Saga rodu Pawlaków. Artur Żmijewski zmierzył się z legendą polskiego kina

Edward Kabiesz

|

GN 09/2024

publikacja 29.02.2024 00:00

Wymuszona politycznymi uwarunkowaniami narracja „Samych swoich” widzom nie przeszkadzała. Wiedzieli, o co chodzi. Prequel, mimo braku tych uwarunkowań, raczej widzów nie porwie.

	Pierwszoplanowym bohaterem filmu Żmijewskiego jest Pawlak (Adam Bobik), natomiast postać Kargula (z lewej, Karol Dziuba) pozostaje w cieniu. Pierwszoplanowym bohaterem filmu Żmijewskiego jest Pawlak (Adam Bobik), natomiast postać Kargula (z lewej, Karol Dziuba) pozostaje w cieniu.
Next Film

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że światowe kino popularne karmi się obecnie remake’ami, sequelami i prequelami w stopniu dotąd nieznanym. Tym śladem powoli zmierzają też polscy filmowcy, czego przykładem chociażby „Kogel-mogel”, który doczekał się już czterech kontynuacji coraz gorszej jakości. Właściwie jedynym udanym filmowym powrotem do przeszłości okazała się nowa ekranizacja „Znachora” Michała Gazdy. Powód realizacji remake’ów czy kontynuacji jest oczywisty. Ich twórcy pragną najczęściej zdyskontować komercyjny sukces oryginału, co jednak rzadko się zdarza.

Wydaje się, że w przypadku filmu Artura Żmijewskiego „Sami swoi. Początek” jest podobnie. Pomysł zresztą był ambitny, bo dużej odwagi wymagała decyzja reżysera, by zmierzyć się z legendą polskiego kina, jaką była filmowa saga o Pawlakach i Kargulach w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego. „Sami swoi”, pierwszy film cyklu miał premierę w 1967 r., dwa kolejne –„Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć” – powstały w latach 70. XX w., bijąc rekordy popularności. Każdy z tych filmów obejrzało około 9 milionów osób, a i dzisiaj cieszą się znacznym zainteresowaniem telewidzów i użytkowników platform streamingowych.

Trylogia optymistyczna

Jednak pierwszy i zarazem najlepszy film cyklu nie od razu zdobył publiczność, która doceniła go dopiero z czasem. Po kilku latach zyski z biletów dwudziestokrotnie przekroczyły koszt jego produkcji, a odtwórcom postaci pierwszoplanowych, Wacławowi Kowalskiemu, który wcześniej grał w filmach niewielkie role, i Władysławowi Hańczy, przyniosła ogromną popularność. Niewielu widzów wie, że w „Samych swoich” Kargul nie mówi głosem Hańczy. Sylwester Chęciński wspominał, że kiedy wahał się nad koncepcją sposobu dialogów, Wacław Kowalski przekonał go do dialektu. „On, niegdyś nauczyciel na Kresach, świetnie znał tamten język, jego muzykę i zaśpiewy. Władysław Hańcza nie mógł opanować tego w czasie kręcenia filmu. Nie wiedziałem, jak mu powiedzieć, że będę musiał podłożyć cudzy głos, bo nie chciałem go urazić… Gdy nagrywaliśmy tzw. postsynchrony, Hańcza się rozchorował. Dialogi Kargula przejął… Bolesław Płotnicki” – wyjaśniał reżyser. W kolejnych filmach cyklu Kargul przemówił już głosem Hańczy, który popracował nad dialektem i doskonale go opanował.

W „Samych swoich” rodziny Pawlaków i Kargulów niezależnie od siebie po zakończeniu II wojny światowej przyjeżdżają z całym dobytkiem na Ziemie Zachodnie, gdzie otrzymują poniemieckie gospodarstwo. Ich konflikt, rodem z „Zemsty” Fredry, tyle że chodzi w nim o miedzę, krowę i ziemię, którą Kargul zaorał o trzy palce za daleko w stronę ziemi Pawlaków, dotarł tu wraz nimi. Z czasem, mimo zadawnionych urazów i sporów, adaptują się do nowych realiów. Film powstał w czasie, kiedy nie można było otwarcie mówić o przyczynach, jakie stały za masowym exodusem Polaków z Kresów Wschodnich. Z filmu dowiadujemy się m.in., że obie rodziny bez oporów, a nawet z entuzjazmem, może z wyjątkiem matki Pawlaka, udają się w nieznane. Znalazła się w nim nawet scena, w której Pawlak zmienia propagandowe hasło tzw. referendum ludowego z 1946 roku z „3 razy tak” na „3 razy nie”, ale zmiana ta nie była wyrazem buntu przeciw władzy, lecz wynikiem prywatnego konfliktu. Jednak widzowie doskonale wiedzieli, o co chodzi, i ta wymuszona politycznymi uwarunkowaniami narracja widzom nie przeszkadzała. Publiczność przyciągały żywe, potoczyste dialogi i znakomite kreacje aktorskie. Popularność filmu sprawiła, że w 2000 roku powstała jego koloryzowana wersja.

Z kolei druga część cyklu, „Nie ma mocnych”, rozgrywająca się w epoce Gierka jest bardziej zideologizowana, pojawia się tu też kwestia religii. Narzeczony wnuczki Kargula i Pawlaka nie chce wziąć ślubu kościelnego, co budzi opór Pawlaka, choć raczej nie jest on człowiekiem głębokiej wiary. Ostatecznie zostaje przekonany, ale cała ta scena wydaje się żenująca. W ostatniej część trylogii, „Kochaj albo rzuć”, bohaterowie trafiają do Stanów Zjednoczonych, gdzie udowadniają, że Polak wszędzie sobie poradzi, a PRL jest równorzędnym partnerem Zachodu.

Raj utracony

Akcja „Samych swoich. Początek” cofa się w czasie o kilkadziesiąt lat od wydarzeń rozgrywających się w pierwszym filmie Chęcińskiego. Cała fabuła toczy się w rodzinnych stronach bohatera, we wsi Krużewniki na Ukrainie, i koncentruje przede wszystkim na osobie Pawlaka, bo Kargul, który w „Samych swoich” był pełnokrwistą i dynamiczną postacią, pozostaje gdzieś w cieniu, właściwie niczego się o nim nie dowiadujemy. Początek filmu przedstawia dzieciństwo Pawlaka i genezę konfliktu z Kargulem. Kargul, co już wiemy z filmu Chęcińskiego, zostaje zraniony kosą przez Janka, starszego brata Kazimierza, i w efekcie napastnik musi uciekać do Stanów Zjednoczonych. Śledzimy kilka epizodów z lat szkolnych Pawlaka, jego romanse rodem z melodramatu, których rozwiązanie może zaskoczyć widza brakiem logiki, a następnie epizody wojenne, czyli zajęcie tych terenów przez bolszewików, Niemców i znowu Rosjan.

Chociaż film w założeniach twórców miał być komedią obyczajową, komedii w nim jak na lekarstwo. Jest to raczej gatunkowa hybryda. Znajdziemy tu trochę mało zabawnych scen rodem ze slapstickowej komedii, szczególnie w pierwszej części, a także garść melodramatu, kina obyczajowego i wojennego, a nawet wątek związany z Holokaustem w czasie okupacji Kresów przez Niemców. Ilość wątków, a także przeskoki czasowe w narracji nie przysłużyły się filmowi. Jest niespójny, pojawia się w nim wiele różnych postaci granych przez znanych aktorów, ale większość z nich nie odgrywa w filmie żadnej roli, można byłoby się bez nich spokojnie obyć. O ile pierwszą część filmu można określić jako niezbyt zabawną i nużącą komedię, druga, w której pokazano czas wojny, deportacji i exodusu Polaków, utrzymana została w bardziej poważnym klimacie i wydaje się ciekawsza.

Jak już wspomniałem, dobrzy aktorzy niewiele mieli do zagrania, jednak na uwagę z pewnością zasługują Mirosław Baka w roli Ziębickiego i Paulina Gałązka jako Nechajka Słobodzian. Dzięki znakomitym zdjęciom Piotra Śliskowskiego w pamięci widzów pozostanie utrzymany w baśniowym klimacie, wykreowany przez scenografów obraz kresowej wsi, owego utraconego raju.

Sami swoi. Początek, reż. Artur Żmijewski, wyk.: Adam Bobik, Karol Dziuba, Paulina Gałązka, Weronika Humaj, Mirosław Baka Polska 2024.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.