prowadzi moje czytanie słowa Bożego? Czy dochodzę dzięki tej lekturze do przekonania, że Chrystus był ubogi i ukrzyżowany? Bo kiedy to zrozumiem, będę mógł powiedzieć, że pojąłem, o co chodzi w Biblii – wskazuje o. Zając.

Trzy modlitwy

O cierpieniu Zbawiciela Franciszek myśli inaczej niż ludzie jego epoki, lubujący się w naturalistycznych szczegółach. W jaki sposób? Tu, jak zachęca franciszkański zakonnik, można wskazać trzy momenty, trzy modlitwy Franciszka związane wprost z krzyżem. Na ich podstawie da się prześledzić jego duchowy rozwój i dojrzewanie wrażliwości pasyjnej.

Pierwsza z nich, zwana modlitwą przed krucyfiksem lub modlitwą w godzinie nawrócenia, została odmówiona przez Franciszka w San Damiano: „Najwyższy, chwalebny Boże, rozjaśnij ciemności mego serca i daj mi, Panie, prawdziwą wiarę, niezachwianą nadzieję i doskonałą miłość, zrozumienie i poznanie, abym wypełniał Twoje święte i prawdziwe posłannictwo”. Druga, zapisana w „Testamencie” umbryjskiego świętego, jest dobrze dziś znana z nabożeństwa Drogi Krzyżowej: „Wielbimy Cię, Panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich, które są na całym świecie, i błogosławimy Tobie, że przez święty krzyż Twój odkupiłeś świat”. Ostatnia powstała na górze La Verna. To modlitwa uwielbienia w odpowiedzi na dar stygmatów. Franciszek, co charakterystyczne, nie zwraca się w niej do Ukrzyżowanego, ale do Boga Ojca. Jemu oddaje cześć, wyznaje miłość i zachwyt nad dziełem zbawienia.

– W pierwszej modlitwie uwydatnia się „ja” Franciszka, który prosi o duchowe dary dla siebie. W drugiej modlitwie jego świadomość się rozszerza, już nie myśli tylko o sobie, myśli o wspólnocie Kościoła i o braciach. W trzeciej modlitwie znika „ja” Franciszka i „my” wspólnoty. Jest już tylko „Ty” Boga Ojca – wyjaśnia duchową drogę Biedaczyny o. Zając. – Franciszek odkrywa, że najbardziej jest, gdy jest wobec Boga, który nadaje sens jego życiu. Nie zajmuje się sobą ani nikim innym, tylko Bogiem Ojcem – dodaje.

Dowód miłości

W duchowości krzyża św. Franciszka z Asyżu ważny jest jeszcze jeden aspekt. – Kiedy mówi on o męce, śmierci i krzyżu Chrystusa, to zawsze widzimy w tym relację Syna do Ojca – podkreśla o. Andrzej Zając. Przykład? Modlitwa Jezusa w Ogrójcu, w której święty dostrzegał przede wszystkim wolę Ojca oddającego ukochanego Syna, aby Ten „ofiarował się na ołtarzu krzyża nie za siebie, zostawiając nam przykład, abyśmy szli Jego śladami”. – Warto zwrócić uwagę na dwie relacje: Jezusa do Ojca, a potem Jezusa do nas. Zbawiciel przecież cierpiał na krzyżu ze względu na nas, więcej – to nam zostawił przykład, jak mamy Go naśladować. Męka Chrystusa jest też ostatecznym argumentem dla postępowania braci – komentuje zakonnik.

Święty Franciszek w swoich „Napomnieniach” pokazuje nie tylko wzniosłość i godność człowieczeństwa, ale też jego aspekt negatywny, upadek natury ludzkiej. „Nawet złe duchy nie ukrzyżowały Go, lecz to ty wraz z nimi ukrzyżowałeś Go i krzyżujesz Go nadal przez upodobanie w wadach i grzechach” – wskazuje braciom. Natomiast osobiste krzyże, dźwigane na ziemi przez każdego człowieka, wiąże z krzyżem Chrystusa – Dobrego Pasterza, który poniósł mękę krzyżową dla zbawienia swoich owiec.

– Jaki jest powód, byśmy miłowali nieprzyjaciół? – pyta dalej za św. Franciszkiem jego duchowy syn. – Bo Pan nasz, Jezus Chrystus, którego śladami mamy postępować, swojego zdrajcę nazwał przyjacielem – odpowiada. Dla Franciszka Ukrzyżowany jest jednak przede wszystkim punktem odniesienia, wzorem postawy godnej dzieci Bożych. To dlatego nie skupia się on na poszczególnych elementach męki i ukrzyżowania, ale koncentruje uwagę na miłości, która objawia się w krzyżu. Patrzy na wydarzenie zbawcze, nie na okropieństwa męki i udręk znoszonych przez Syna Bożego. – Duchowość franciszkańska wielu ludziom kojarzy się z duchowością pasyjną. I słusznie, ale nie jest to duchowość cierpiętnicza, zawsze przebija z niej miłość Boga, która nas zbawia.

Śmierć, która jest życiem

Papież Franciszek, najbardziej franciszkański spośród jezuitów, zastanawiał się kiedyś w Asyżu, skąd zaczęła się droga jego patrona ku Chrystusowi. „Wychodzi ona od spojrzenia Jezusa na krzyżu: pozwolić, aby On na nas patrzył w chwili, kiedy oddaje za nas swoje życie i pociąga nas do siebie” – mówił. Takiego spojrzenia doświadczył Franciszek zarówno w San Damiano, jak i na górze La Verna. Ukrzyżowany, który patrzy z miłością na pokornego brata mniejszego z Asyżu, nie jest martwy, lecz żywy. „Ukrzyżowany nie mówi nam o porażce, o niepowodzeniu. Paradoksalnie mówi nam o śmierci, która jest życiem, która rodzi życie, ponieważ mówi nam o miłości, ponieważ jest miłością Boga Wcielonego, a miłość nie umiera, wręcz przeciwnie – zwycięża zło i śmierć” – podkreślał papież, dodając, że człowiek, który pozwala, by spojrzał na niego ukrzyżowany Jezus, zostanie stworzony na nowo. „Stąd wynika wszystko – jest to doświadczenie łaski, która przemienia, doświadczenie bycia kochanym bez zasługi, choć jesteśmy grzesznikami” – stwierdził.

„Patrz na Ukrzyżowanego” – to wezwanie wypełniło się w historii Franciszka, pierwszego stygmatyka w Kościele katolickim, ale jest skierowane do chrześcijan wszystkich czasów. – Warto pamiętać, o czym mówi życie Biedaczyny, że to On pierwszy na nas spojrzał i nigdy nie przestanie na nas patrzeć – podsumowuje o. Andrzej Zając.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.