Eugeniusz Gosiewski o Żołnierzach Wyklętych: Nie można z nich zrobić ani bandytów, ani świętych

Karol Białkowski Karol Białkowski

|

Gość Niedzielny

publikacja 01.03.2024 07:00

O tym, że ukrywania się przez Żołnierzy Wyklętych w lasach z bronią w ręku nie było wyborem, a przymusem mówi Eugeniusz Gosiewski ze Stowarzyszenia Odra-Niemen.

Karol Białkowski: Czy musiało się to wszystko skończyć w lesie?

Eugeniusz Gosiewski:
Oczywiście, że nie musiało, bo historia zawsze może mieć różne finały. Żołnierze II Konspiracji skończyli w lesie, bo polityka komunistycznych władz zakładała całkowite zniszczenie tego ruchu wolnościowego. Należy pamiętać, że wszystkie kolejne decyzje amnestyjne ogłaszane przez władze PRL były zwykłym oszustwem, które miało wywabić żołnierzy z lasu. Dziś wiemy, że oni później i tak mieli trafić w ręce Służby Bezpieczeństwa. Mogło się to wszystko skończyć inaczej, ale tylko w przypadku, gdyby komuniści założyli inny scenariusz.

Rozumiem, że prawdziwe zamiary władz PRL szybko wyszły na jaw?

Ci, którzy się ujawnili natychmiast po przejęciu władzy przez komunistów, trafili do więzień. Wieść się rozeszła błyskawicznie. Oczywiście nie jest też tak, że wszyscy zdecydowali się na udział w partyzantce. Mój ojciec też był żołnierzem Armii Krajowej i przez wiele lat po wojnie uciekał przed ewentualnym aresztowaniem po całej Polsce. Co jakiś czas zmieniał miejsca pobytu, by nie można było go znaleźć. Miał świadomość co go może czekać, bo wcześniej zatrzymano jego brata i kuzyna. Mojemu tacie się udało, ale było też wielu, którzy zostali złapani. Patrząc na powojenne realia z całą pewnością można powiedzieć, że zwłaszcza młodzi żołnierze chcieli ułożyć sobie życie w powojennej rzeczywistości – iść do szkoły, założyć rodzinę, żyć w pokoju. Niestety większości nie było to dane. Okazywało się, że komunistyczna władza nie zapomina i nie wybacza. Jedyną szansą na uniknięcie długoletniego więzienia, a być może także wyroku śmierci była dalsza partyzantka. To była w większości przypadków decyzja wymuszona. Pod tym względem to bardzo tragiczny moment w naszej historii. Trochę inaczej było z niektórymi dowódcami. Przykładem może być płk Władysław Liniarski, ostatni dowódca Białostockiego Okręgu AK, który podjął świadomą decyzję, by oddziały mu podległe nie składały broni. Nie ufał komunistom i uważał, że trzeba być gotowym do walki zbrojnej.

Były jednak grupy, które zakładały – przynajmniej na początku – przede wszystkim walkę polityczną. Dlaczego się nie udało?

Trzeba pamiętać, że już akcja „Burza” była próbą przygotowania się na sytuację wkraczania na polskie ziemie Armii Czerwonej. Armia Krajowa miała wywoływać powstania i wyrzucać Niemców, a potem przyjmować sowieckich żołnierzy jako gospodarze. Jednak już wtedy dowódcy AK przekonali się, że planu nie udaje się zrealizować, bo nawet jeśli walczyli razem z Sowietami wyzwalając kolejne miejscowości, to chwilę później byli aresztowani i wysyłani w głąb Związku Radzieckiego. Dlatego przygotowywano kolejne strategie. Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość początkowo zamierzało środkami politycznymi nie dopuścić do zwycięstwa komunistów w wyborach w 1947 roku. Nie zakładało też trwania w zbrojnym oporze, ale chciało przygotowywać kadry w oczekiwaniu na kolejny konflikt Wschodu z Zachodem. Liczyli po prostu na wybuch III wojny światowej. Były tam szczere chęci, by ukrywający się żołnierze mogli się ujawnić. Gdy okazało się to niemożliwe, zmienił się charakter organizacji z cywilnego na zbrojny. Trzeba też pamiętać, iż oficerowie składali przysięgę, że będą walczyć dopóki Polska nie będzie wolna, a pod komunistycznymi rządami tej wolności po prostu nie było. Z czasem jednak dowódcy mieli coraz większą świadomość, że nic nie uda się wygrać. Nie chcieli decydować o życiu młodych chłopaków, którzy przy nich trwali. Jedyną szansą na ocalenie była ucieczka.

Kościół w swoim oficjalnym stanowisku wyrażonym w porozumieniu z rządem PRL w 1950 roku zobowiązał się do zwalczania „band podziemia”. To jednak nie jest pełny obraz sytuacji. Jak to się stało, że jednak leśne oddziały mogły liczyć na wsparcie duchownych?

Trzeba zrozumieć postępowanie hierarchii Kościoła. Biskupi byli pod ogromną presją władzy i przez porozumienie ratowali możliwość funkcjonowania i prowadzenia duszpasterstwa w nowej, nieprzyjaznej im rzeczywistości. Natomiast rząd przez ten dokument w pewien sposób otrzymał poparcie dla zachodzących w państwie zmian. Trzeba zwrócić jednak uwagę na fakty. Wystarczy wspomnieć postać abp. Antoniego Baraniaka, który spędził w katowni UB w Warszawie ponad dwa lata. Zarzucano mu pośredniczenie w kontaktach prymasa Hlonda z podziemiem niepodległościowym, a po wielogodzinnych przesłuchaniach uciekano się do tortur. Nie dał się złamać. To jeden z przykładów, że Kościół mimo porozumienia, trwał również przy żołnierzach ukrywających się w lasach. Wśród tych oddziałów było przecież również wielu kapłanów.

Eugeniusz Gosiewski o Żołnierzach Wyklętych: Nie można z nich zrobić ani bandytów, ani świętych   Żołnierze 5 Wileńskiej Brygady AK. Od lewej: ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, por. Marian Pluciński „Mścisław”, mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, wachm. Jerzy Lejkowski „Szpagat”, por. Zdzisław Badocha „Żelazny”

Jak dzisiaj możemy ocenić postawę i wybory Żołnierzy Wyklętych?

Jako całość ruch II konspiracji pokazuje nam, że byli tacy, którzy nie przestali walczyć o naszą wolność, mimo beznadziei swojej sytuacji. Być może dzięki temu przetrwaliśmy, a ideały, którymi żyli sprawiły, że możliwe były np. wydarzenia czerwca '56, czy powstanie ruchu solidarnościowego lat 80. XX w. Możemy się cieszyć, że komunistom nie udało się ich bezpowrotnie schować dla historii. A kto wie czy by się tak nie stało, gdyby Polska odzyskała suwerenność nie w 1989 roku, gdy żyli jeszcze niektórzy żołnierze II konspiracji, a trzydzieści lat później. W każdym razie wyjątkowych życiorysów nie brakuje, a takie postaci jak Witold Pilecki czy Danuta Siedzikówna „Inka” są tego najlepszym przykładem. Oczywiście w tej ogromnej grupie żołnierzy byli również tacy, których nie możemy uznać za bohaterów. Ocenę zostawiłbym jednak historykom badającym ich życiorysy. Pamiętam jak przygotowywaliśmy wiele lat temu marsze upamiętniające Żołnierzy Wyklętych. Po jakimś czasie pochowaliśmy portrety niektórych z nich, bo uznaliśmy, że nie są godni, aby ich czcić.

To na tych sztandarowych przykładach powinniśmy budować współczesny patriotyzm?

Odpowiedź nie jest łatwa. W każdej grupie jest tak, że zaledwie kilka procent ludzi angażuje się w sprawy społeczne, a reszta przygląda się temu z boku. Budujmy zatem tych „kilka procent” na postawach żołnierzy niezłomnych. Wspomniałem już o „Solidarności”. Myślę, że warto zwrócić również uwagę, że ci, którzy przeżyli z tego pokolenia „wyklętych”, włączyli się potem w jej tworzenie. To generacja, która walki o wolność nie porzuciła nigdy. Polskę nosili w sercu. To dla nas piękny przykład.

Jak dziś mówić uczciwie o żołnierzach wyklętych?

Aby dotrzeć zwłaszcza do młodego człowieka trzeba mówić językiem, który do niego przemawia. Na pewno nie wystarczą lekcje historii i podręczniki. Trzeba robić dobre filmy, teledyski, piosenki i korzystać z kanałów przekazu, których młodzi używają. Na pewno mamy też już pewne efekty. Trudno bowiem dziś znaleźć kogoś, kto nigdy nie słyszał o Żołnierzach Wyklętych. Wydaje się, że ocaliliśmy ich od niepamięci, choć pewnie wiedza o nich wciąż jest bardzo niewielka. Musimy też pamiętać, że nasz przekaz musi być mądry. Nie można z nich zrobić ani bandytów, ani świętych, bo nikt nie jest jednowymiarowy. Tylko poznając ich prawdziwe oblicze możemy próbować zrozumieć czym się kierowali i dlaczego dokonywali takich, a nie innych wyborów. Tylko prawda jest ciekawa, a nią pomagają nam odkrywać historycy analizując poszczególne życiorysy.

__________

Eugeniusz Gosiewski  jeden z założycieli, a obecnie rzecznik prasowy Stowarzyszenia Odra-Niemen, którego głównym celem jest rozwijanie inicjatyw i projektów kresowych, polonijnych, historycznych i edukacyjnych. Jednym z obszarów, w których działa organizacja jest przywracanie pamięci historycznej o Żołnierzach Wyklętych poprzez projekty edukacyjne, wydawnicze, inicjatywy historyczne, zadania kulturalne.

Eugeniusz Gosiewski o Żołnierzach Wyklętych: Nie można z nich zrobić ani bandytów, ani świętych   Eugeniusz Gosiewski. Karol Białkowski /Foto Gość

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.