Amerykański masaż pleców

Jacek Dziedzina

|

26.05.2011 23:31 GN 21/2011

publikacja 26.05.2011 23:31

Polska nie jest i nie będzie strategicznym partnerem dla USA. Nie zmieni tego również pierwsza wizyta Baracka Obamy w naszym kraju. Niezależnie od tego, ile razy poklepie po plecach polskiego premiera i prezydenta.

Amerykański masaż pleców Niesymetryczność jest wpisana w istotę naszych relacji. Ale wejście w bliską kooperację z USA, która bę-dzie miała i aspekt wojskowy, i gospodarczy, będzie propozycją, do której trzeba się porządnie przyłożyć – mówi Paweł Kowal. pap/EPA/CHIP SOMODEVILLA

Na co najmniej dwa dni media w Polsce mają zapewniony temat numer jeden. I słusznie, bo rozpoczynająca się 27 maja wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych jest niewątpliwie jednym z najważniejszych wydarzeń politycznych tego roku. Tym bardziej że Barack Obama weźmie udział w odbywającym się w tym samym czasie w Warszawie szczycie przywódców państw Europy Środkowowschodniej. Ważne jednak jest
to, by utrzymane zazwyczaj w formie teledysku przekazy telewizyjne (niekryjące uniżonego podziwu dla splendoru władzy prezydenta USA) nie przysłoniły pytań o konkrety: kim właściwie jesteśmy dla Amerykanów – strategicznym partnerem, pionkiem w globalnej grze czy mało znaczącym przystankiem w podróży po Europie? To nie gala oscarowa, tylko twarda polityka.

Odfajkować Europę
Po zmianie sterów w Białym Domu w 2008 roku nowa amerykańska administracja nie kryła, że zamierza prowadzić bardziej zdystansowaną politykę w naszej części Europy niż ekipa Georga W. Busha. Pierwszym sygnałem było stopniowe wycofywanie się z projektu tarczy antyrakietowej, której elementy miały stacjonować m.in. w Polsce. Ponadto Barack Obama nie znalazł do tej pory czasu, by odwiedzić Polskę, choć w Europie bywał. Takie uniki w dyplomacji mają duże znaczenie. Szansa pojawiła się rok temu, gdy deklarował gotowość przylotu na pogrzeb Lecha i Marii Kaczyńskich (w końcu, jak pamiętamy, do wizyty nie doszło z powodu chaosu lotniczego spowodowanego wybuchem wulkanu). Co sprawiło, że tym razem Polska znalazła się na mapie podróży po Europie? – Głównym celem tej wizyty jest polepszenie stosunków polsko--amerykańskich i, szerzej, relacji Ameryki z całą Europą Centralną – mówi GN prof. Jakub Grygiel, wykładowca w School of Advanced International Studies na Johns Hopkins University w Waszyngtonie. – Te relacje w ciągu ostatnich dwóch lat pogorszyły się z dwóch powodów. Po pierwsze administracja Obamy nadała większy priorytet relacjom z Rosją. Po drugie Waszyngton jest w ogóle bardziej skupiony na Azji (zwłaszcza na Chinach) i Bliskim Wschodzie. Europa nie jest już postrzegana jako pierwszorzędny obszar amerykańskich interesów czy problemów związanych z bezpieczeństwem – mówi otwarcie Grygiel. I zaraz dodaje: – Na nieszczęście dla Polski i Europy Centralnej żadna z tych dwóch przyczyn nie zmieniła się. Owszem, retoryka i ogólna atmosfera w relacjach między USA a Polską i innymi krajami regionu mogą ulec ociepleniu, ale warunki pozostają te same.

Ostrożnymi optymistami są także polscy amerykaniści. – To nie jest tak, że Obama przyjeżdża tylko do Polski, bo to jednak wizyta z okazji szczytu państw Europy Środkowowschodniej – mówi w rozmowie z GN prof. Zbigniew Lewicki z Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. – Ponieważ był krytykowany za to, że odwraca się od Europy i ponieważ okazało się, że szukanie bliskich sojuszników gdzie indziej nie do końca wypaliło, Obama chce pokazać, że o Europie nie zapomniał. I korzysta z okazji, żeby za jednym razem „odfajkować” spotkanie ze wszystkimi przywódcami tej części kontynentu. Ja bym tego zatem nie traktował w sensie ścisłym jako rewizyty Obamy po wizycie Komorowskiego w USA – dodaje Lewicki.

Podobnie uważa dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog z międzynarodowej Uczelni Vistula. – Obama odwiedza Polskę w trzecim roku swojej kadencji, więc nie jest to manifestacja priorytetu dawanego Polsce – mówi „Gościowi Niedzielnemu”. – Zresztą, właściwie każdy prezydent USA przynajmniej raz odwiedza Polskę, a więc co kilka lat mamy wizytę aktualnego lokatora Białego Domu – dodaje Kostrzewa-Zorbas. Bardziej optymistycznie nastawiony jest dr Paweł Kowal, europoseł PJN. – Koncepcja obecności Ameryki w tej części Europy i bliższe relacje z Polską to stara koncepcja. I Ameryka najwyraźniej wraca do tego kodu współpracy z Europą Środkową – uważa Kowal.

USA–PL na gazie
Trudno oprzeć się wrażeniu, że powodem ponownego zwiększenia zainteresowania Ameryki Polską są coraz bardziej optymistyczne informacje dotyczące złóż gazu łupkowego w naszym kraju. Amerykańskie firmy już otrzymały koncesje na poszukiwania, a jeśli badania potwierdzą prognozy, będziemy potrzebować również amerykańskich technologii wydobywczych. – Ten temat na pewno przyczynił się do zaplanowania tej wizyty – uważa dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas. – W tym zakresie Polska jest ważna dla Stanów co najmniej z dwóch powodów: amerykańskie przedsiębiorstwa gazowe będą miały szerokie pole do działań, a poza tym jako eksporter gazu możemy zmienić układ sił energetycznych w Europie na korzyść Zachodu – twierdzi amerykanista. – Bez wątpienia tym, co zawsze napędza relacje USA z innymi krajami, są kwestie gospodarcze – przyznaje również Paweł Kowal. – Fakt, że u nas znaleziono duże złoża gazu łupkowego, powoduje, że jesteśmy w polu zainteresowania kraju, który dysponuje technologią wydobywczą – dodaje europoseł.

Trudno jednak oczekiwać, by wizyta Obamy wiązała się z podpisaniem jakichś kolejnych umów dotyczących gazu łupkowego. Po pierwsze trwają jeszcze poszukiwania, po drugie – umowy podpisują konkretne firmy, a nie prezydenci (choć Obama, jako jednoosobowa władza wykonawcza, spotka się także z premierem). To zresztą odbywa się zazwyczaj na poziomie firm, a nie rządów, choć rządy mogą swoje firmy promować. – Nas naprawdę interesuje zapobieżenie, wspólnie z Amerykanami, ewidentnej akcji Gazpromu, który próbuje zdezawuować metody wydobycia gazu łupkowego – uważa prof. Zbigniew Lewicki. – Ważne jest, żeby nie ulec presji ze strony agentów Gazpromu – dodaje. – Przeciwnicy gazu łupkowego będą próbowali przedstawiać Polskę jako jakąś kolonię, która będzie eksploatowana przez USA – przyznaje Paweł Kowal.

Będzie bezpieczniej?
W czasie wizyty Baracka Obamy w Polsce spodziewane jest za to podpisanie umowy o przeniesieniu z Aviano we Włoszech do Łask w Polsce bazy amerykańskich F-16. No właśnie, tak naprawdę nikt z rządu nie chce tego oficjalnie potwierdzić, natomiast mnożą się spekulacje prasowe: jedni piszą o przeniesieniu jednego dywizjonu, inni całego skrzydła (czyli dwóch dywizjonów). Pojawiają się informacje o stałym bądź czasowym stacjonowaniu F-16 oraz Herkulesów (samolotów transportowych) i, co dla Polski najważniejsze, amerykańskich żołnierzy. W Ministerstwie Obrony Narodowej powiedziano nam niewiele: – Rozmowy ze stroną amerykańską trwają – rzecznik MON Janusz Sejmej używa standardowej formułki. – Nie mogę potwierdzić ani też zaprzeczyć, że umowa będzie podpisana w trakcie wizyty, różnie bywa z negocjacjami – dodaje. Z kolei prof. Jakub Grygiel z Waszyngtonu przyznaje, że Amerykanie mogliby umieścić u nas F-16, ale tylko rotacyjnie. – To wzmocniłoby zobowiązania Ameryki dotyczące bezpieczeństwa Europy i w szczególności Polski, ale to i tak niewiele zmieniłoby geopolityczne uwarunkowania i zainteresowania USA – twierdzi Grygiel.

To tylko potwierdza, że szum, jaki wytworzył się wokół nieznanej jeszcze nikomu umowy, i tak jest mocno przesadzony. Umieszczenie u nas jakiejkolwiek stałej instalacji amerykańskiej (a to nie jest pewne) byłoby tylko próbą dogonienia innych krajów NATO. – Jesteśmy członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego od 
12 lat i dotąd nie mamy u siebie żadnej instalacji natowskiej, które wiele krajów już ma – mówi prof. Lewicki. – To by było dopiero pełne członkostwo w NATO. Oczywiście, nie jesteśmy strategicznie położeni, jak chociażby Rumunia, poza tym jest Rosja, więc NATO i USA do końca nie miały przekonania do umieszczania czegokolwiek u nas. Baza F-16 w Polsce nie będzie zatem ani tylko symboliczna, ani też specjalnie rewolucyjna – dodaje amerykanista z UW i UKSW. Paweł Kowal: – Trzeba na to patrzeć jak na interes do zrobienia. Dla Polski wejście w bliską kooperację ze Stanami, która będzie miała i aspekt wojskowy, i gospodarczy, będzie propozycją, do której trzeba się porządnie przyłożyć, bo prawdopodobnie taka okazja nie zdarzyła się nam w ostatnich latach.

F-16 zamiast Patriotów?
Dużo bardziej sceptyczny jest dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas. Jego zdaniem, F-16 to kiepska próba przykrycia stopniowego, nieoficjalnego wycofywania się Amerykanów z umieszczania w Polsce amerykańskich Patriotów. – Jeśli F-16 będą tu rotacyjnie, to będziemy mieli z tego umiarkowaną korzyść strategiczną. To najsłabsza z możliwych forma obecności wojskowej amerykańskiej w Polsce, bo nie daje gwarancji reakcji amerykańskiej na ewentualne zagrożenie – mówi w rozmowie z GN. – Media w ogóle nie zwracają uwagi na fakt, że F-16 i Herkulesy (o jednych i drugich rozmawiali w grudniu 2010 r. w Waszyngtonie prezydenci Komorowski i Obama – przyp. J. Dz.) mają zastąpić Patrioty – twierdzi amerykanista Uczelni Vistula. – Przecież według wcześniejszych umów, w Polsce miały stacjonować najpierw amerykańskie Patrioty, a potem Polska miała stać się ich właścicielem. A to by oznaczało co najmniej dwie istotne różnice na plus w stosunku do F-16 – ciągnie temat Kostrzewa-Zorbas. – Po pierwsze Patrioty pozwalałyby przynajmniej na częściową obronę antyrakietową terytorium Polski. Po drugie byłyby to polskie Patrioty, tzn. choć wyprodukowane w USA, to będące polską własnością i znajdujące się tylko pod polskimi rozkazami. F-16 będą amerykańskie pod każdym względem, będą reagować na rozkazy amerykańskie, ewentualnie NATO, ale zawsze za zgodą Amerykanów. Nie oznacza to zatem wzmocnienia polskiej obrony powietrznej i wprowadzenia jakiegoś elementu obrony antyrakietowej, ponieważ samoloty do tego się nie nadają, trzeba mieć antyrakiety. Dla Polski zaprzestanie programu wprowadzania Patriotów do Polski jest dużą stratą, dużym osłabieniem perspektyw polskiego bezpieczeństwa, i żadne amerykańskie F-16 od czasu do czasu przylatujące do nas tego nie zrekompensują – dodaje politolog. Twierdzi, że Patrioty umarły cichą śmiercią, bo przyjeżdżały cały czas tylko wersje szkoleniowe, bez pełnej gotowości bojowej.

Czy tak jest rzeczywiście? Rzecznik MON zaprzecza. – Patrioty w latach 2011–2012 będą rotowane tak jak do tej pory, czyli jeden miesiąc w każdym kwartale spędzą w Polsce – mówi GN Janusz Sejmej. – Bateria jest zarówno uzbrojona, jak i nieuzbrojona. Nie mogę powiedzieć, która jest edukacyjna, a która uzbrojona, ale powiem tylko, że częściej jest uzbrojona niż nieuzbrojona – mówi rzecznik MON. Nie chce jednak ujawniać, gdzie i kiedy takie baterie pojawiają się w Polsce. To tylko może mnożyć spekulacje co do ewentualnego, stopniowego wycofania się Amerykanów z umowy.

Flip i Flap
Przy każdej niemal okazji i polscy, i amerykańscy politycy lubią podkreślać „strategiczną przyjaźń” obu krajów. Przypieczętowaniem przyjaźni ma być serdeczne poklepywanie Polaków po plecach. Tymczasem nie tylko podnoszona już do znudzenia poniżająca sprawa wiz każe spojrzeć na to bardziej trzeźwo. – Nie jesteśmy, niestety, strategicznym partnerem dla USA w Europie – uważa Kostrzewa-Zorbas. – Stany nie przyjęły takiej oferty wysuwanej wielokrotnie przez różne rządy i różnych prezydentów Polski. Amerykanie nie odrzucili oferty wprost, ale w dyplomacji milczenie jest równie wymowną odpowiedzią – dodaje. Nie przekonuje go także zaangażowanie Polski w wojnę w Iraku i w Afganistanie. – Polski udział w Iraku był jednostronny, z naszej woli, nic jednak nie uzyskaliśmy w zamian. A w przypadku Afganistanu z czasem zrobiła się z tego operacja NATO, w której uczestniczy wiele krajów. Amerykanie widzą to głównie jako formę polskiej aktywności wewnątrz NATO, a nie wkład w dwustronne stosunki – mówi. Paweł Kowal próbuje rozumieć „niewdzięczną” postawę Stanów. – Polska nie jest partnerem Ameryki w skali światowej, ta niesymetryczność jest wpisana w istotę naszych relacji. Jak się jednak spojrzy na nasze sojusze w XX wieku, to sojusz z USA wygląda na najbardziej efektywny. Dużo bardziej niż z Francją i Niemcami – uważa europoseł. Pierwsza wizyta Baracka Obamy z pewnością nie przyniesie pełnej odpowiedzi, jak to z tym sojuszem naprawdę jest. Poklepywanie po plecach będzie z pewnością świetnym masażem i wsparciem przed wyborami dla naszych polityków. Ale nie to jest wyznacznikiem miejsca, jakie obecnie zajmuje Polska w amerykańskiej geopolityce.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.